Wspominając 13 grudnia pamiętajmy tę armię bezimiennych, która odmówiła udziału w kłamstwie, któremu inni służyli w zamian za ochłapy rzucane przez Partię
Właściwie to stan wojenny się skończył i można zgolić wąsy — oświadczył niespodziewanie mój Ojciec, opozycjonista, członek zarządu Regionu Środkowo-Wschodniego Solidarności i przewodniczący Regionalnego Komitetu Strajkowego w stanie wojennym, kiedy leżącemu w łóżku zaproponowałem zgolenie wąsów, które zapuścił w grudniu 1981. Ojciec zmarł 11 listopada w Święto Niepodległości, a urodził się nie mniej symbolicznie, bo w 1939 roku, kiedy to zaczęła się nawałnica, która miała nam na zawsze tę niepodległość odebrać. Odchodzi powoli pokolenie, dzięki których wytrwałości, pracowitości, ofiarności i nadziei skończył się stan wojenny. Nie ma już dawno hitlerowskich Niemiec, nie ma Związku Sowieckiego, a jest Polska. Jaka by nie była, na ile podzielona i jak by się nam nie podobała, to teraz już nie inni, tylko my sami decydujemy o jej losie.
Czym był ten stan wojenny? Czym był komunizm? Czytam teraz „Dzienniki” Stefana Kisielewskiego. Być może najlepsza to lektura do zrozumienia wszelkich zawiłości historii PRL, zawiłości w których korzeniami ciągle jeszcze tkwi nasze życie społeczno-polityczne. Kisiel był niezwykle niezależnym i bezkompromisowym publicystą. Otóż z jego dziennika komunizmu prezentuje się przede wszystkim jako imperium kłamstwa. I jeśli sięgam do moich młodzieńczych wspomnień to właśnie kłamstwo było tym, co najbardziej mnie w PRL męczyło. Nie bieda, bałagan, brak przyszłości i perspektyw, nawet nie różnego rodzaju prześladowania czy ograniczenia (np. w wyjeździe na Zachód), lecz właśnie wszechogarniające kłamstwo. Jak przypomnę sobie mordę Urbana, bezczelnie przed całym narodem łgającego na słynnych konferencjach dla dziennikarzy zachodnich, to jeszcze teraz mną trzęsie. Kłamstwo było wszędzie: w gazecie, telewizji, szkole, sklepie, urzędzie, fabryce. Słusznie zauważył Kisiel, że najważniejszym zadaniem Kościoła w Polsce komunistycznej, nie było małpowanie Zachodu we wprowadzaniu reform posoborowych (o co tak bezmyślnie walczył Tygodnik Powszechny z Wyszyńskim), lecz walka ze schizofrenią moralną, w której żeśmy żyli 24/7.
Jednym z największych błędów moralnych naszych lewych elit po 89 roku było stwierdzenie, że „wszyscy byliśmy umoczeni”. Jak był umoczony w systemie żołnierz WiN, który czekał na śmierć na Mokotowie lub lubelskim Zamku, w jednej celi razem z gestapowcem i SS-manem, z którymi jeszcze nie tak dawno walczył? A ich obu przesłuchiwał ubek, który jeszcze niedawno był konfidentem tegoż Gestapo. Przy czym nie słyszałem, aby w PRL w więzieniach torturowano hitlerowskich zbrodniarzy, natomiast akowcy doświadczyli tego w dostatku. Jedni bili, a drugi byli bici. Jedni donosili, a na drugich donoszono. „Wszyscy byliśmy umoczeni w komunizmie” — ta fraza pewnie do łez musiała ucieszyć Urbana, bo to dla niego satysfakcja, że kłamstwo komunizmu ciągle trwa i zaśmieca głowy kolejnym pokoleniom.
Skąd ta idea, że „wszyscy byliśmy umoczeni”? Czytając Dzienniki Kisiela łatwo znaleźć na nią odpowiedź: otóż zrodziła się ona w wąskim gronie tych, którzy co prawda walczyli od końca lat 60 z komuną, ale wcześniej indywidualnie czy środowiskowo tę komunę budowali, a potem reformowali. To po prostu przeniesie własnych doświadczeń grupowych na całe społeczeństwo. Kisiel utyskuje we swoich wspomnieniach przede wszystkim na udział w kłamstwie elity: literatów, dziennikarzy, artystów i uczonych. Natomiast zauważa, że prości ludzie, chłopi (a szczególnie górale), rzemieślnicy, a nawet robotnicy na ile mogli się od tego kłamstwa izolowali. Byli tacy inteligenci co z zapałem kłamali i kłamali, często już nie wiedząc, że kłamią, bo w swojej dobrowolnej patologii nie potrafili już prawdy od kłamstwa odróżnić. Ale byli też i tacy, których Kisiel często ze smutkiem wspomina, co siedzieli za Hitlera, siedzieli za Stalina i umierali zupełnie zapomniani, samotni, bo w kłamstwie uczestniczyć nie chcieli. I wspominając 13 grudnia, wspominajmy tę armię bezimiennych, która zapłaciła cenę zapomnienia za to, że odmówiła udziału w kłamstwie, któremu inni z radością służyli, w zamian za ochłapy rzucane przez Partię.
opr. mg/mg