Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (21/2001)
Pod takim to tytułem urządzono w marcu w Baden--Baden międzynarodowe sympozjum poświęcone etycznym problemom związanym ze zjawiskiem, zwanym dziś globalizacją. Dla uczestników nie ulegało wątpliwości, że procesów globalizacyjnych nie da się zatrzymać. Wcale to jednak nie znaczy, że w Baden-Baden nie dostrzegano problemów, jakie globalizacja pociąga za sobą. Zabierali głos zarówno entuzjaści, jak też krytycy zaniepokojeni jej negatywnymi aspektami. O urządzonym w Baden-Baden sympozjum nie dowiedzieli się — na szczęście — tzw. przeciwnicy globalizacji, w przeciwnym razie skrzyknęliby się i urządziliby awanturę jak w Seattle, Pradze czy Neapolu. Podczas gdy „przeciwnicy globalizacji” prezentują ideologię nastawioną wyłącznie na „nie”, bez pozytywnej treści, a to, czym się zaznaczają to burdy i demolowanie sklepów oraz niszczenie samochodów, to krytycy globalizacji, zabierający głos w Baden-Baden, zajmowali stanowisko „tak, ale...”. Okazało się, że — jak to zazwyczaj bywa — zbytni entuzjazm prowokuje reakcje krytyczne.
Entuzjastą okazał się głoszący referat wprowadzający Hans-Olaf Henkel (dobrze znane nazwisko — producent środków czyszczących). Twierdził p. Henkel, że to dzięki globalizacji kształtuje się etos światowy. Globalizacja — wywodził — to triumf nie tylko gospodarki wolnorynkowej, lecz także demokracji oraz praw człowieka. Zdecydowanie głosił prymat gospodarki nad polityką. Właśnie ten pogląd spotkał się z krytyką. Zauważono, że globalizacja jest wprawdzie nieodwracalna i nieunikniona, ale nie jest przecież żadnym wydarzeniem przyrody, jak np. trzęsienie ziemi. Dlatego można na nią wpływać, sterować nią. Co więcej — podnoszono — ona potrzebuje pokierowania. Zadanie to przypada rządom państw, bankom centralnym oraz instytucjom międzynarodowym. Uznano, że trzeba sformułować jakiś ramowy porządek prawny, bo inaczej będą zagrożone nie tylko prawa człowieka i środowiska, lecz także będzie zagrożone funkcjonowanie rynku. Porządek ten musiałby opierać się na zasadach etycznych — uniwersalnych, właśnie „globalnych”. Dyskutowano, czy istnieje szansa na powszechną, na całej kuli ziemskiej zgodę co do takich zasad. Formalnie narody osiągnęły porozumienie co do poszanowania podstawowych praw człowieka, trudność w tym, że werbalnej zgodzie nie zawsze towarzyszy jednakowe ich rozumienie. Zachodzi różnica między „zachodnią” i „wschodnią” interpretacją podpisanych deklaracji i paktów.
Szczególne zainteresowanie skupił na sobie problem wzajemnego odniesienia etyki i sukcesu gospodarczego. Krytykowano tych, co przeciwstawiają etykę sukcesowi, ale przecież dostrzeżono, że nieraz trudno jedno z drugim pogodzić. Nie wolno dać się uwięzić zdaniu o „pierwszym milionie skradzionym”. Etycznie groźna i ekonomicznie zgubna jest chęć osiągnięcia zysków szybkich, doraźnych. Nadużywa się wówczas wolnego rynku dla własnego, egoistycznego interesu, podczas gdy założeniem wolnego rynku jest dobro wszystkich jego uczestników, zbywających i nabywających. A skoro tak, to też wszyscy uczestnicy winni wykazywać zdolność do samoograniczenia się. Dlatego trzeba, by sami uczestnicy — zwłaszcza przedsiębiorcy — ustalali reguły uczciwej gry, przestrzegane w ich własnym interesie. Bo globalna gospodarka wymaga globalnego etosu. Wyrażano nadzieje, że rządy państw wprowadzą mechanizmy wspierające uczciwych. A także, że konsumenci swoimi wyborami wyeliminują szalbierzy. Tak jak wymusili minimum jakości np. proszków do prania czy samochodów, gdziekolwiek by je produkowano.
opr. mg/mg