Bush u tronu Rybaka

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (24/2004)

Wizyta Prezydenta USA George W Busha u Ojca Świętego Jana Pawła II miała symboliczny charakter. Lider największego mocarstwa na ziemi schylał swą głowę przed największym autorytetem moralnym dla setek milionów ludzi. Gdy okazało się, że Papież wybiera się z wizytą do Szwajcarii i może zajść kolizja terminu jego wyjazdu z pobytem prezydenta USA w Rzymie - Bush przyśpieszył swoją wizytę w Europie o 12 godzin, byle tylko mieć pewność, że dojdzie do audiencji.

Dla nikogo nie jest tajemnicą, że Ojciec Święty przeciwny był interwencji militarnej w Iraku.

Bush wybrał drogę akcji wojskowej i mimo sukcesu obalenia Saddama Hussajna - zmaga się z trudnościami utworzenia samodzielnego irackiego rządu.

Ojciec Święty przyjął amerykańskiego prezydenta jako człowieka, od którego zależy pokój mieszkańców Bliskiego Wschodu.

Nie wiemy, jakie słowa padły w czasie rozmowy w cztery oczy, ale znamy niezmienną od lat cechę dyplomacji Jana Pawła II. Papież wie, że jego opinia ma w dzisiejszym świecie ogromną wagę, ale używa jej nie dla politycznych gier, ale jedynie w trosce o pokój dla zwykłych ludzi. Ojciec święty nigdy nie szafuje mocnymi słowami - woląc raczej swoją pokojową argumentacją odmieniać serca mężów stanu tego świata.

Media niechętne Bushowi przedstawiały wizytę prezydenta USA u tronu następcy Ś w. Piotra niemal jako konfrontację. Złośliwie sugerowano, że walczący o prezydencką reelekcję Bush przybył do Watykanu jedynie po to, by zrobić sobie zdjęcie z Papieżem potrzebne do zjednania katolickich wyborców w USA. To niezwykle prymitywne schematy.

Protestant Bush od lat podkreśla moralny autorytet Ojca Świętego i uważa go za swojego sojusznika w walce o ochronę życia ludzkiego i nienaruszalność rodziny. Minęły już czasy, gdy protestancki establishment polityczny w USA żył antykatolickimi uprzedzeniami. Katolicy amerykańscy dobrze pamiętają wystąpienie Busha w 2001 roku, w czasie otwarcia w Waszyngtonie Centrum im. Jana Pawła II. Prezydent USA powiedział wówczas: „Słowa Jana Pawła II powinni przyjmować i wcielać w życie nie tylko katolicy, ale i wszyscy Amerykanie".

Tego przejawu ekumenizmu prezydenta największego mocarstwa świata nie podchwyciła jednak żadna z postępowych gazet. Nikt jakoś nie pisze też o przełamywaniu barier - gdy protestanci i katolicy łączą swe działania na polu walki o życie nienarodzonych dzieci, czy sprzeciwu wobec małżeństw homoseksualnych.

Bush w tej mierze idzie drogą zmarłego właśnie prezydenta Ronalda Reagana, który zawarł nieformalny sojusz na rzecz wartości ze Stolicą Apostolską w dziele obalenia komunizmu.

Jego polityczny spadkobierca - George Bush junior aktywnie działa, by konstytucja USA zdefiniowała małżeństwo jako związek osób różnej płci, występuje na rzecz zakazu klonowania, a ostatnio przyczynił się do delegalizacji najbardziej barbarzyńskiej formy aborcji poprzez tzw. poród częściowy.

Spotkanie dwóch wielkich liderów -szefa mocarstwa z tego świata i mocarstwa ducha to dobry znak. Szacunek Busha wobec Ojca Świętego - to krzepiący sygnał pokory przywódcy świata Zachodu wobec nauki moralnej Jana Pawła II.

Publicysta

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama