Raz, dwa, trzy - prezydentem będziesz ty!

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (10/2008)

W czasie, gdy u nas -w ramach przekomarzań pomiędzy PO i PiS - trwają dyskusje, czy w przyszłych wyborach prezydenckich rywalem Tuska będzie Kaczyński, czy Ziobro, Rosjanie wysłuchali pożegnalnego przemówienia Putina, który wezwał ich do udziału w wyborach. A kto ma kłopoty ze słuchem, temu dopomogą funkcjonariusze FSB. Podobno zachęcają już lud do odpowiedzi na apel „umiłowanego Władimira" - a zachęcać to oni potrafią, oj potrafią! - odwiedzając m.in. kolejne szkoły oraz szpitale. W jakim celu? Aby przestrzec niezdecydowanych, że kto nie zagłosuje, powinien się liczyć np. z utratą pracy. Cóż, powszechnie wiadomo, że pomimo pożegnania to nie koniec ery Putina, a namaszczony przez niego „carewicz" Dmitrij Miedwiediew nie ma właściwie kontrkandydata. Zapewnia on Rosjan o swoim umiłowaniu wolności i zapowiada reformę prawa, prywatyzację, obniżenie podatków, a także walkę z korupcją i biurokracją. Nie za wiele? Mieńsze da łuczsze -wzdycha, zapewne, niejeden Rosjanin, bo przecież lepiej mniej, a dobrze niż wiele, a źle.

Za to bracia Czesi, po dość komicznych perturbacjach - trzech turach głosowań zakończonych fiaskiem - doczekali się wreszcie wyboru nowego-starego prezydenta. Reelekcji Vaclava Klausa można im tylko pozazdrościć, bo na tle zastępów dziwacznych, „różowych" polityków europejskich to prawdziwy mąż stanu. Nie ukrywa swego szczerego przywiązania do wartości chrześcijańskich jako wyznaczników naszej cywilizacji, podkreśla znaczenie tradycyjnej rodziny i szacunek dla ludzkiego życia. A przy tym wszystkim jest uodporniony na wszelakie nowinki płynące z Brukseli. To chyba nieźle wróży Republice Czeskiej na najbliższe lata.

Tymczasem za Wielką Wodą dobiega końca wyścig o nominacje prezydenckie. W łonie republikanów walka już się praktycznie zakończyła, z chwilą wycofania kandydatur byłego burmistrza Nowego Jorku, Rudolpha Giulianiego oraz żarliwego mormona, miliardera Mitta Ronneya. Na placu boju pozostał doświadczony waszyngtoński wyjadacz John McCain, weteran wojny wietnamskiej, który oczekuje na nominata demokratów. Sondaże zdają się wskazywać, że zostanie nim ciemnoskóry Barack Obama, bo rezygnacja p. Hillary - małżonki niezapomnianego Willusia Clintona - jest już chyba tylko kwestią czasu. Próbowała wprawdzie w starciu o Biały Dom wypomnieć rywalowi jego przeszłość narkotykowo-alkoholową, ale nic jej to nie pomogło. Obamie nie ufa wprawdzie armia, a ostatnio opublikowano jego zdjęcie sprzed dwu lat w turbanie na głowie, gdy odwiedził Kenię, ojczyznę swych muzułmańskich przodków. Przypomniano też Amerykanom, że nosi drugie imię Hussein, odwołując się do ich obaw przed skolonizowaniem USA przez islam. Z jakim skutkiem? Poczekajmy, przekonamy się podczas listopadowych wyborów powszechnych.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama