Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (5/2008)
W ciemności zawsze rodzi się podejrzliwość. Jak ją zlikwidować? Oświetlić. Ale nie światłem o mocy 5 tysięcy watów, bo tak mocne światło może oślepić, zamiast oświetlić... Mam wrażenie, że tak właśnie dzieje się z książką Jana Grossa, która - gdyby była rzetelnie i solidnie napisana - mogłaby stać się takim oświetleniem, padającym na zawile stosunki polsko-żydowskie.
Niestety, radykalizm zawarty we wszystkich sformułowaniach i stwierdzeniach autora „Strachu" co najwyżej może czytelnika oślepiać i zamiast zbliżyć strony sporu do siebie, jeszcze bardziej ugruntowuje je w swoich przekonaniach.
Radykalizm, fragmentaryczność i uogólnienia, które stosuje autor „Strachu", sprawiają, że książka ta może stać się poważnym zagrożeniem dla dialogu polsko-żydowskiego, nad którym obie strony pracowały latami. Radykalizm zazwyczaj bowiem zaostrza spór.
Gross wielokrotnie na stronach „Strachu" stawia Kościołowi zarzut milczenia, cichego przyzwolenia na zbrodnie popełniane na narodzie żydowskim. Wymienia m.in. wielkiego metropolitę księcia kard. Adama Stefana Sapiehę jako tego, który milczał. Tymczasem przecież kard. Sapieha zakładał komitet książęco-biskupi z myślą, by pomagać wszystkim prześladowanym w szukaniu schronienia. I warto dodać, że z tej pomocy korzystali wszyscy - i Polacy, i Żydzi.
Kiedy kard. Sapieha słał protesty do Berlina, to czynił to w obronie obywateli Polski, bez względu na narodowość. Ale niestety nie dowiemy się tego z najnowszej książki Jana Tomasza Grossa. Dowiemy się za to, że kard. Sapieha nie przeciwstawił się, że milczał, że nie uczynił nic, by ratować Żydów. Przypomina mi to trochę nagonkę na papieża Piusa XII, że w czasie wojny nie interweniował w sprawie Holokaustu.
Wówczas też mało kto wspominał, że na koszt Stolicy Apostolskiej przerzucono z Europy do Ameryki Południowej ok. 30 tysięcy Żydów. I to właśnie z inicjatywy ówczesnego papieża. W Niemczech z kolei niektórzy proboszczowie oficjalnie zabrali głos, by potępić działania nazistów i zaraz potem zostali zamordowani. W ten sposób niewiele pomogli uciskanym Żydom.
Nie należy wydawać wyroków, nie znając albo nie przedstawiając pełnego obrazu sytuacji oraz szerszego kontekstu takich a nie innych zachowań. Książce Grossa brakuje właśnie obiektywnego spojrzenia na problem i umiejscowienia go w określonych realiach.
Ze smutkiem przyjęliśmy wiadomość, że tę jakże stronniczą i niesprawiedliwą książkę wydało wydawnictwo odwołujące się do swojego chrześcijańskiego etosu oraz do idei swoich ojców założycieli. Ktoś może powiedzieć, że wydanie książki Jana Tomasza Grossa jest elementem otwarcia się na świat, ale mam wrażenie, że chrześcijańskie otwarcie na świat polega na czymś zupełnie innym.
Na tym mianowicie, by zawsze naświetlać sprawę z dwóch stron, by zawsze pokazywać różne jej interpretacje, po to, aby przekazywana treść była jak najpełniejsza. Przecież jeśli wejdziemy do banku z monetą, która ma tylko reszkę, to nic nie uzyskamy. Bez orła moneta jest bowiem całkowicie bezwartościowa. Dopiero kiedy posiada dwie strony, nadaje się do użytku i można ją wprowadzić do powszechnego obiegu. „Strach" Grossa jest właśnie taką monetą bez orła, zwykłą fałszywką i jako taka z pewnością nie mieści się w kanonach otwartości chrześcijaństwa.
opr. mg/mg