Nasz syn został prezydentem

Wygrana w wyborach obecnego prezydenta RP Andrzeja Dudy dla części Polaków mogła być zaskoczeniem. Ale nie dla jego rodziców

Wygrana w wyborach obecnego prezydenta RP Andrzeja Dudy dla części Polaków mogła być zaskoczeniem. Ale nie dla jego rodziców.

Nasz syn został prezydentem

– Pan Bóg wskazał na naszego syna. Zrozumieliśmy to, jako powołanie do pełnienia pewnej służby. Nasz syn miał obowiązek przyjąć to wskazanie Opatrzności – mówił w czasie spotkania w opolskim Klubie Inteligencji Katolickiej prof. Jan Duda, ojciec prezydenta.

Potwierdza to, w krótkich, jak dotąd, wypowiedziach, sam Andrzej Duda, stwierdzając, że bez wiary, ale i bez rodziny, nie byłby tym, kim jest. W czasie spotkania w Opolu prof. Duda i jego żona Janina Milewska–Duda wspominali, że ich syn urodził się, kiedy mieli po 23 lata, po dwóch latach małżeństwa. – Pochodzimy z bardzo skromnych rodzin. Jeśli chodzi o rzeczy materialne, nie mieliśmy wtedy nic. Może w tym też jest palec Boży, że ludzie, którzy podejmują się trudu wychowania dziecka, nie mając żadnych warunków ku temu, mogą dać dziecku to, co jest mu potrzebne – mówiła prof. Milewska–Duda. Ojciec prezydenta dodał, że dzieciom przekazywali te same wartości i obraz świata, w których ich wychowano. Żeby byli mądrymi, dobrymi i zdrowymi ludźmi.

Uczciwość i religijność

Prezydent Andrzej Duda przed zaprzysiężeniem, które odbyło się 6 sierpnia br., niechętnie udzielał wywiadów. Dał się namówić dziennikarzom na rozmowę jedynie 23 czerwca. To wyjątkowy dzień dla wszystkich ojców. Powiedział wtedy, wspominając swoje dzieciństwo, że często wraca myślami do tamtych lat i chwil spędzonych z tatą. Przyznał, że odkąd pamięta, czuł się dojrzalszy niż rówieśnicy. Być może, dlatego, że ojciec zawsze traktował go poważnie. Godzinami rozmawiali na ważne tematy.

– Tato zawsze miał dla mnie czas. Szczególnie miło wspominam spacery i jazdę na rowerze z tatą. Pamiętam, jak sadzał mnie w wiklinowym koszyczku przypiętym do swojego roweru i woził mnie w nim – opowiadał obecny prezydent.

66–letni dziś prof. Jan Duda opowiada, ile radości sprawiało mu czytanie bajek synowi. – Wiele z nich Andrzej, mając cztery lata, znał na pamięć. Z czasem zakochał się w literaturze historycznej – mówi prof. Duda. O tym, jak mocne łączą ich więzy, świadczy choćby ich pierwsza telefoniczna rozmowa po wygranych wyborach. Prof. Duda, na pytanie, czy pogratulował synowi, odpowiedział: „My sobie nie gratulujemy tak wprost. My sobie po prostu gratulujemy duchem. Pomilczeliśmy chwilę. Bo my się rozumiemy bez słów”.

Prof. Duda przyznał, że nigdy nie stawiali swoim dzieciom wygórowanych wymagań, np. co do nauki. – Naszym marzeniem było, żeby wychować dzieci na odpowiedzialnych obywateli, odpowiedzialnych ludzi i uczciwych. Uczciwość, odpowiedzialność i religijność to są rzeczy, które są dla nas najważniejsze. To ta religijność się łączy z tymi dwiema. Także o to nam tylko chodziło i chyba każdemu o to chodzi, żeby wychować dzieci na ludzi szanowanych i odpowiedzialnych. Ja sam za siebie byłem odpowiedzialny i uważałem, że to jest dobra szkoła. Mówiłem zawsze dzieciom, że człowiek wolny musi mieć stróża w sobie, bo wtedy dopiero jest wolny. Niewolnik ma stróża obok, jak stróż nie patrzy, to może robić, co chce. Człowiek wolny nie może robić, co chce. Nigdy. Bo ma stróża w sobie. I to jest takie przesłanie, które dzieciom wpajałem, teraz wnukom próbuję wpajać. Wydaje mi się, że to jest dobre. Dobra szkoła – zwierza się na łamach miesięcznika „WPIS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka" ojciec prezydenta.

Wartości wyniesione z domu

Prof. Duda przyznaje, że nieraz spierał się ze znajomymi o to, jak wychowywać dzieci. Mówi, że niektórzy chcieli wysyłać swoje pociechy do jak najlepszych szkół. Jednak nie uważa tego za najważniejsze w procesie wychowawczym. – Akurat u nas wszystkie dzieci, a jest ich trójka, miały to szczęście, że przeszły przez szkoły, w których spotkały bardzo dobrych i oddanych nauczycieli. Ale proszę sobie przypomnieć, jakie były komunistyczne szkoły, do których uczęszczało moje pokolenie. My od razu byliśmy wystawieni na działania wrogiej ideologii i w starciu z nią musieliśmy wiedzieć, jak się bronić. Gdy natomiast człowiek chowany jest jakby w jaju, chroniony jakąś skorupą, to, gdy z tego jaja wyjdzie i zderzy się z fałszywymi ideologiami, nie będzie wiedział, jak te ataki odeprzeć – mówi w wywiadzie dla miesięcznika „WPIS”.

Rodzice prezydenta są zgodni co do tego, że młody człowiek musi wynieść z domu pewien zasób wartości moralnych, patriotycznych czy chrześcijańskich. – Rola domu rodzinnego jest tu kolosalna – podkreśla prof. Janina Milewska–Duda, mama prezydenta. Dlatego w wychowaniu przyszłego prezydenta i dwóch córek kierowali się dwiema, podstawowymi zasadami. Po pierwsze – swoje dziecko trzeba szanować. To przecież jest człowiek, choć jeszcze mały. Poza tym, od dzieci także można się bardzo wiele nauczyć. Po drugie – dziecko potrzebuje autorytetu. Jednak nie takiego, który go bezmyślnie ogranicza, ale takiego, który wskaże mu barierę dopuszczalnych zachowań.

Rodzice prezydenta zgodnie twierdzą, że nie stawiali swoim dzieciom nadmiernych wymagań, ale też potrafili je zmotywować.

– Nasze dzieci od samego początku słyszały: „Zdarzyło ci się coś? To wygraj to! Nie rób z tego dramatu, tylko spróbuj wygrać. Dostałeś dwóję, to musisz się bardziej zmobilizować. Gdybyś nie dostawał czasem dwój, to może byś się rozleniwił” –wspomina prof. Jan Duda. Mówi też, że dziecku trzeba pomagać w kształtowaniu charakteru. Wspierać w tym, co dobre, a karcić, gdy robi źle. – Ale też podstawą jest, aby dziecku wytłumaczyć, dlaczego musiało zostać skarcone. Karcenie z miłości jest obowiązkiem zapisanym w Biblii. Wiele dobrego można się także nauczyć z lektur patriotycznych, które dzisiaj wycinane są z kanonu.

W otoczeniu dorosłych

Prezydent Andrzej Duda od małego był otoczony towarzystwem dorosłych. Przez 10 lat państwo Dudowie mieszkali w hotelu asystenckim, w pokoiku o powierzchni 9 m kw., w którym na dodatek nieustannie przebywali goście. – Andrzej się bawił, a my toczyliśmy dyskusje na fundamentalne tematy. Na przykład, dlaczego Kościół jest tak srogi w zasadach, a tak pobłażliwy dla grzeszników? Ten wątek bardzo często przewijał się w rozmowach. Że to jest najlepsza filozofia. Należy pilnować zasad, ale nie wolno nikogo ścinać za to, że ich nie przestrzega. Posłużę się metaforą techniczną. W dziedzinie automatyki, którą zajmuję się naukowo, jest pojęcie stabilizacji. Polega ono na tym, że ktoś musi zdefiniować wartość zadaną. Natomiast regulator trzyma się tej wartości, ale nigdy nie utrzymuje jej w 100 proc., są wahania. Gdyby jednak tej wartości zadanej nie było, to regulator w ogóle błądziłby, nie wiadomo gdzie. W życiu jest tak samo. Wszystkie zasady Kościoła, do którego mam wielkie zaufanie, są właśnie takimi wartościami zadanymi. Gdy ludzie ich nie mają, bardzo łatwo się łamią i poddają, kiedy w ich życiu wydarzy się coś nieprzyjemnego, czego się nie spodziewali albo czego w danym momencie nie chcieli. Tymczasem to może być przecież błogosławieństwo.

Przykład idzie z góry

„Dziękuję raz jeszcze za udział w wyborach, za ogromną pomoc, dziękuję za głosy, które zostały na mnie oddane. Ale proszę państwa, przykro mi – zrobię trochę prywaty. Najmocniej muszę podziękować pewnym dwóm paniom, które wytrzymały tę kampanię – powiedział w pierwszym przemówieniu po głosowaniu Andrzej Duda. „Dwie panie”, o których wspomniał, to żona – Agata Kornhauser–Duda, i córka Kinga. Małżonka prezydenta jest córką znanego poety i prozaika Juliana Kornhausera. Pracowała w jednym z krakowskich liceów jako nauczycielka języka niemieckiego. Z Andrzejem Dudą poznała się w trzeciej klasie liceum. – Od września 1990 roku jesteśmy parą do dziś. Mąż jest moim najlepszym przyjacielem – powiedziała w wywiadzie do specjalnej kampanijnej gazetki przygotowanej przez sztabowców PiS. Państwo Dudowie uchodzą za małżeństwo niemal idealne. Tak mówią ich przyjaciele i znajomi. Ci, którzy znają również rodziców prezydenta dodają, że „przykład idzie z góry!”.

Córka prezydenta – Kinga Duda, ma 20 lat i od października będzie studentką II roku prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Do kampanii swojego ojca włączyła się na samym finiszu, w piątek wieczorem, tuż przed ciszą wyborczą. Wystąpiła z nim podczas wspólnego przemówienia. Tuż przed I turą wyborów zapowiadała, że zagłosuje na Andrzeja Dudę, bo to „dobry człowiek, który jako prezydent będzie właściwą osobą na właściwym miejscu”.

Z Kingi – dobrej i ambitnej studentki – są dumni i rodzice, i dziadkowie. Jej chłopaka – Karola – traktują niemal jak członka rodziny. Dziadek mówi o nim: „to miły, kulturalny i ułożony młody człowiek. Gdy patrzę na nich, przypominają mi się moje młodzieńcze lata i miłość do mojej przyszłej żony, Janiny”.

Karol jest studentem medycyny Collegium Medicum w Krakowie. Jego mama jest znaną dziennikarką. Chłopak Kingi kocha sport. Od lat pływa na desce surfingowej, lubi grać w koszykówkę i – podobnie jak prezydent Andrzej Duda – jeździ na nartach. Podobno kiedyś chodził na kurs kung–fu. Jak piszą tabloidy, w razie potrzeby mógłby zastąpić funkcjonariuszy BOR–u, którzy od 6 sierpnia – dnia zaprzysiężenia nowego prezydenta Polski, będą strzec bezpieczeństwa nie tylko prezydenta, ale również Agaty i Kingi Dudy.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama