Jak pod płaszczykiem ochrony kobiet przed przemocą próbuje się wprowadzić dokument, który forsuje obowiązek wprowadzenia do polskiego prawa tzw. jednopłciowych związków partnerskich
Episkopat, Forum Kobiet Polskich, niektórzy posłowie w swoich oświadczeniach wyrażają niepokój stanowiskiem polskiego premiera, który zapowiedział podpisanie konwencji proponowanej przez Radę Europy. Dokument ma m.in. chronić kobiety przed wszelkimi formami przemocy oraz dyskryminacji. Cel szczytny, jak mogłoby się wydawać. Tymczasem budzi emocje. Dlaczego?
Problem polega na tym, że kwestia przemocy wobec kobiet stanowi w tym wypadku pretekst do wprowadzenia w prawie międzynarodowym zapisów, które są bardzo niebezpieczne.
O jakie rozporządzenia konkretnie chodzi?
Trzeba podkreślić, że prawodawstwo dotyczące walki z przemocą mamy w tej chwili w Polsce zupełnie dobre. Zostało zmienione rok temu, a jego wprowadzenie było związane z olbrzymimi kosztami. Podczas prac legislacyjnych było dużo dyskusji społecznych, a nawet kontrowersji. W końcu udało się osiągnąć porozumienie. Tymczasem konwencja wprowadza nowe rozwiązania w aspekcie międzynarodowym, co zmusiłoby nas do kolejnych zmian i kosztów. Ponadto propozycje te reprezentują ideologię skrajnie feministyczną. I to jest największy problem. Bowiem Konwencja Rady Europy w art. 3c, zamiast tradycyjnego określenia płci, uwarunkowanej biologicznie, wprowadza określenie „gender” - płeć społeczno-kulturowa. Pojęcie to definiuje płeć wyłącznie jako rolę społeczną, którą można sobie wybrać zgodnie z upodobaniem. W świetle tego zapisu nikt z nas nie rodzi się chłopcem lub dziewczynką, ale może sobie wybrać płeć i związane z nią zachowania. Skutkiem takiej definicji jest to, iż różnice pomiędzy płciami się zacierają, a naturalna rodzina, oparta na małżeństwie między kobietą a mężczyzną, traci rację bytu. Takie podejście jest niezgodne z faktami biologicznymi, a celem jest promowanie homoseksualizmu i transseksualizmu.
Feministki już od lat, na wielu forach nieustannie promują takie zapisy, ale dotychczas nie zostały one zaakceptowane przez społeczność międzynarodową. Można tu przypomnieć konferencję ONZ ws. kobiet w Pekinie w 1995 r., na której w dokumencie końcowym usiłowano umieścić pięć płci. Wówczas zostało to zdecydowanie odrzucone, dzisiaj ten pomysł promuje się na nowo.
Jako Forum Kobiet Polskich uważamy, że feministyczna definicja płci, podważająca jej biologiczny aspekt, zagraża więziom rodzinnym i małżeńskim, chronionym przez art. 18 Konstytucji RP. Konsekwencją ratyfikacji tej konwencji będzie obowiązek wprowadzenia do polskiego prawa tzw. jednopłciowych związków partnerskich. Zaś sprzeciwianie się takim zapisom legislacyjnym, zgodnie z dokumentem europejskim, będzie karane.
Niepokój Episkopatu, środowisk katolickich oraz Forum Kobiet Polskich budzi także obowiązek edukacji o tzw. „niestereotypowych rolach płci”.
Mowa o tym w art. 14 konwencji, który brzmi: „strony podejmują, w stosownych przypadkach, konieczne działania w celu uwzględnienia materiałów dydaktycznych na temat kwestii takich jak równość między kobietami i mężczyznami, niestereotypowe role płci (...) dostosowanych do rozwijanych zdolności uczących się, w formalnych programach zajęć i na wszystkich poziomach edukacji”. Łączenie słusznej zasady przeciwdziałania przemocy z próbą niebezpiecznej ingerencji w system wychowawczy i wyznawane przez miliony rodziców w Polsce wartości są bardzo niepokojącym sygnałem. Według zapisów konwencji państwa, które ją ratyfikują, mają obowiązek wprowadzić w szkołach - na wszystkich poziomach edukacji, a więc również w zerówce(!) program mówiący o tym, że związki homoseksualne czy zmiana płci są czymś zupełnie naturalnym. Podczas tych lekcji dziecko dowie się, że homoseksualizm czy transseksualizm to jedno z zachowań do wyboru. Usłyszy: masz propozycję, wybierz sobie. Tymczasem ja, jako rodzic, nie chcę, by moje dziecko było w ten sposób wychowywane. Mam prawo, aby chronić je przed indoktrynacją w sferze moralnej. Konwencja to prawo nie tylko mi odbierze, ale spowoduje, że za uczenie własnego dziecka tradycyjnych, chrześcijańskich wartości moralnych będę podlegać karze.
Kontrowersje budzi też art. 12, w którym zapisano m.in. że sygnatariusze „czuwają nad tym, by kultura, zwyczaj, religia, tradycja lub tzw. honor nie były wykorzystywane jako usprawiedliwienie dla żadnych aktów przemocy objętych zakresem niniejszej Konwencji”.
Takie stwierdzenia, że religia czy tradycja są źródłem przemocy, to nadużycie, zwłaszcza w krajach o głębokich korzeniach chrześcijańskich, katolickich. Każdy chrześcijanin ma obowiązek kochać bliźniego i go chronić. Patologia zdarza się wszędzie, powinniśmy jej zapobiegać i robimy to. Nie można jednak twierdzić, że przemoc jest naszą tradycją albo że kultura naszego narodu jest zła i lansuje przemoc, a lekiem na to całe zło ma być konwencja. Uczestniczyłam w kilku międzynarodowych szczytach organizowanych przez ONZ i pamiętam wielką dyskusję, podczas której feministki próbowały promować powyższe tezy. Przedstawiciele z całego świata mówili wówczas, że absolutnie nie można zgodzić się na takie rozumienie. Do preambuły dokumentów końcowych wpisywano zawsze, że szanowanie kultury, tradycji i wiary danego kraju jest wartością nadrzędną. Dzisiaj ta elementarna zasada jest łamana przez konwencję zaproponowaną przez Radę Europy pod pretekstem zapobiegania przemocy.
Tak jak wspominałam wcześniej, niedawno polski parlament przyjął zmiany do ustawy o przemocy w rodzinie. Każda gmina je realizuje, jest to bardzo szeroki i kosztowny zakres działań. Nie ma żadnej potrzeby ratyfikowania konwencji, która wchodzi w obszar już skodyfikowany. Nie jest też nam potrzebne ponoszenie kosztów na kolejne rozbudowane instytucje ograniczające naszą suwerenność i to znajdujące się poza naszym krajem. To kolejny, bardzo ważny powód do nieratyfikowania tej konwencji. Po jej podpisaniu Polska nie będzie mogła w kwestiach kultury, wiary czy sprawach moralnych dotyczących rodziny bronić swojej tradycyjnej pozycji. Zostanie zmuszona do wprowadzenia wyżej wymienionych feministycznych postulatów. Warto też podkreślić, iż realizacja postanowień konwencji ma być kontrolowana przez ponadnarodową instytucję.
Mimo to polski premier, spotykając się przedstawicielkami ruchów feministycznych, zadeklarował podpisanie konwencji.
Po pierwsze te panie nie reprezentują kobiet w Polsce, ale ściśle określoną opcję ideologiczną. Forum Kobiet Polskich jest przekonane, że premier nie miał czasu zapoznać się ze szczegółami tego dokumentu, po prostu usłyszał hasło „zapobieganie przemocy” i powiedział: dobrze, podpiszę. Tymczasem walka z przemocą stanowi jedynie przykrywkę, aby do polskiego prawa wprowadzić feministyczną ideologię. Kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej i trwały dyskusje na temat aborcji czy innych kwestii moralnych, byliśmy zapewniani, iż mamy pełne prawo, by sprawy te rozwiązywać zgodnie z naszą tradycją, wiarą, kulturą. Jest to zapisane prawie we wszystkich dokumentach. Natomiast konwencja łamie te ustalenia. Dlatego jest tak bardzo niebezpieczna.
Tymczasem w mediach niewiele się na ten temat mówi...
Fakt, że w środkach masowego przekazu nie pojawia się rzetelna informacja o skutkach, jakie może przynieść ratyfikowanie konwencji, to bardzo poważny problem. Jako kobieta chcę podkreślić, że mnie to niesłychanie boli i denerwuje, iż - wykorzystując tak delikatny temat, tak poważną i bolesną sprawę, jaką jest przemoc wobec kobiet - środowiska feministyczne chcą wprowadzić swoją ideologię, która tak naprawdę skierowana jest przeciwko kobiecie, rodzinie, macierzyństwu i naszej kulturze.
Dlatego, skoro politycy nie mają czasu, by dogłębnie zastanowić się nad szczegółami zawartymi w konwencji, my, Forum Kobiet Polskich, zrzeszające 56 organizacji działających na rzecz tworzenia środowiska opiniotwórczego kobiet katolickich, podejmujemy temat, prosząc parlamentarzystów o zapoznanie się z niebezpieczeństwami, jakie niesie za sobą przyjęcie przez Polskę tego dokumentu oraz o ochronę naszego podstawowego prawa do suwerenności.
Dziękuję za rozmowę.
MD
opr. ab/ab