Wspomnienie Wołynia

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (28/2003)

Ostatni tydzień skończył się kolejnym skandalem. Jeden z posłów SLD jest podejrzany o to, że zawiadomił o planowanej akcji policji partyjnego kolegę - samorządowca - wkrótce potem oskarżonego o udział w grupie przestępczej. Sprawa niewątpliwie bulwersująca. Być może gdzie indziej wywołałaby burzę. W Polsce jednak niedługo sensacją stanie się raczej brak skandali, niż odkrycie kolejnej afery. Ten natłok zdarzeń powoduje jednak, że uwadze umykają inne ważne wypadki.

Do takich niewątpliwie należą zbliżające się właśnie obchody rocznicy wołyńskiej tragedii. 11 lipca mija dokładnie 60 lat od kulminacyjnego momentu rzezi Polaków, dokonanych przez Ukraińską Powstańczą Armię. Jednego dnia, o tej samej godzinie, w różnych wsiach zamordowano 10 tysięcy osób - mężczyzn, kobiet i dzieci. Tych, którzy nie usłuchali wezwania, aby z własnej woli wynieśli się z terenów uznanych przez UPA za rdzennie ukraińskie. Była to część starannie zaplanowanej akcji, w wyniku której w latach 1943-44 na samym Wołyniu zginęło 50-60 tysięcy Polaków oraz ok. 2 tys. Ukraińców zabitych w odwecie przez AK i polską samoobronę. W sumie trwający od 1943 do 1947 roku konflikt kosztował życie 80-100 tysięcy Polaków oraz 20 tysięcy Ukraińców.

Przez lata o sprawach tych mówiono niewiele. Wołynia oficjalnie w ogóle nie wspominano. Akcja „Wisła”, czyli przymusowe przesiedlanie (często via obóz koncentracyjny w Jaworznie) Ukraińców z Bieszczad na Ziemie Odzyskane, była fragmentem panteonu peerelowskiej chwały, a nie powodem do wstydu. Po 1989 roku w Polsce wróciły oba tematy. Akcję „Wisła” potępił Senat już w 1990 roku. Przeprosił za nią w 10 lat później prezydent Kwaśniewski. Polsko-ukraiński konflikt stał się tematem kilku opracowań naukowych. Nic dziwnego, że w Polsce oczekuje się nie tylko uroczystych obchodów wołyńskiej tragedii. Wielu Polaków, szczególnie związanych z Kresami, ma nadzieję na przeprosiny ze strony ukraińskich władz. A przeprosin najprawdopodobniej nie będzie. Zapowiedział to już przewodniczący ukraińskiego parlamentu Wołodymir Łytwin i jak się wydaje w tym wypadku stanowisko władz podziela wielu obywateli. Zdecydowana większość mieszkańców Wołynia, z którymi na ten temat rozmawiałam, po pierwsze przekonywała mnie, że tak naprawdę to Polacy eksterminację zaczęli, po drugie, że polskie straty są zdecydowanie przesadzone. Osoby starsze wojnę dobrze pamiętające, dodawały jeszcze, że one same nic prócz polskich mordów nie widziały, a na pytanie, kto w takim razie spalił sąsiednią polską wieś odpowiadały krótko „nie wiem”. Wszyscy natomiast zgodnie twierdzili, że uroczyste obchody 60-tej rocznicy do niczego dobrego nie doprowadzą. Skłócą natomiast dwa przyjaźnie nastawione do siebie narody, co na rękę może być tylko Moskwie. Z podobnymi opiniami spotkałam się zresztą nie tylko na Wołyniu. Pobrzmiewają one także w części polskiej prasy. O ile jednak brak przeprosin może być zrozumiały (UPA nigdy nie była traktowana jako armia niepodległego państwa ukraińskiego), o tyle uroczyste obchody wydają mi się ważne, nie tylko dla strony polskiej. Mimo krytyki i oporów mają one szanse zapoczątkować na Ukrainie (o ile już to się nie stało) debatę, podobną być może do tej, jaka w Polsce miała miejsce z okazji Jedwabnego. Oczywiście nie jest łatwo narodowi, który uznaje się głównie za ofiarę historii, zaakceptować prawdę o krwawych i nieraz okrutnych mordach dokonywanych na Polakach nie tylko przez żołnierzy UPA, ale często także przez Ukraińców - sąsiadów. Jak jednak kiedyś ktoś powiedział - wyjmowanie kolca z rany zawsze jest bolesne, ale dopóki się go nie usunie rana nie przestanie jątrzyć się i boleć.

Korespondent Sekcji Polskiej BBC


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama