Człowiek osiągnął tak wiele, a jednak jest tak mały...
Współczesnego człowieka zachwycają dzisiejsze osiągnięcia techniki, postęp medycyny, nieograniczone możliwości komunikowania się i przemieszczania. Chlubi się potęgą swojego umysłu. Jest jednak coś, o czym ten jakże kreatywny człowiek zapomniał. Tworząc nowe elementy świata, stworzył nową rzeczywistość. A to już jest nie lada problem, bo nowe — to nie tylko duma odkrycia, ale odpowiedzialność użytkowania. To umiejętność sprostania wszystkim zmianom, jakie się pojawiają.
Życie ludzkie to system — a więc każda najmniejsza nawet zmiana najmniejszego z elementów może wywołać skutki w obszarze dużym i znaczącym. I na to trzeba być przygotowanym. To jak domino — wystarczy pchnąć jeden, pozornie nic nieznaczący element, a zwali się cała konstrukcja. Tak też jest w życiu. Składa się ono z wielu elementów i wystarczy pchnąć jeden z nich, by czasami nawet wykoleić myślenie całego pokolenia.
Człowiek jest wędrowcem pragnącym przemierzać coraz to nowe krainy mikro- i makroświata. Chce zwiedzić myślą najdalsze peryferie wszechświata, chce dotknąć okiem cząstki, z której jest zbudowany. Jego odkrywcza natura pcha go dalej i dalej. Świadomie czy nieświadomie, ale konstruuje nowe mapy ludzkości. Bo czyż Leeuwenhoek domyślał się kiedykolwiek, że konstruując pierwszy mikroskop, otwierając minidrzwi do mikroświata, otworzył bramę współczesnej mikrobiologii? Czy Galileusz zdawał sobie sprawę, że dzięki jego lunecie i pierwszym spostrzeżeniom na temat względności powstały podwaliny współczesnej fizyki?
I nie byłoby w tym nic złego, wręcz przeciwnie, byłoby to piękne, gdyby człowiek nadal rozwijał się, „czyniąc sobie ziemię poddaną”, ale on, budując swoje imperia wiedzy, wznosi równocześnie twierdze samozwańczej pychy i dumy — współczesną wieżę Babel. Ta obecna ma być znacznie okazalsza od tej, jaką zaprezentowali starożytni: jej wielkość ma postawić człowieka w miejscu, w którym spojrzałby on w twarz Panu Bogu, lub gorzej — w miejscu, z którego usunąłby on Pana Boga, sam nadając sobie przymioty boskości.
We współczesnym świecie pojawiło się także inne wyzwanie — wyzwanie pieniądza. Człowiek doszedł do wniosku, że fundamenty jego wieży należy wylewać pieniężną zaprawą. Z jednej strony — jego potężny, samowystarczalny umysł, z drugiej pieniądz — władza i bogactwo. Cóż może zagrozić wieży zbudowanej z takiego materiału? Będzie się ona piąć wyżej i wyżej. Człowiek będzie wspinał się po jej stopniach — stopniach władzy, bogactwa, pychy. I znów człowiek nie poradził sobie ze zmianami, które sam wykreował. Bo cóż by było złego w tym, że używałby on wytworów swej pracy i cieszył się z nich w dobrobycie? Ale on wykreował coś więcej niż nową materialną rzeczywistość. Stworzył system nowych przywiązań i uzależnień, nowych pożądań i wyobrażeń. I to go przerosło. Nie potrafił zatrzymać machiny, którą najpierw sam uruchomił. Czy tego chce, czy nie, jego wieża powiązań i zależności rozrasta się. I gdzie ta mądrość, którą się tak szczyci człowiek? Gdzie szukać jej u tych, którzy nadal myślą, że ten olbrzymi monument utrzyma się na papierowych fundamentach? Nie widzą groźby upadku — i w tym tkwi ich dramat. Może wieża jest nowa, może inni są budowniczowie, ale zawsze jest ten sam finał. Wieża runie. A jej upadek tym będzie większy, im z większej wysokości przyjdzie jej upadać.
Człowiek, zapatrzony daleko w przyszłość, zapomniał o przeszłości — nie chciał wyciągnąć wniosków z doświadczeń przodków, albo może nie umiał ich dostrzec. Dalej szuka miejsca na piedestał dla siebie. I będzie go szukał dopóty, dopóki jego pycha będzie stać wyżej niż jego rozsądek.
opr. mg/mg