Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (18/2004)
Najpierw muszę wyznać, że nie fetuję triumfalnego powrotu na ring Andrew G. Nie fetuję, a nawet oburzam się na tytuły prasowe typu „Gołota odkupił winy". Oczywiście, każdy człowiek ma różne winy. Andrew G. ma winy z tytułu swojego zawodu - haniebnie uciekał z ringu, a kiedy na nim stawał, zazwyczaj walczył nieczysto. Czy jednak „odkupieniem" jest to, że bokser, który zarabia na życie z racji tego, że obija kogoś po twarzy i brzuchu, dotrwał do końca w ringu i walczył w miarę zgodnie z zasadami? Jak jednak wiadomo, przypadek Andrew G. jest o tyle bardziej skomplikowanym, że największe zwycięstwa odnosił on nie na ringu, ale w innych miejscach publicznych - w barze czy na postoju taksówek. Tam gładko zwyciężał amatorów - podchodził do przypadkowych ludzi i obijał ich gruntownie i skutecznie. Różnica między jednym biciem a drugim jest jednak taka, że jedno jest sportem, a drugie przestępstwem. To drugie (przestępstwo) wiąże się z winą w sensie ścisłym. A ono nie zostało ani odkupione, ani nawet rozliczone sprawiedliwie.
Oczywiście, w przypadku sukcesu polskiego sportowca, choćby był przestępcą, odzywają się narodowe emocje. One zasłaniają zdolność postrzegania rzeczy takimi, jakimi są.
Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę prymat emocji nad zasadami -to.... Na przykład trudno odmówić Izraelczykom emocji gniewu i oburzenia z powodu sytuacji politycznej, w której żyją. Stan nieustannej wojny z wrogiem, który jest wrogiem zakamuflowanym, sięgającym po terror. Niemniej zabójstwa kolejnych liderów przestępczych organizacji palestyńskich niewiele mają wspólnego z zasadami sprawiedliwości. Ponad nią biorą górę emocje odwetu i zemsty. Nie wróży to niczego dobrego. Okazuje się bowiem, że jedna i druga strona, w imię tych samych subiektywnych zasad, sięga po usprawiedliwiony we własnym mniemaniu terror. W dobie powszechnej, jakby się wydawało, walki z terroryzmem sytuacja na Bliskim Wschodzie sprawia wrażenie, jakoby ten rejon był wyłączony spod ogólnie uznanych zasad. Walka -posługując się metaforą z pierwszej części mojej refleksji - przypomina już nie ring bokserski, ale tzw. „wolną amerykankę". Problem w tym, że widowiskowość jest tutaj przesłonięta przez autentyczny ból, cierpienie i śmierć.
opr. mg/mg