Świat do poprawki

O problemie żywności modyfikowanej genetycznie

Zawetowanie przez prezydenta Bronisława Komorowskiego ustawy o nasiennictwie spowodowało spory ruch nie tylko w mediach. I chociaż na decyzję głowy państwa wpłynął nie tyle brak zaufania do GMO, ile stwierdzenie, że dokument jest „legislacyjnym bublem”, powrócił problem żywności modyfikowanej genetycznie.

Kontrowersje budzi przede wszystkim znajdujący się w ustawie przepis dotyczący możliwości rejestracji odmian transgenicznych. Powierzchnia upraw takich roślin ciągle na świecie wzrasta. W Europie genetycznie modyfikowane produkty to przede wszystkim kukurydza, soja, bawełna i rzepak. Zdecydowanie wyprzedzają pod tym względem nasz kontynent Stany Zjednoczone, Kanada, Argentyna, Indie czy Chiny. Tam obok wymienionych już wyżej gatunków uprawia się genetycznie zmodyfikowaną papaję, pomidory, melony, cykorię, kabaczek, lucernę, len czy ryż.

Dr Ryszard Kowalski z Instytutu Biologii UP-H w Siedlcach dostrzega zarówno wielką dynamikę przyrostu powierzchni gruntów zajętych pod zmodyfikowane genetycznie rośliny, jak i wzrost liczby gatunków z wszczepionymi obcymi genami.

Za czy przeciw?

Jednym z argumentów zwolenników GMO jest obniżenie kosztów produkcji żywności i zapobieżenie widmu głodu na świecie.

- Po co dążyć do uzyskiwania jeszcze większych plonów, skoro nie jesteśmy w stanie zagospodarować tego, co zbieramy? - dziwi się dr Kowalski. - Czy potrzebne są nam bardzo wydajne organizmy GMO, gdy na śmietniki trafia tyle chleba? Czy nadwyżkami z naszych pól nie moglibyśmy się podzielić z głodującymi, zamiast je spalać w piecach, bo zboże tańsze jest od węgla? Jego zdaniem uprawa tych roślin nie przyczyni się do napełnienia żołądków głodujących ludzi, a jedynie do nabicia i tak już pełnych portfeli właścicieli kilku światowych firm - monopolistów na tym rynku, mających patenty i możliwości techniczne do produkcji materiału reprodukcyjnego.

Również prof. dr hab. Katarzyna Niemirowicz-Szczytt z Katedry Genetyki Hodowli i Biotechnologii Roślin SGGW, choć jest zwolenniczką GMO, nie upatruje w tym zażegnania światowego problemu.

- Rozwiązania biotechnologiczne nie mają jeszcze wiele wspólnego z wyeliminowaniem głodu na świecie. Do zastosowania nowych odmian roślin genetycznie modyfikowanych z reguły potrzeba wysokiego poziomu agrotechniki i środków ochrony roślin. W krajach głodujących jest niski poziom uprawy, a to powoduje, że nowe odmiany GMO nie mogą być wykorzystane - mówi.

Kuszącą wydaje się też wizja produkcji na bazie lub z wykorzystaniem GMO bardziej skutecznych i tańszych leków.

Na zdrowie?

Jednocześnie duży lęk budzi problem ewentualnych zagrożeń zdrowotnych wynikających z wprowadzenia genetycznie modyfikowanej żywności. Tu wskazuje się na nowotwory, spadek odporności, alergię czy bezpłodność.

Prof. dr hab. Jan Narkiewicz-Jodko z Instytutu Warzywnictwa w Skierniewicach zwraca uwagę, że przenikanie genów do organizmów ludzkich i zwierzęcych może uaktywniać nasze uśpione wirusy i bakterie, przyczyniając się do rozwoju groźnych chorób, i przestrzega przed zagrożeniem dla całego ekosystemu planety. - Endotoksyny BT dodawane do cukru dla pszczół powodowały o 50% większą śmiertelność tych owadów w okresie zimowym. A sposób reakcji pszczół to złowróżbny sygnał dla całego ekosystemu. Albert Einstein powiedział, że jeżeli pszczoły znikną z powierzchni ziemi, to człowiek przeżyje je zaledwie o kilka lat. „Nie ma pszczół, nie ma zapylania, nie ma roślin, nie ma zwierząt, a w konsekwencji nie ma także człowieka”. Warto pamiętać, że 85% roślin jest zapylanych przez pszczoły. Niebezpiecznym sygnałem jest też powstawanie w USA superchwastów, których nie można w żaden sposób wyplenić.

- Informacja o GMO nie jest pełna i rzetelna - ripostuje prof. Niemirowicz-Szczytt. - W mediach np. szuka się sensacji. Do tej pory nie udowodniono w sposób prawidłowy z punktu widzenia metodycznego, że odmiany genetycznie modyfikowanych roślin są szkodliwe lub że nie mają tych wartości, które im się przypisuje. Badania tych roślin mają dopiero 16-17 lat. To nie jest wiele, jak na badania środowiska. Są one jednak prowadzone na coraz większą skalę i to bardzo dobrze. Dobrze, jeśli wiemy jak najwięcej - przekonuje.

Wiemy?

Wedle przeprowadzonych sondaży 2/3 Polaków - bez względu na wykształcenie, wiek czy miejsce zamieszkania - nie chce upraw i żywności modyfikowanej genetycznie.

Boją się, że będzie miała ona negatywny wpływ nie tylko na ich zdrowie. Prawne usankcjonowanie biotechnologii roślin może bowiem - w dalszej perspektywie - stworzyć warunki do klonowania zwierząt czy nawet ludzi.

Prof. Niemirowicz-Szczytt zajmuje w tej kwestii postawę jednoznaczną.

- Biotechnologia jest kierunkiem szybko się rozwijającym - mówi. - Ma takie samo prawo rozwijać się jak i inne nauki. Natomiast rozwiązania prawne i administracyjne dotyczą wykorzystania produktów uzyskanych w wyniku zastosowania nowych technologii - przekonuje.

- GMO nie jest strasznie nową i inną technologią, bardzo inną, niż do tej pory używaliśmy - sekunduje jej kolega z katedry dr hab. Marcin Filipecki. - To, co my robimy, to poszukujemy genu, który przynosi nową cechę. I dosyć precyzyjnie ten gen przenosimy, zmieniając go tak, aby działał w zaplanowany sposób i przenosimy to do rośliny, którą następnie wykorzystuje hodowca w dużo szybszym czasie, wprowadzając tę cechę do właściwych odmian.

A prof. Niemirowicz-Szczytt dodaje, że na podstawie wiedzy o roślinach genetycznie modyfikowanych i badań w tym zakresie można udoskonalić rośliny w taki sposób, aby lepiej służyły człowiekowi. Nowe technologie mogą przyspieszyć długi proces hodowli i dać oczekiwaną odmianę wcześniej. One wspomagają rolnictwo, są wręcz kamieniami milowymi w jego rozwoju.

Zdecydowanie bardziej sceptyczny jest prof. dr hab. Tadeusz Żarski z Katedry Biologii Środowiska SGGW.

- Uprawa transgenicznych roślin czy hodowla genetycznie modyfikowanych zwierząt wiąże się z ich uwolnieniem do środowiska, a to pociąga za sobą wiele zagrożeń - uważa.

Takie są realia

- Te geny, których my używamy, są w środowisku, i one krążą w środowisku, to nie jest coś takiego, że tworzymy jakieś doskonale odporne i działające mutanty czy jakkolwiek to nazwać. Są rośliny, które mają poprawione cechy i to przynosi konkretną korzyść rolnikom, konsumentom - broni swojego stanowiska dr Filipecki. Jego zdaniem każda modyfikacja genetyczna, nawet u roślin, powinna być rozpatrywana oddzielnie. I dlatego np. nie można w Europie uprawiać rzepaku genetycznie zmodyfikowanego, bo on ma stosunkowo wielu krewniaków w naszej florze i może się przekrzyżować. Więc na zasadzie przezorności nie będziemy wprowadzać, ponieważ trudno będzie nam to potem monitorować na stałe.

Zapytany, czy nie chodzi w tym zamieszaniu głównie o interesy wielkich koncernów, odpowiada, że niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy nie, takie są realia. A my powinniśmy mieć ekspertów, żebyśmy byli bezpieczni.

Wydanie drugie poprawione

Dr Kamiński wie, że w laboratoriach biologii molekularnej i genetyki naukowcy potrafią już zrobić bardzo wiele genetycznych krzyżówek, nawet są w stanie wytworzyć syntetyczne bakterie. Postęp wiedzy i możliwości techniczne pozwalają na wiele, ale czy to, co powstanie w laboratorium, jako wynik naukowej pracy, powinno bez gruntownego sprawdzenia trafiać na otwarte przestrzenie uprawnych pól? Za mało wiemy, jak zmodyfikowane organizmy będą zachowywać się w warunkach naturalnych, jaki może być efekt ich krzyżówek z innymi roślinami występującymi od wieków w środowisku przyrodniczym. Za mało wiemy o wpływie GMO na zdrowie ludzi i zwierząt, za mało wiemy o tych organizmach, aby w sposób odpowiedzialny powiedzieć, że są bezpieczne i można je uprawiać, nie szkodząc ludziom i środowisku.

Jakiekolwiek byłoby nasze stanowisko w poruszonej tu kwestii, wygląda na to, że jako ludzkość będziemy próbowali zgłębić tajniki natury i poczuć się panami wszechświata.

Może uda się nam poprawić dzieło Pana Boga.

ANNA WOLAŃSKA
Echo Katolickie 36/2011

GMO - próba zdefiniowania

Słownikowa definicja mówi, że organizm modyfikowany genetycznie (w skrócie GMO - od angielskiego: Genetically Modified Organisms) to organizm inny niż organizm człowieka, w którym materiał genetyczny został zmieniony w sposób niezachodzący w warunkach naturalnych wskutek krzyżowania lub naturalnej rekombinacji. W ten sposób rośliny (transgeniczne, bo przenoszony gen to transgen) lub zwierzęta uzyskują nowe cechy. Nabierają odporności głównie na herbicydy, czyli środki ochrony roślin, szkodniki owadzie, choroby, ale także i niekorzystne warunki środowiska (suszę, mróz czy zasolenie gleby). Pierwsze GMO to wczesne lata 70 XX w. Na początku lat 90 XX w. pojawił się na amerykańskim rynku udoskonalony genetycznie pomidor Flavr Savr, który lepiej znosił transport i dłużej zachowywał świeżość. W przypadku genetycznej modyfikacji zwierząt mamy do czynienia głównie z szybszym ich wzrostem, uodpornieniem na choroby, zwiększeniem mleczności krów albo produkowaniem izolowanych z mleka przeciwciał.

MOIM ZDANIEM

Prof. dr hab. Tadeusz P. Żarski
Katedra Biologii Środowiska Zwierząt
Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego
Członek Komisji ds. GMO przy Ministrze Środowiska i Państwowej Rady Ochrony Środowiska

Projekt ustawy o GMO powstawał przez ponad dwa lata i jego celem było dostosowanie polskiego prawa do prawa unijnego. Jednak mimo długiego czasu powstawania zawiera on szereg luk, które w konsekwencji mogą doprowadzić do skażenia polskich upraw przez GMO oraz dopuszczą do wysiewu transgenicznych roślin w sposób niepodlegający należytej kontroli. Uprawa transgenicznych roślin czy hodowla GM zwierząt wiąże się z ich uwolnieniem do środowiska, a to pociąga za sobą wiele zagrożeń. Podstawowe zagrożenie, co do którego nie ma najmniejszych wątpliwości, to fakt, że transgeniczne organizmy mogą rozprzestrzenić się w środowisku naturalnym współzawodnicząc z naturalną florą i fauną, a także, co zostało już stwierdzone w wielu rejonach świata, mogą doprowadzić do przepływu genów pomiędzy uprawami naturalnymi i modyfikowanymi genetycznie. Nie można również wykluczyć tego zjawiska na płaszczyźnie międzygatunkowej, co może spowodować niewyobrażalne następstwa przyrodnicze.

Drugi aspekt dotyczy wpływu żywności pochodzącej z GMO na zdrowie człowieka. Technika przenoszenia genów z innych gatunków do genomu tworzonego GMO, niezależnie od zastosowanej metody jest daleka od doskonałości. Gen może być stosunkowo precyzyjnie wyodrębniony z DNA organizmu dawcy, ale inżynieria genetyczna w wielu wypadkach nie ma pojęcia, w którym miejscu DNA organizmu biorcy zagnieździ się wyselekcjonowany gen. Okazało się na przykład, że transgen odpowiedzialny za słodycz ogórka może być zlokalizowany na różnych chromosomach. Zależnie od tego, na którym chromosomie się znajduje, ogórek ma słodki smak lub jest pozbawiony słodyczy. Wynika stąd, że powodzenie dokonywanej modyfikacji genetycznej zależy nie tylko od materiału, jaki się wprowadza, ale także od miejsca, w jakim zostanie umieszczony. Jeżeli nawet operacja przeniesienia genu wypadnie pomyślnie, to nowy element powodować będzie zakłócenia w funkcjonowaniu innych, istotnych dla życia organizmu genów, co w efekcie doprowadzić może do zaburzeń torów metabolicznych, funkcji komórek, jak i całego organizmu. Zmiany w metabolizmie pod wpływem transgenu nie ograniczą się tylko do produkcji oczekiwanych, ale jednak obcych dla danego organizmu jak i konsumenta, białek, np. toksyny Cry niszczącej szkodniki, dających odporność na herbicydy, ale także innych białek, które mogą mieć działanie alergizujące, toksyczne, mutagenne czy rakotwórcze. Jest to więc zabieg niezwykle ryzykowny. Biotechnolodzy nie posiadają wystarczającej wiedzy, aby modyfikować DNA bez ryzyka stworzenia mutacji, które mogą być szkodliwe dla środowiska i naszego zdrowia. Przeprowadzają oni eksperymenty z wrażliwymi, ale ciągle potężnymi siłami natury, łamiąc wytworzone przez miliony lat trwania życia na naszej planecie prawa przyrody, nie wiedząc, jakie będą konsekwencje tych działań.

Mimo tych wydawałoby się oczywistych zastrzeżeń obszar upraw roślin transgenicznych systematycznie rośnie, przede wszystkim w USA, Kanadzie i krajach Ameryki Łacińskiej. Wydaje się, że czynnikiem sprzyjającym zwiększaniu się areału upraw GMO jest wielka naukowa i gospodarcza ekspansja kilku światowych gigantów agrobiznesu, producentów roślin GM, mających główną pulę patentów na metody modyfikacji roślin, nieograniczone wpływy na obrót produktami takimi jak ziarno GM i wytwarzanymi przez te same koncerny środkami dla ochrony roślin i produkcji rolnej.

Powszechne w polityce ekologicznej państw rozwiniętych stosowanie zasady przezorności powinno prowadzić do zapewnienia wysokiego i bezpiecznego dla zdrowia i życia ludzkiego poziomu ochrony środowiska w możliwie najwcześniejszym stadium podejmowania decyzji. Oznacza to, iż w przypadku poważnego podejrzenia, że określone działania mogą wywołać skutki negatywne dla środowiska lepiej jest działać „wcześniej, bo będzie za późno”, niż oczekiwać na oficjalne potwierdzenie złowrogich przypuszczeń. To, że nie ma dowodów, nie oznacza, że są dowody na brak ryzyka. Z uwagi na niemożliwość przewidzenia konsekwencji inżynierii genetycznej i fakt, że niepomyślne skutki będą znane w odległych terminach, konieczne jest stosowanie wspomnianej wyżej zasady przezorności.

Firmom właścicielom GM roślin udało się infiltrować wszystkie instancje decyzyjne. Dość powiedzieć, że FDA (Food and Drug Administration - amerykańska rządowa Agencja ds. Żywności i Leków), która rygorystycznie przestrzega procedur wymaganych przy dopuszczaniu do obrotu leków i chemikaliów spożywczych, absolutnie liberalnie odnosi się do badań dotyczących żywności pozyskanej z organizmów genetycznie zmodyfikowanych, czego przykładem jest sformułowana przez tę instytucję tzw. zasada równoważności składnikowej, która praktycznie zwalnia firmy biotechnologiczne z obowiązku przedstawiania wyników badań toksykologicznych. Wydanie decyzji zezwalających na użycie i dystrybucję produktów transgenicznych, m.in. przez Komisję Europejską i Amerykański Departament Rolnictwa, opierało się tylko na dowodach przedstawionych przez korporacje przemysłu genetycznego. Mając do czynienia z tak nierozważnym podejściem do ewentualnych konsekwencji, nie możemy przewidzieć ewentualnych problemów - przeciwnie - będziemy je odkrywać w momencie, gdy się wydarzą, kiedy będzie już za późno.

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama