Od konstytucji do eurokonstytucji?

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (17/2007)

W kwietniu minęła 10. rocznica uchwalenia przez Zgromadzenie Narodowe obowiązującej konstytucji, a początek maja przypomina nam konstytucję uchwaloną w 1791 r. przez Sejm Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Jej preambuła przywoływała Imię Boga w Trójcy Świętej Jedynego, a święta wiara katolicka została w niej uznana za religię panującą. Ustawa oddzielała władzę wykonawczą od ustawodawczej i wskazywała na niezależny Sejm jako najważniejszy organ władzy. Był to więc model ustrojowy pośredni między amerykańskim systemem prezydenckim a dziedziczną monarchią parlamentarną w stylu brytyjskim. Poddanie ministrów kontroli parlamentu miało chronić wolność, zapobiegać nadużyciom i budzić aktywność dla dobra publicznego. Niestety, wkrótce renegaci skupieni w konfederacji targowickiej dostarczyli carycy Katarzynie II - i spiskującym z nią innym despotom - pretekstu do pozbawienia Polski niepodległego bytu.

Jakże odmiennie brzmi preambuła obecnej konstytucji! Wytrawni specjaliści od kompromisów zafundowali nam dziwaczną formułę o „źródełkach", która stanowi, że jest to akt wszystkich obywateli RP, zarówno wierzących w Boga, jak i tych, którzy nie podzielają tej wiary, a uniwersalne wartości wywodzą z innych źródeł. I trudno to będzie zmienić. Ustawa zasadnicza jest aktem o najwyższej mocy prawnej, określającym podstawy ustroju państwa, i dlatego próby wprowadzania zmian obwarowane są specjalnym procedowaniem, o czym przekonaliśmy się niedawno, gdy - pomimo poparcia 60 procent posłów - nie udało się wprowadzić zapisu o ochronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Wielu politykowi komentatorów uznało wówczas, że konstytucja obroniła się. Czyżby sądzili, że mamy ustawę doskonałą, obowiązującą po wsze czasy?

Tymczasem nad Starym Kontynentem krąży widmo eurokonstytucji, która ignoruje nasze chrześcijańskie korzenie. Ten przegadany dokument, liczący aż 465 stron, tworzy podwaliny pod superpaństwo, na rzecz którego w znacznym stopniu utracilibyśmy suwerenność. Twórcy Konstytucji 3 maja - choć nie brakowało pośród nich masonów - zapytaliby zapewne, po co nam taka konstytucja? I mieliby prawo, bo Polska jest prekursorem konstytucjonalizmu europejskiego.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama