Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (2/2004)
W dobie budowy kapitalizmu „dla swoich", ponad połowa obywateli Rzeczpospolitej pędzi żywot na granicy minimum biologicznego: to za mało, żeby normalnie żyć, choć nadal jeszcze tyle, aby nie umrzeć. Część usiłuje zaradzić bieżącym niedostatkom poprzez zaciąganie kredytów, czy kupowanie na raty, ale to niebezpieczna zabawa. Bo kiedy kredyt zacznie się spłacać kolejnym kredytem, a raty - pożyczką zaciągniętą u szwagra, to owo „dolce vita" skończy się szybciej, niż później. I pewnego poranka do drzwi ktoś zapuka, a nie będzie to, niestety, sympatyczny listonosz, tylko komornik. Każdy ma swój rozum, toteż warto się nim posługiwać zanim będzie za późno. Zwłaszcza, że koszty utrzymania nadal rosną, a skromne pensje ani drgną. W tej sytuacji niejeden dziwi się, że ludzie cokolwiek jeszcze próbują budować.
Powiadają nam, że mieszkańcy krajów wysoko rozwiniętych, nie przywiązują się tak do swoich domów, jak my. U nas często słyszy się deklarację: „Tu żyję i tutaj umrę, bo jam tu rodzon!". Ale, tak naprawdę, tkwimy w beznadziei mieszkaniowej, bo taka jest polska rzeczywistość. Wprawdzie pamiętamy, że Aleksander Kwaśniewski w pakiecie swoich „gruszek na wierzbie" obiecywał kiedyś młodym ludziom mieszkania, ale kto by tam poważnie traktował zapowiedzi polityka, który specjalizuje się w głoszeniu „prawdy inaczej"? Później zaproponowano uwłaszczenie mieszkań komunalnych i kwaterunkowych, ale zaraz też wspominano o podatku katastralnym.
W mediach od kilku miesięcy mówi się o ożywieniu, a nawet boomie w budownictwie, ale powodów do entuzjazmu - wierzcie mi, zacni utracjusze raju - nie ma. Kiedy bowiem minie 1 maja i w górę pójdzie podatek VAT na materiały oraz usługi budowlane, wszystko wróci do normy. Zwłaszcza, że ten rok jest ostatnim, w którym można korzystać z ulgi budowlanej. I znowu okaże się, że miało być lepiej, a wyszło jak zawsze.
Owa cezura czasowa wymogła na indywidualnych inwestorach, a także developerach, wyjątkowy pośpiech, zarówno w zakresie usług, jak i w zakupie materiałów. A podatek będzie wyższy dzięki inwencji naszych - czy raczej „ichnich" - negocjatorów, którzy tak „dzielnie" spisali się w mediacjach z Unią Europejską. Trudno, doprawdy, pojąć, dlaczego ustalono 22-procentowy VAT, skoro np. Czesi zdołali wytargować 15 procent. Tymczasem peerelowskie blokowiska ulegają degradacji, zaś ich lokatorzy skazani są na mieszkanie tam aż po kres swoich dni, choć już obecnie większość tych straszydeł należałoby rozebrać. Na dodatek, z powodu braku pieniędzy, wielu lokatorów długo jeszcze nie będzie stać na przeprowadzenie jakichkolwiek remontów. Wygląda więc na to, że własne mieszkanie nadal będzie towarem luksusowym, pozostającym dla wielu ludzi jedynie w sferze marzeń.
O posiadaczach spółdzielczych książeczek mieszkaniowych lepiej nie wspominać, bo nieźle ich wykiwano - wiem coś o tym. Cóż z tego, że rodzice zakładali swoim dzieciom książeczki, składając co miesiąc grosz do grosza, skoro ostatecznie pełny wkład wystarcza obecnie na zakup kilku metrów kwadratowych mieszkania w „Szuflandii"? Cóż, ceny mieszkań jakie są, każdy widzi: np. w Warszawie są już porównywalne z nowojorskimi!
Tymczasem wiadomo, że bez własnego dachu nad głową żadna rodzina normalnie żyć nie może.
opr. mg/mg