Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (22/2004)
Prawybory do Parlamentu Europejskiego we Wrześni wygrała Platforma Obywatelska, to dobra wiadomość. Gorsza, że PO zaledwie o niecałe trzy punkty wyprzedziła Samoobronę. Nie potwierdziły się więc sondaże wskazujące na spadek poparcia dla partii Andrzeja Leppera. Socjologowie pewnie będą tłumaczyć ten wynik niską frekwencją. Niemniej, polska scena polityczna otrzymała kolejne ostrzeżenie. Z jakim skutkiem? Najprawdopodobniej kilka autorytetów po raz kolejny załamie ręce nad stanem świadomości społeczeństwa, kilku polityków wygłosi czarne proroctwa dotyczące ewentualnych rządów znanego populisty. Rzeczywiście, Leppera trudno uznać za męża stanu, niemniej nie jest on na scenie europejskiej tak kompromitującym wyjątkiem jak utrzymują niektórzy. Ma Francja swego Le Pena, Austria Heidera, Włochy Berlusconiego, ergo Lepper to raczej populistyczny standard niż wyjątek. Większym problemem wydaje się reszta polskich polityków. Z jednej strony, narzekających na Leppera, z drugiej, w większości robiących wszystko, aby wodzowi Samoobrony zagwarantować wysoką pozycję.
W ostatnim tygodniu Polacy częstowani byli przedłużającym się spektaklem pt. Nowy Rząd, czyli Belką go czy nie Belką, a jeżeli Belką, to na jak długo. Najdłużej Belkę, bo co najmniej kilka miesięcy, chciałby Prezydent i SLD. Wszyscy inni opowiadają się za przyspieszonymi wyborami - jesienią. Przy czym zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy jesiennego terminu tłumaczą swoje racje dobrem Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Czyli zależnie od pozycji przekonującego tylko przyspieszone lub późniejsze wybory mogą uchronić Polskę przed: a. katastrofą w służbie zdrowia, wywołaną nieuchwaloną, stosowną ustawą (obecna obowiązuje tylko do końca tego roku); b. załamaniem dobrego wzrostu gospodarczego; c. chaosem, który doprowadzi do wygranej Andrzeja Leppera.
Fakt, iż obie strony przytaczają te same argumenty, pozwala niestety przypuszczać, że za deklamacjami o dobru ogólnym kryją się całkiem partykularne interesy. Platforma Obywatelska osiągnęła szczyt popularności i boi się, że im dalej, tym będzie gorzej, PiS w zasadzie chce wcześniejszych wyborów, ale ciągle się waha, z kim zawrzeć w przyszłości koalicję. Platforma jest irytująco silna, z kolei LPR może okazać się za słabe. Do wyborów bardzo spieszno PSL, obawiającemu się stałe spadającego poparcia. Zupełnie nie spieszy się natomiast SLD, który ma nadzieję, że po odejściu Millera, jesiennym nadzwyczajnym kongresie i ewentualnych zmianach władz, zdoła choć w części odzyskać utraconą pozycję. Najgorętszym orędownikiem rządu Belki i późniejszych wyborów jest jednak Aleksander Kwaśniewski. Prezydent już dawno tak bardzo nie zaangażował się w żadną sprawę, a to zdaniem niektórych może świadczyć, że chodzi tu nie tyle o stabilizację sytuacji gospodarczej państwa, co raczej dopilnowanie dokończenia różnych prywatnych interesów gospodarczych prezydenckiego otoczenia, do czego prof. Belka, ekonomista od dawna związany z Aleksandrem Kwaśniewskim, znakomicie się nadaje. Gry i zabawy dookoła terminu nowych wyborów potrwają jeszcze kilka tygodni na oczach coraz bardziej znudzonego społeczeństwa. Chyba że politycy wyciągną jakieś wnioski z przeprowadzonych we Wrześni prawyborów. Przy czym równie dużo do myślenia jak wysoka pozycja Leppera, powinna im dać frekwencja. Mimo iż wcześniej obywatele podpoznańskiego miasteczka obiecywali ponad 70-proc. udział w głosowaniu, ostatecznie do urn przyszło 12 proc. mieszkańców.
Korespondent Sekcji Polskiej BBC
opr. mg/mg