Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (6/2001)
Czy mogę czuć się dumny z tego, że jestem Polakiem? Czy mam być dumny, że jestem obywatelem III Rzeczypospolitej? Z pewnością duma ze swojego kraju, ze swojego państwa to ważny warunek dobrego życia. Kiedy stawiam sobie te pytania, widzę gdzieś tam daleko pochylone plecy w białej sutannie, Papieża przy biurku w Watykanie przygotowującego przemówienia na kolejną „najtrudniejszą w dziejach pontyfikatu misyjną podróż” - na Ukrainę.
Mogę być z niego dumny - ale czy mam prawo? Nie przyczyniłem się do jego wielkości. Moja mała wiara, egoizm, lenistwo przeszkodziły w rozszerzeniu działań Jana Pawła II, pogłębieniu zrozumienia jego nauki.
Nie mam prawa, ale jestem dumny z Papieża Polaka. Nie dziwię się też tym, którzy cieszą się ze skoków Małysza czy innych sportowych dokonań. Ten rodzaj dumy jest mi zupełnie niedostępny, ze względu na skazę charakteru. Gdy w telewizorze widzę sportowców, zmieniam kanał. Zazdroszczę im, że ja tu siedzę, a oni tam skaczą, biegają, kopią, odbijają piłki. Nie zazdroszczę im medali, oklasków czy zarobków - zazdroszczę im ruchu, wysiłku, emocji i ryzyka.
Poczułem się dumny, gdy widziałem naszych ratowników wyjeżdżających na tereny dotknięte trzęsieniem ziemi w Indiach. Przypomniałem też sobie moją rodzinną pielgrzymkę do Włoch w roku 1986. Dotarliśmy wtedy - 7-letnim maluchem - do Castel Gandolfo, byliśmy na dziedzińcu z kilkoma polskimi i kilkoma włoskimi grupami. Papież był tego dnia bardzo poważny, skupiony, jakby przygaszony. Dotarła do niego właśnie wiadomość o trzęsieniu ziemi w Meksyku. Razem z nim modliliśmy się w intencji poszkodowanych i tych, którzy ratowali. Wiem teraz, jak bardzo „proboszcz świata” i „ktoś najbardziej braterski” przeżywa każdą wiadomość o cierpieniach ludzi dotkniętych klęskami żywiołowymi - niezależnie od tego, gdzie wydarzyło się nieszczęście.
Dlatego myślę, że ratownictwo powinno stać się naszą narodową specjalnością w międzynarodowym podziale pracy. Po pierwsze - jest etycznie dobre. Po drugie - odpowiada możliwościom i temperamentowi Polaków. Jesteśmy zdolni do wielkiej mobilizacji sił fizycznych i duchowych w krótkim czasie, do improwizacji w nieprzewidzianych warunkach, pomysłowi. Jest w Polsce dużo młodych, sprawnych ludzi, którzy nie mają co robić, a chęć działania buzuje im w głowach, potrzebne jest ujście tej energii.
Po trzecie - udział w międzynarodowym ratownictwie - również górskim, morskim, ekologicznym - zdobywa nam międzynarodową sympatię, a także umożliwia uczestnictwo w międzynarodowych funduszach pomocowych. Jest prestiżowo i finansowo opłacalny.
Po czwarte - ratownictwo to wyspecjalizowana i zaawansowana technika, a my mamy wiele świetnych zakładów, którym grozi brak zamówień, wielu inżynierów, którzy nie mają czego projektować, wielu wynalazców, którzy mogliby dać prototypy unikatowych, eksportowych konstrukcji.
Po piąte - wiele garnizonów ma być wkrótce likwidowanych w ramach rekonstrukcji sił zbrojnych. Z pewnością koszty likwidacji można .by zmniejszyć, gdyby w garnizonach stworzyć ośrodki szkoleniowo-treningowe dla ratowników różnej specjalności. Takie ośrodki mogłyby świadczyć usługi dla firm i formacji zagranicznych.
Po szóste i ostatnie - jako podatnik byłbym dumny z tego, że moje pieniądze pomagają tym, których dotknęło nieszczęście. A jako wyborca już teraz zaczynam sprawdzać, która partia taką korzystną i piękną specjalizację Polski wstawi do swojego programu.
opr. mg/mg