Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (42/2001)
Prezydent zawetował ustawę, która miała usprawnić działanie sądów i spowodować, aby prawo w większym stopniu było odczuwane przez środowiska przestępcze jako zagrożenie. Podobno ustawa miała liczne błędy, miejscami nie zgadzała się z Konstytucją, była przygotowywana w pośpiechu jako argument wyborczy promujący ugrupowanie „Prawo i Sprawiedliwość”. Polemika wokół ustawy i decyzji prezydenta zbiegła się w czasie z kolejną próbą rozpoczęcia procesu przeciwko tym, którzy kierowali masakrą robotników na Wybrzeżu w 1970 roku.
Na ławie oskarżonych miałby zasiąść obok innych wysokich urzędników i dowódców z czasu PRL były prezydent Wojciech Jaruzelski, były kolega partyjny obecnego prezydenta Kwaśniewskiego i premiera Millera.
Szkoda, że w dyskusjach nad odstraszającą rolą kodeksu karnego omija się przeważnie pewną kategorię przestępców i podejrzanych, którzy wydają się skutecznie chronieni przez dwa czynniki - Bunkier i Wielki Szmal. Bezkarność tych, którzy strzelali w „Wujku” do górników, sprawców zajść na Wybrzeżu, posła Leppera należy chyba do jednej kategorii. Społeczne poczucie nieskuteczności prawa wzrasta, gdy odnosi się wrażenie, że są to kategorie osób stojących ponad prawem.
Co to są Wielkie Pieniądze, każdy rozumie.
Czym jest Bunkier? To pewna grupa mocno związanych ze sobą ludzi, rozporządzających niedostępnymi dla innych środkami, informacjami i kontaktami. Bunkier to część wspólna „góry” dawnej PZPR i obecnego SLD. Bunkier chroni swoich i tych, którzy mogą mu się przydać.
Nie mam pewności ani dowodów, że Bunkier istnieje. Od lat śledzę scenę polityczną, uczestniczę w życiu społecznym. Z moich obserwacji wynika, że istnieje jakaś struktura o niejasnym zarysie, ale dużej skuteczności, związana z tymi, którzy niegdyś rządzili Polską z przyzwolenia Moskwy i którzy dzisiaj tworzą koalicyjny rząd. Czy te grupy rzeczywiście coś łączy? Każdy może sobie na to odpowiedzieć na podstawie własnych doświadczeń.
Ci, którzy bezkarność zawdzięczają Bunkrowi, nie wyrywają torebek staruszkom, nie wymuszają haraczu, nie kradną samochodów. Może więc nie warto przejmować się ich bezkarnością, a myśleć raczej o tych, przez których lęk dopada nas na ulicy. Może starać się, aby na tych właśnie był bicz prawa, który ich poskromi.
Potrzebne jest dobre, surowe prawo. Potrzebna jest sprawna policja i sądy nie dające się wodzić za nos cwaniakom, odpowiadające twardym wyrokiem na wyraźne zło. Nie łudźmy się jednak, że to uwolni nas od lęku. Ci przestępcy, którzy nie są jeszcze nad społeczeństwem, są częścią społeczeństwa. Wychodzą z naszych rodzin, mieszkają w sąsiedztwie, chodzili do szkoły z nami czy naszymi dziećmi. Ich wina, ich grzech, to nasze wspólne nieszczęście. Jak karać, nie odrzucając? Co zrobić, aby zakłady poprawcze i więzienia nie były uniwersytetami zbrodni? Co zmienić, aby w sytuacji bezrobocia znalazła się praca dla próbujących zacząć uczciwe życie po odbyciu kary?
Działają kapelani więzienni, działa stowarzyszenie „Patronat”, powołane do opieki nad więźniami i ich rodzinami. To kropla w morzu potrzeb. Lęk przed przestępstwem powinien owocować społecznymi działaniami obejmującymi przede wszystkim zagrożoną młodzież, rodziny w potrzebie, środowiska, z których wychodzą ludzie naruszający prawo. Zetknąłem się ostatnio z doświadczeniami świetlic środowiskowych, prowadzonych przez „Przymierze Rodzin” w Rawie Mazowieckiej i Kutnie. Tam, gdzie takie świetlice powstają, lęk nie znika cudownie. Znika bezradność - a to już dużo.
A nasza bezradność wobec Bunkra? Dobre pytanie, proszę o następne.
opr. mg/mg