Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (38/2000)
Polacy myślą symbolami. Uczyły ich tego katolicyzm, historia wojen, powstań, konspiracji i oporu, romantyczna literatura, teatr Wyspiańskiego, malarstwo Matejki i Malczewskiego, harcerstwo - w czasach, gdy harcerski krzyż, lilijka, chusta były znakami przynależności do szczepu ludzi szlachetnych, radosnych, dzielnych, gotowych pomóc w potrzebie. W dziesięcioleciu dojrzewania do niepodległości "gdański alfabet", palce złożone w "V", opornik wpięty w sweter były symbolami, które formacja odchodząca i formacja wynurzająca się odczytywały bez trudu. To ciężkie i mroczne dziesięciolecie okazało się jednak zbyt krótkie. Nowe wynurzyło się i rządzi, ale nie jest zbyt dojrzałe. Odchodzący nie odeszli daleko i wrócili świetnie zorganizowani. Nie starczyło czasu, aby dokonać wielkiej akcji otrzeźwienia. Pozostała nam pogłębiona wrażliwość na symbole, która teraz przynosi pożytek specom od reklamy, liderom rozmaitych formacji młodzieżowej subkultury i co zręczniejszym politykom. Człowiek, który myśli symbolami, pojmuje poezję, ma umiejętność skrótowego i głębokiego porozumienia się z innymi, ale płaci za to podatnością na manipulację. Cztery kamienie z czterech świątyń wysuniętych najdalej na wschód i zachód, na północ i południe polecił ułożyć Jan Paweł II wokół ołtarza, na którym odprawił Eucharystię dla dwóch milionów uczestników Światowego Dnia Młodych. Czy mogło być bardziej obrazowe i dobitne pouczenie, że modli się cały Kościół, że modlitwa i Ofiara obejmują cały glob, że każdy z przybyłych jest i tu, w Rzymie, i tam, w swojej dalekiej parafii? Dowodem, że potrafimy przywoływać myślenie symboliczne w dobrej sprawie było proklamowanie Karty Powinności Praw Człowieka. Symboliczny był czas i miejsce. W Gdańsku we wrześniu zaczęła się II wojna światowa, w Gdańsku w końcu sierpnia podpisano porozumienia otwierające nową erę w historii powojennej Europy. Tego dnia poświęcono ostatni z cmentarzy ofiar zbrodni katyńskiej - polską nekropolię w Miednoje. Charakterystyczne, że wśród sygnatariuszy karty znalazło się aż troje wybitnych polskich reżyserów -Andrzej Wajda, Krzysztof Zanussi, Agnieszka Holland, sekundował im prawnik i polityk Krzysztof Piesiewicz, też człowiek kina. Ich obecność może być rękojmią, że przynajmniej zostaną podjęte próby przeniesienia do sal kinowych wielkich moralnych pytań i etycznych nakazów współczesności. Każda z osób promujących Kartę swoim podpisem jest w jakiś sposób postacią-symbolem, gwarantem prawdziwości. Nie ma wśród nich "gwiazd" wypromowanych skandalem, plotką, machiną reklamy. Co będzie dalej z Kartą? Posłano ją do ONZ, do Watykanu, do Rady Europy. Pochwyciły ją media. Powinna dotrzeć do ośrodków moralnej refleksji wszystkich wyznań, wszystkich wielkich religii. To wszystko może się jednak okazać klęską, jeśli nie przyjmą jej ludzie - jeśli wierzący nie przyjmą jej jako płaszczyzny rozmowy z tymi, którzy nie wierzą; jeśli niewierzący nie przyjmą jej jako alternatywy wobec pustki, zagubienia, samotności, szczurzego wyścigu. Tej Karty nie można przyjąć jako prawa. To nie są powinności, które ktoś ma wobec mnie. Nie mam prawa sprawdzać i oceniać, czy ktoś dobrze tę kartę zrozumiał i stosuje się do niej. To ja mam ją zrozumieć, ja mam ją stosować. Odprawiając z młodzieżą "Apel Jasnogórski", Jan Paweł II wezwał młodych: "Wymagajcie od siebie, choćby nikt od was nie wymagał". Ta karta idzie na świat z Polski w ślad za papieskim: "Nie lękajcie się, otwórzcie drzwi Chrystusowi" z roku 1979, w ślad za posłaniem Zjazdu "Solidarności" z 1981 roku. Dobrze jest mieć kraj, z którego się jest dumnym. Taka duma zobowiązuje podwójnie.
opr. mg/mg