Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (18/2004)
Miniony tydzień należał w Polsce do standardowych. Głośno zrobiło się o służbach specjalnych, bynajmniej nie z powodu sukcesów, a niejasnego mieszania się tychże służb w politykę. W Sejmie trwały tajemnicze targi wokół obsadzonego w końcu stanowiska marszałka i ciągle problematycznej akceptacji Marka Belki na premiera. Jednym słowem, dzień jak co dzień od miesięcy. Tymczasem w „Polityce" znany niemiecki publicysta Klaus Bachmann udowadnia, że III RP nie jest ani dużo słabsza, ani bardziej skorumpowana niż większość państw europejskich. Według niego, nagłaśnianie kolejnych afer w mediach i ciągle powtarzane utyskiwania intelektualistów, tworzą obraz gorszy od rzeczywistości. Być może. Niemniej, dobrze nie jest i marna pociecha, że „sąsiadowi też krowa zdechła".
A zdechła. W minionym tygodniu litewska Centralna Komisja Wyborcza zarejestrowała jako kandydata w przyspieszonych wyborach prezydenckich Rolandasa Paksasa, trzy tygodnie temu pozbawionego stanowiska na drodze impeachmentu. Powodem odwołania było łamanie konstytucji oraz przysięgi prezydenckiej i narażanie w ten sposób na szwank bezpieczeństwa państwa. Chodziło o głównego sponsora kampanii wyborczej Paksasa, rosyjskiego biznesmena Jurija Borysowa. Podejrzany o kontakty z międzynarodową mafią oraz rosyjskimi specsłużbami przedsiębiorca nie tylko dostał od Paksasa litewskie obywatelstwo. Prezydent uprzedził także biznesmena o toczącym się przeciwko niemu śledztwie, a w końcu marca, ku kompletnemu zaskoczeniu nawet swoich zwolenników, Paksas mianował Borysowa doradcą. Nominacja została szybko cofnięta, a prezydent w telewizyjnym przemówieniu przyznał się, że był przez swego niegdysiejszego sponsora szantażowany. Niemniej, ten ostatni akt skandalu przekonał parlamentarną większość do pozbawienia Paksasa władzy.
Nie wiadomo tylko, na jak długo. Zapewniający niezmiennie współobywateli o swojej niewinności Paksas zyskał bowiem poparcie stworzonej ongiś przez siebie Partii Liberalnych Demokratów. Ci zaś zgłosili jego kandydaturę w mających odbyć się 13 czerwca wyborach. Po wahaniach Komisja kandydata Paksasa zarejestrowała, gdyż w litewskiej konstytucji brakuje przepisu zabraniającego usuniętym w wyniku impeachmentu politykom udziału w życiu politycznym. Przeciwnicy byłego prezydenta chcą zaskarżyć całą sprawę w Sądzie Administracyjnym, ale przynajmniej na razie Paksas startować w wyborach może. Co więcej, ma spore szansę na wygraną. Dlaczego? Po pierwsze, były prezydent od miesięcy jeżdżąc po Litwie przekonywał współobywateli, że cała sprawa to polityczny spisek uknuty przez jego przeciwników przestraszonych antykorupcyjnymi działaniami Paksasa. Po drugie, ci sami przeciwnicy najwyraźniej nie potrafią wystawić w wyborach jednego kontrkandydata. Z kolei prawica najchętniej postawiłaby na poprzednika Paksasa Valdasa Adamkusa, notabene prowadzącego w przedwyborczych sondażach. W sytuacji rozbicia głosów szansę Paksasa na powtórną wygraną wyraźnie rosną. No cóż, Klaus Bachman ma chyba rację -nie tylko Polska ma szansę wejść do Unii skłócona i w atmosferze politycznego skandalu.
Korespondent Sekcji Polskiej BBC
opr. mg/mg