Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (16/2001)
Powrotny przewóz niemieckich odpadów radioaktywnych po ich uzdatnieniu we Francji do starej głębinowej kopalni soli w Goleben, przewidzianej jako miejsce ich ostatecznego składowania, wywołał masowe protesty ekologów: ustawiali barykady na torowiskach, przykuwali się do torów, odkręcali szyny. Materiały odpadowe z Niemiec do Francji i z powrotem transportuje się od lat. Zawsze towarzyszyły temu głośne protesty organizowane przez "zielonych". W tym roku nie słyszało się o udziale "zielonych" w proteście, protestowali ekolodzy i różni zawodowi "przeciwnicy", "zieloni" nie, bo są w rządzie. Obecna przewodnicząca partii dawniej współorganizowała protesty, teraz mówiła o koniecznościach, ale nie zdobyła się na krytyczne słowo o swych dawnych praktykach. Minister ochrony środowiska, który jeszcze cztery lata temu uczestniczył głośno oraz aktywnie w protestach i domagał się natychmiastowej rezygnacji z energii jądrowej, teraz ogłasza jako sukces "zielonych" układ o pierwszym zamknięciu elektrowni atomowej w 2020 r. Ubolewa, że zarzuca mu się zdradę i prosi o zrozumienie. Czołowi politycy "zielonych", zwłaszcza ci, którzy w ramach umowy koalicyjnej z socjaldemokratami znaleźli się w rządzie federalnym, bronią się jak mogą przed zarzutem, jakoby ugięli się pod presją lobby atomowego i robili wszystko, by zachować stołki.
Nie godzi się grzebać w czyichś intencjach i motywach. Trudno też mieć pretensje do ministrów, że wraz z objęciem urzędu zmienili poglądy. Można przecież przyjąć, że zmądrzeli. Wraz ze zmianą punktu widzenia (tj. "miejsca siedzenia") zmienia się perspektywa, poszerzają horyzonty, nabywa się wiedzy o rzeczywistości. Racjonalne zachowanie, zgoła odmienne od tego, które prezentowało się będąc w opozycji, to - tak wolno sądzić - przejaw dojrzewania, budzenia się poczucia odpowiedzialności. Trzeba przy tym dodać, że zmienionej retoryce towarzyszyły czyny: zaangażowano 20 tysięcy policjantów, którzy (zwłaszcza ci ze wschodnich landów) nie zawsze obchodzili się delikatnie z protestującymi (a ci - jak to zwykle w takich sytuacjach bywa - nieraz prowokowali brutalne interwencje po to, by utrwaliły je kamery filmowe. Pałki w ruchu to łakomy kąsek autopropagandowy). Zieloni ministrowie, zwani dziś przez swych dawnych kumpli zdrajcami, zbierają teraz owoce swojej onegdajszej demagogii. Bo tak naprawdę, to przecież nikt nie przypuszcza, że oni dopiero po latach zmądrzeli. Już wtedy, gdy blokowali tory, słyszeli te same argumenty, które oni sami wysuwają dziś. Po prostu, wówczas zwodzili ludzi, robili karierę na głuchej krytyce, blokadach, żądaniach. Głosili program zupełnie nierealny, nieliczący się z rzeczywistością, ale chwytliwy.
Pytanie brzmi: jak to się dzieje, że takie oderwane od realiów programy znajdują posłuch? Dlaczego ludzie wierzą w programy gołosłowne, nastawione wyłącznie na krytykę, oszukańcze? Starożytni mawiali, że ludzie chcą być oszukiwani. Myślę, że jedną z przyczyn jest niedostatek wiedzy społecznej, ekonomicznej i politycznej. Zwłaszcza tej ostatniej brakuje. Mówi się wprawdzie dużo o "wychowaniu patriotycznym", ale - wydaje się - więcej tam uczuć i idei niż rzetelnej wiedzy o mechanizmach życia społecznego czy o regułach gry politycznej. Gdyby było inaczej, nikt nie zdołałby robić kariery na samych obietnicach. A my nie narzekalibyśmy na "klasę polityczną". Oczywiście, każdy ma prawo "nie zajmować się polityką". Ale wtedy niech nie zgłasza pretensji do polityków. Podobnie jak nie powinni narzekać ci, co się zawiedli. Sami sobie winni, dając łatwo i lekkomyślnie wiarę propagandzie właśnie przecież pod nich uprawianej. Morał z tego taki: im zawzięciej ktoś krytykuje i im więcej obiecuje, tym bardziej trzeba trzymać się od niego z dala.
opr. mg/mg