Jutro bez wczoraj

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (1/2004)

Czym byłaby przyszłość - wyczekiwana z takimi nadziejami u progu Nowego Roku - gdyby nie wyrastała z przeszłości? Może jedynie zbiorem pobożnych życzeń, albo tylko bezpodstawnym marzeniem? Cóż, przypominałaby śmierć bez narodzin, metę bez startu, czy skutek bez przyczyny. Jutro bez wczoraj byłoby, naprawdę, żałosne.

Dla jakich przyczyn mielibyśmy zapominać o przeszłości, skoro już w średniowieczu powiadano, iż jesteśmy zaledwie karzełkami siedzącymi na ramionach olbrzymów, dzięki czemu spoglądamy dalej, niż nasi przodkowie? Mielibyśmy zejść z owych ramion, a potem wspinać się na palce, aby zobaczyć cokolwiek więcej? Szkoda czasu, co zdaje się potwierdzać jeden z aforyzmów chińskich: "Gdy się kto na palce wspina / twardo stać nie może / chwiejnie kark ku ziemi zgina / gdy się kto na palce wspina..."

Od kilkunastu lat wysłuchujemy w mediach wywodów samozwańczych "autorytetów moralnych", które usiłują nam wmawiać, jakoby naszą narodową specjalnością było nieustanne rozpamiętywanie przeszłości. Zapewniają nas, że od innych mieszkańców Europy różnimy się nie tylko małą kreatywnością, ale także fascynacją narodowej martyrologii i zamiłowaniem do rozpamiętywania spraw dawno minionych. A powinniśmy, ich zdaniem, skupić się wyłącznie na przyszłości i zaniechać grzebania w przeszłości, bo to grozi rozdrapywaniem ledwo zagojonych ran. Cóż, taka pokrętna argumentacja niejednego zdołała już zwieść na manowce.

Problem jednak w tym, że zafałszowana i nierozliczona przeszłość fatalnie ciąży na chwili obecnej i nie zwiastuje pomyślnej przyszłości. Oto w jednym z najlepszych telewizyjnych programów publicystycznych, jakim jest "Czarny pies, czy biały kot?" - nadawanym co tydzień w sobotnie południe na antenie "Polsat"-u, a prowadzonym przez Krzysztofa Skowrońskiego - podjęto niedawno problem: czy możliwe jest budowanie wolnej Polski bez wyjaśnienia prawdy historycznej? Polecam Wam, zacni utracjusze raju, ów program, bo jest rzetelnie i uczciwie realizowany.

W tym brał udział m.in. Cezary Filozof, świadek śmiertelnego pobicia przez peerelowskich milicjantów na warszawskim komisariacie przy ulicy Jezuickiej Grzegorza Przemyka, syna poetki Barbary Sadowskiej. Wśród gości programu znalazł się również mecenas Andrzej Zalewski, wiceminister w rządzie Jana Olszewskiego i oskarżyciel posiłkowy w procesie o zabójstwo Przemyka. A także górnik z Jastrzębia, który został postrzelony podczas strajku w stanie wojennym. Ten ostatni przypomniał, że wówczas za przewodzenie strajkowi groziła nawet kara śmierci. Bo też stan wojenny był jednym, wielkim bezprawiem.

Czy to nie irytujące, że człowiek, który zna twarze katów Grzegorza Przemyka, od dwudziestu z górą lat zabiega bezskutecznie o ich ukaranie? MSWiA informuje go nieustannie, że akta operacyjne komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, dotyczące Barbary Sadowskiej oraz jej syna, są ściśle tajne! Pośród dokumentów, które otrzymał z Instytutu Pamięci Narodowej, znalazł się m.in. plan wypadku drogowego, który mógłby doprowadzić do jego śmierci. Tymczasem jeden ze sprawców owego pobicia jest obecnie czynnym policjantem. I to, oczywiście, po weryfikacji. Mecenas Zalewski przypomniał, iż pomiędzy 1981 a 1989 r. zamordowano z powodów politycznych sto osób, w tym trzech kapłanów.

I tak to właśnie jest z przeszłością. Jeśli nie wyjaśnimy w Ojczyźnie uczciwie spraw wczorajszych, to kiepsko widzę jutro Rzeczpospolitej.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama