Uczą cudze dzieci

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (4/2001)

Z wielkimi oporami pracodawców i związkowców we Francji udaje się przeprowadzić zmniejszenie tygodniowego czasu pracy do trzydziestu pięciu godzin. Pracodawcy boją się, że do wykonania tej samej pracy trzeba będzie zwiększyć zatrudnienie, wzrośnie koszt robocizny, spadnie konkurencyjność firm, zaczną się bankructwa. Związkowcy boją się, że pracodawcy wykorzystają zmiany do okrojenia płac. A jednak - 35 godzin wydaje się już wywalczoną reformą - nie bez perswazji biskupów i katolickiego laikatu. W trakcie wdrażania jest rządowa inicjatywa stworzenia kilkuset tysięcy nowych miejsc stałej pracy w trzech dziedzinach - porządku publicznego, przedsiębiorczości lokalnej i szkolnictwa. Wszędzie tam, gdzie mieszkańcy czują się zagrożeni, a w szczególności w peryferyjnych dzielnicach wielkich aglomeracji miejskich ruszą na ulice patrole umundurowanych, ale nieuzbrojonych policjantów. Ci ludzie mają oddziaływać samą swoją obecnością, a także tym, że wyposażeni w telefony w każdej chwili mogą wezwać właściwe służby. Ich przeszkolenie jest krótkie i tanie, zarabiają nieznacznie więcej niż wynosi zasiłek socjalny, ale ich sytuacja jest daleko lepsza niż bezrobotnych. Czują się potrzebni i akceptowani, mają pewne możliwości awansu. Druga grupa miejsc pracy wymaga nieco lepszego przeszkolenia zatrudnionych, a także wygospodarowania pomieszczeń biurowych. Władze lokalne dają pracę młodym ludziom, którzy na prowincji mają opiekować się inicjatywami rolników, rzemieślników, grup producentów, ośrodków turystycznych. "Opiekunowie inicjatyw" komunikują ze sobą kooperantów, szukają kredytów, usług promocyjnych, doradzają w sprawie podatków, zachęcają do poszerzenia oferty. I wreszcie trzeci nurt kieruje się do szkół, gdzie zatrudnieni za niewielkie pieniądze ludzie mają po prostu być. Mają poświęcać czas dzieciom zawsze wtedy, gdy brak go nauczycielom i rodzicom. Są "systemem wczesnego ostrzegania" przed groźbą przemocy w środowiskach dziecięcych, uzależnień narkotykowych i alkoholowych. Pomagają dzieciom opóźnionym w nauce i tym, które z różnych przyczyn czują się odrzucone przez kolegów. A u nas? Według GUS przeciętne zatrudnienie w 2000 roku zmniejszyło się o 3,3 proc., a ekonomiści przewidują utrzymanie się tej tendencji. Czy jesteśmy zbyt biedni, aby skorzystać z doświadczeń Francji? A może ulegamy tym, którzy w rosnącym bezrobociu widzą gwarancje utrzymania przewagi elekcyjnej SLD? Organizacje związkowe usiłują wszystkich zagrożonych zwolnieniami obronić albo wywalczyć im wysokie, obciążające budżet odprawy. Nie mówi się o tym, że polska szkoła jest niewydolna. Źle uczy, przestała wychowywać, nie zapewnia uczniom bezpieczeństwa przed zagrożeniem przemocą, demoralizacją, uzależnieniem. Statystyki wykazują, że 90 proc. uczniów miało kontakt z alkoholem, 61 proc. piętnastolatków przyznaje się do częstego picia. Środowisko nauczycielskie nie potrafi pozbyć się ze szkół złych nauczycieli. Władze nie potrafią wyróżniać i nagradzać licznych wspaniałych nauczycieli - mądrych, poświęconych dzieciom, pomysłowych, dokształcających się. Ze szkolnictwem nie poradzi sobie ani MEN, ani sejmowa komisja, ani samorządy. Potrzebne jest powszechne zainteresowanie społeczeństwa, przede wszystkim rodziców i organizacji rodzinnych. Lata demograficznego niżu powinny być okazją do odnowy szkoły. W szkołach musi się zaleźć miejsce dla wszystkich dobrych nauczycieli - a może dla tysięcy "pomocników pedagogicznych" także.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama