Dlaczego wzorem Angeli Merkel jest caryca Katarzyna II
Na wyniki wyborów to nie wpłynęło, ale sobotnia wypowiedź pani Angeli Merkel, chadeckiej kandydatki na urząd kanclerza Niemiec, na pewno uwiarygodniła wiele obaw wyrażanych w Polsce podczas nieustannej kampanii wyborczej ostatniego półrocza. Otóż desygnowana pani kanclerz stwierdziła, że jej wzorem osobowym jest caryca Katarzyna II, a portret Niemki na rosyjskim tronie powiesi w swoim gabinecie.
Niespodziewanie obawy wyrażane przez Lecha Kaczyńskiego w końcówce kampanii wyborczej zyskały więc bardzo obrazowe - dosłownie i w przenośni - potwierdzenie.
Nie dziwi również chłodna reakcja części prasy w Niemczech i Rosji na wynik polskich wyborów prezydenckich. Niektórzy pamiętają jeszcze skandaliczną wypowiedź rosyjskiego ambasadora w Polsce, który po zwycięstwie Aleksandra Kwaśniewskiego nad Lechem Wałęsą oznajmił, że „nareszcie w Warszawie rządzić będą ludzie, którzy rozumieją po rosyjsku". Lech Kaczyński po rosyjsku mówi i rozumie całkiem dobrze, ale niewątpliwie w kategorii opisanej przez niegdysiejszego ambasadora Rosji się nie mieści. Mimo że prezydent ma bardzo niewielkie uprawnienia konstytucyjne w polityce zagranicznej, to obyczaj wytworzony przez obu poprzedników Lecha Kaczyńskiego sprawia, że rola głowy państwa w polityce międzynarodowej, zwłaszcza w kreowaniu jej strategicznych kierunków, jest znacząca. A deklaracje nowego prezydenta nie pozostawiają wątpliwości, że nie będzie to polityka bierności i reagowania na wydarzenia, a polityka aktywna. Aktywna, czyli nastawiona na kreowanie wydarzeń. Bez wątpienia jednym z pierwszych działań nowego rządu i prezydenta elekta powinno stać się odbudowanie kompletnie zniszczonego przez poprzednie rządy bezpieczeństwa energetycznego Polski. To nie tylko kwestia protestowania przeciwko pomysłom budowy nie-miecko-rosyjskiego gazociągu pod Bałtykiem. Polska przede wszystkim powinna zabrać się do budowania koalicji państw wewnątrz Unii Europejskiej, nastawionej na zasadniczą zmianę strategii energetycznej UE. Bo dzisiejsza była konstruowana dla Unii dwunastu państw. Zarówno Szwedzi i Finowie, jak i większość państw przyjętych do UE w ubiegłym roku mają w tej dziedzinie interesy odmienne od Francji, Niemiec czy Włoch i Bruksela musi to w swojej strategii uwzględnić.
Zadaniem nowego prezydenta i rządu będzie również przekonanie Unii, że powinna ona zdecydowanie aktywniej włączyć się w proces reformowania Ukrainy. Kijów bez pomocy (nie tyle finansowej, ile dotyczącej transferu wiedzy, technologii i inwestycji) po prostu sobie nie poradzi i niczym ryba do saka wpadnie kolejny raz w objęcia Moskwy. A dla niezależności energetycznej Europy Środkowej Ukraina ma znaczenie kluczowe. I wreszcie niezbędne będzie zaproszenie Stanów Zjednoczonych do dużo bardziej aktywnej polityki w naszym regionie. Lech Kaczyński podkreśla, że traktuje Waszyngton jako partnera pierwszej kategorii, stanie jednak wobec szalenie trudnego zadania skłonienia George'a Busha do tego, by i on traktował Polskę jako stabilnego, a nie egzotycznego sojusznika.
Miejsce polityki „brata łaty" uprawianej przez Aleksandra Kwaśniewskiego zajmie polityka bardziej powściągliwa w gestach, ale bardziej treściwa w wykonaniu nowego prezydenta i rządu. Należy tylko mieć nadzieję, że nie dojdzie do konfliktów kompetencyjnych w trójkącie prezydent-premier-minister spraw zagranicznych, bo obowiązująca konstytucja RP niemalże takie konflikty wymusza. Wbrew rozpowszechnianej legendzie Polska zmarnowała ostatnie cztery lata na arenie międzynarodowej i nowej ekipie przyjdzie odrabiać gigantyczne zaległości.
Atmosfera odrabiania tych zaległości dobra tymczasem nie będzie, bo w kampanię przeciwko prezydenturze Lecha Kaczyńskiego zaangażowała się znaczna część polskich elit. Wyraźnie widać, że te z mediów zachodnich, które miały polskich przyjaciół, szczególnie z kręgu prasy liberalnej („Gazeta Wyborcza" czy „Polityka"), straszyły swoich czytelników nieobliczalnym „prawicowym populizmem" Kaczyńskiego i PiS. Daje to nowemu rządowi pewien handicap, gdy będzie budził nieodparte zdziwienie, że nie przyjeżdża na spotkania międzynarodowe z nożem w zębach, ale handicap ów będzie działał krótko. Gdy przyjdzie do rozmowy o interesach, partnerzy bezwzględnie będą wykorzystywali wszelkie negatywne stereotypy, jakie o braciach Kaczyńskich wyprodukowano na użytek krajowej kampanii wyborczej. Domaganie się należnych nam regulacji budżetowych czy decyzji politycznych będzie kwitowane stwierdzeniem, że Polacy nie potrafią się zachować. Podobnie, jak kiedyś rząd włoski czy austriacki, możemy zderzyć się ze zmasowaną wojną propagandową lewicowych mediów. I trudno będzie zapomnieć wypowiedzi Lecha Wałęsy o groźnych i wojowniczych „Kaczorach", którym trzeba przeszkadzać, oraz przekaz wychodzący ze środowiska Unii dotyczący rzekomej antyeuropejskości PiS. Tymczasem jest to tylko próba przyjęcia tych norm, które w Europie obowiązują, czyli twardego dbania o własne narodowe interesy.
Przyglądając się imponującemu sukcesowi Lecha Kaczyńskiego, który wbrew wszelkim sondażom został prezydentem Polski z bardzo wyraźną przewagą nad liberalnym kontrkandydatem, wypada zauważyć, iż był to bunt obywateli przeciwko polityce rozumianej jako zmowa elit. Sztabowcy Donalda Tuska nie dostrzegli, że to, co oni uważali za miażdżący zarzut - kiedy ich kandydat stwierdzał, iż nie będzie się ubiegał o elektorat Andrzeja Leppera, przez wyborców zostało odebrane jako wchodzenie w buty elitarysty rodem z Unii Wolności, który pogardza zwykłymi ludźmi. To również nauczka dla polityków, że traktowanie Polaków jako motłochu, którym można manipulować przy pomocy telewizji (która była rażąco nieobiektywna w kampanii), prowadzi do porażki. I chyba najtrudniejszym zadaniem prezydenta Kaczyńskiego będzie właśnie podtrzymanie tego dialogu z obywatelami, który rozpoczął w kampanii wyborczej. Ten syn inteligenckiej rodziny z warszawskiego Żoliborza czuł się na wiecach o niebo lepiej od swojego oponenta. Od tego, czy potrafi ten brak dystansu utrzymać odgrodzony tłumem prezydenckich ochroniarzy od zwykłego obywatela zależy druga kadencja prezydencka i powodzenie wielkiego planu politycznego braci Kaczyńskich - planu budowy IV Rzeczypospolitej. Ten plan zakłada wygładzenie kantów powstałych w kampanii wyborczej i podjęcie wspólnie z Platformą Obywatelską wysiłku zmiany konstytucji. A przede wszystkim czegoś, co kandydat Kaczyński nazywał w kampanii zwróceniem państwa ku obywatelom.
Dzisiejsza Polska jest przyjazna i życzliwa dla elit, od bezkarności wykroczeń drogowych, po specjalne traktowanie w urzędach. Polska po rządach PiS ma być Polską życzliwą zwykłemu Kowalskiemu. To olbrzymie i niesłychanie trudne do wykonania zadanie. Zwłaszcza że spoza granic będzie nas straszył portret carycy Katarzyny. i
Autor był dyrektorem Ośrodka Studiów Międzynarodowych Senatu, w latach 1997-2001 podsekretarz stanu i główny doradca premiera ds. zagranicznych, obecnie komentator międzynarodowy tygodnika „Wprost"
opr. mg/mg