Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (30/2004)
Rozpowszechniająca się, w zastraszającym tempie, plaga seksualnego wykorzystywania dzieci budzi trwogę. Niestety, niecnej działalności tego rodzaju zboczeńców sprzyja skrajna bieda, w jakiej żyje coraz więcej dzieci, często bez dachu nad głową, a na dodatek w towarzystwie nierozumnych albo podłych dorosłych. Jeśli bowiem są gotowi użyczyć pedofilowi własne dziecko za pieniądze, albo nawet butelkę wódki, to jak ich nazwać? A cóż powiedzieć o tych, którzy - jak choćby w sprawie dyrygenta chóru oskarżonego o pedofilię - woleli manifestować solidarność z nim, zamiast bronić własne dzieci? Jeśli ktoś aż tak łapczywie pragnie kariery dla swego dziecka, że gotów jest uczynić z niego towar, to sam dyskwalifikuje się moralnie i podważa własne kwalifikacje do rodzicielstwa.
W ostatnich dniach nie milknie wrzawa wokół zatrzymania znanego psychologa Andrzeja S. Toczą się spekulacje, czy jego książka „Magia szklanych kulek" jest autobiografią, jako że opisuje losy psychoterapeuty-pedofila. Czy istnieje klucz do jej odczytania i czy pod występującymi tam postaciami ukrywają się jego rzeczywiści wspólnicy? Snuje się domysły, czy podejrzany działał w pojedynkę, czy w zorganizowanej grupie, padają nawet nazwiska, ale my darujmy sobie owe sensacje, bo sprawa jest nazbyt tragiczna, aby karmić się plotkami. Całe szczęście, że rosnące przyzwolenie dla rozmaitych dewiacji oraz zboczeń nie dopuszcza jeszcze krzywdzenia dzieci. Co widać po reakcjach większości ludzi, przerażonych zarazą pedofilii.
Dlaczego jednak nie wszystkich? Głosy medialnych tuzów psychologii: Santorskiego i Eichelbergera -z prof. Czapińskim i wstrząsającym, jak zwykle, Tymochowiczem - na dokładkę, broniące Andrzeja S. przed pochopnymi sądami, wywołały skandal. Bo też to, co opowiadali na zwołanej konferencji, wymownie ilustruje bezmiar hipokryzji, w imię fałszywie pojmowanej solidarności środowiskowej. I to także po jego przyznaniu się, już na etapie składania wyjaśnień, do winy. Prof. Janusz Czapiński ośmielił się nawet powiedzieć: - Pokażcie mi ofiary, a będę im współczuł (!). Z kolei Wojciech Eichelberger apelował, aby nie wytwarzać wokół pedofilii atmosfery osaczenia (?), aby cierpiący na ową przypadłość... nie zeszli całkowicie do podziemia. Zaś Jacek Santorski, znany psycholog biznesu i wydawca książek Andrzeja S., drżącym głosem przeprosił... podejrzanego. Tak zachowuje się psycholog w obliczu zbrodni pedofilii? Panowie, jak Wam nie wstyd? Dlaczego martwicie się o oprawcę, a nie o skrzywdzone dzieci? Mam nadzieję, że teraz środowisko psychologów uzna każdego z Was za persona non grata, a czytelnicy przestaną kupować Wasze książki. Zamiast troszczyć się wyłącznie o swoje interesy, może zrobilibyście rachunek sumienia: dlaczego - jako dobrzy znajomi oskarżonego i profesjonaliści psychologii - nie zdołaliście dostrzec wcześniej nic niepokojącego w jego zachowaniu?
Przebiegłości Andrzeja S., a pewnie i owemu niemoralnemu wsparciu, zawdzięczamy teraz jego niedorzeczne próby usprawiedliwienia podłych czynów. Powiada on, że prowadził jedynie eksperymentalną formę terapii, polegającą na pobudzaniu sfer erogennych, aby leczyć małych pacjentów np. z autyzmu. Cóż, jeśli się ma takich obrońców...
Jako rodzice musimy za wszelką cenę ochronić nasze dzieci przed fałszywymi przyjaciółmi, którzy pozorując troskę o ich dobro, chcą je skrzywdzić. To nasze święte prawo i obowiązek, nikt nas w tym nie wyręczy.
opr. mg/mg