Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (5/2001)
Kiedy parę tygodni temu pisałem felieton "Ciężka czapa" (GN nr 3), nie spodziewałem się, że sprawy obszaru królewieckiego staną się tak ważne w nowych układach. A mamy nowe układy - Bush syn został prezydentem Ameryki, a Platforma Olechowskiego, Płażyńskiego i Tuska stała się elementem politycznej przyszłości Polski. Te dwa fakty muszą być brane pod uwagę we wszelkich politycznych rozważaniach i ocenach spraw krajowych i europejskich. Inauguracyjne przemówienie Busha było wyraźną zapowiedzią zmian - a przecież większość obserwatorów sceny politycznej spodziewała się kontynuacji. Te przewidywania okazały się fałszywe - Bush powitał swoją prezydenturę tak, jakby należała się ona Ameryce z wyroku Opatrzności, a głosy wyborców i wyroki sądów tylko ją potwierdziły. Światu zapowiedział Amerykę silną militarnie i aktywną politycznie, a zarazem strzegącą zasad etycznych, Amerykanów wezwał, aby nie byli kibicami, lecz uczestnikami zdarzeń, zapowiedział walkę z nędzą, wspieranie edukacji, ochronę dzieci i obronę życia. Takie "wejście smoka" potwierdziło z pewnością obawy niektórych decydentów rosyjskich, może także Putina. Wprawdzie Rosja będzie nadal dostawała setki milionów dolarów, głównie na demontaż broni jądrowej, nie będzie jednak podtrzymywana przez podatników amerykańskich bez względu na to, co robi z dotacjami. Rosja poczuła się zaalarmowana i stąd seria rosyjskich demonstracji, zapowiedź wycofania części wojsk z Czeczenii, a jednocześnie rozmieszczenie na Dalekim Wschodzie nowych jednostek bombowców strategicznych, pogłoski o przemieszczaniu rakiet atomowych w okolice Kaliningradu i energicznie dementowana wiadomość o poufnych rozmowach Putina z kanclerzem Niemiec Schroederem. Według źródeł prasowych chodziło tu o dziwny handel - za umorzenie długu Unia Europejska miałaby uzyskać specjalne przywileje gospodarcze w Kaliningradzie. Czy ten prasowy przeciek był sterowany przez Kreml? Tego wykluczyć nie można. Rosja chce wobec nowej administracji amerykańskiej i jej szefa zaprezentować się jako aktywna politycznie siła prowadząca globalną politykę militarną, jako niezależny partner zjednoczonej Europy mogący oddziaływać na jej kształt i na postawę wobec Ameryki. Tych sygnałów nie należy lekceważyć. Rosja ma niewielkie pole manewru i jej demonstracje militarne i polityczne wydają się mizerne. Polska jest jednak zbyt blisko, aby nawet takie blade fajerwerki pomijać w swoich kalkulacjach. Oznaki renesansu ducha pruskiego w Berlinie nie wydają się jednak groźne. Gdyby nawet dopuścić realność najbardziej fantastycznej hipotezy o kupionej zgodzie Rosji na powrót Niemiec do Koenigsbergu, nie należałoby się bać wilhelmowskiej pikelhauby w miejscu ciężkiej czapy nad Polską. Niemcy nie mają już takiej demograficznej prężności, aby potrzebować przestrzeni życiowej. Trudno sobie wyobrazić, że niemiecką młodzież pociągnęłaby kolonizacja ekologicznie skażonych, zdewastowanych, niepewnych politycznie przestrzeni królewieckiej enklawy. Mało prawdopodobne, aby jakakolwiek inicjatywa w tym obszarze była niemiecka, a nie europejska, przecież Niemcy stają się ostatnio najbardziej europejskim państwem Unii, zwolennikiem "dwu szybkości jednoczenia" - jednej dla pionierów, drugiej dla takich wahających się i opieszałych jak Brytyjczycy.
opr. mg/mg