Ostatnio im większa głupota, tym szybciej znajduje uznanie społeczne
Od pewnego czasu nie jestem w stanie zrozumieć wielu wydarzeń dziejących się dokoła nas, w które jesteśmy zanurzeni, chcąc tego czy też nie. Twierdzenia wypowiadane na lewo i prawo zadziwiają mnie nie tylko brakiem logiki, ale również wprost proporcjonalną do tego braku ich akceptowalnością. Po prostu im większa głupota, tym szybciej znajduje uznanie społeczne.
Czy jest to już efekt „tak wspaniałych i rozlicznych” reform naszego systemu edukacyjnego, czy też mamy do czynienia z całkowitą zapaścią intelektualną i kulturową zbiorowiska ludzi, dla niepoznaki nazywanego narodem? Trudno mi już na to pytanie odpowiedzieć. Może dobrze, że nadciągają wakacje, które pozwolą choć na moment odetchnąć pustką ludzką dokoła... Bo już po prostu na tyle człowiekowi opadają ręce, serce i mózg, że ogarnięty niechęcią nie ma siły przekonywać do tego, co wydaje się tak proste, jak wynik równania 2+2. Zresztą pomyślcie, drodzy Czytelnicy, sami...
Doniesiono nam całkiem niedawno, iż na utęsknionej przez jedną partię Zielonej Wyspie podniesiono na nowo kwestię zabijania dzieci w łonach matek. Tym razem nie było tak spektakularnych akcji, jak rwanie zdjęcia papieża przez nawiedzoną przez coś piosenkarkę w czasie koncertu. Tym razem postawiono na czystą pracę legislacyjną. Otóż opracowano projekt ustawy dopuszczającej zabijanie nienarodzonych w przypadku, gdy ich rozwój w łonach matek może stać w konflikcie ze zdrowiem ich rodzicielek. No cóż, można oczywiście przytaczać przykłady wielu matek, które za własne dziecko oddawały życie, jak chociażby Agata Mróz czy Joanna Beretta Molla. Ale nie o to idzie. Otóż irlandzcy twórcy ustawy stwierdzili, że za zagrożenie życia matki można uznać sytuację, gdy kobieta grozi podjęciem próby samobójczej, jeśli nie pozwolą jej zabić własnego dziecka. W takiej sytuacji przewidziano możliwość dokonania legalnej aborcji. I tutaj mnie zatkało. Otóż gdyby przyjąć tę możliwość, wówczas logicznym wydaje się konsekwentne rozumowanie, iż gdy ktoś straszy możliwością popełnienia samobójstwa, jeśli społeczeństwo nie pozwoli mu dokonać czynu zabronionego lub zbrodniczego, wówczas w majestacie prawa należy... pozwolić mu dokonać przestępstwa, ponieważ to ocali jego życie. Wchodzi gość do banku i żąda wydania pieniędzy, a jeśli nie, wówczas popełni samobójstwo. Zgodnie więc z logiką prawodawców irlandzkich należy pozwolić mu dokonać przestępstwa i to jeszcze w majestacie prawa, a nadto za to przestępstwo nie będzie nigdy i przez nikogo ścigany. W tym kontekście słowa: „Pieniądze albo życie!” nabierają cokolwiek innego znaczenia. Bzdura? A dlaczego tak liczni tej bzdurze przyklaskują? Przecież konstrukcja logiczna jednego i drugiego jest taka sama. Zbiorowe zidiocenie? Ale na tym nie koniec...
Ze wzruszeniem istnym obejrzałem, jak na festiwalu opolskim, tak fetującym swoje półwiecze (starość nie radość), polska publiczność oklaskiwała zespół Enej. Z Opolszczyzny niedaleko już do Wrocławia, gdzie zagnieździła się powojenna migracja przymusowa z okolic Lwowa. Może i muzyczka łącząca wątki polskie i ukraińskie jest przyjemna, ale w tym miejscu raczej dłoń nie do braw winna się układać, lecz ściskać w pięść. Bo słowo „Enej” jest pseudonimem Petro Olijnyka (Piotra Olejnika), znanego watażki UPA, który zasłynął w czasie rzezi wołyńskiej, której 70 rocznicę obchodzimy w tym roku. Dla uzmysłowienia sobie owego dramatu warto tylko przypomnieć, że obecnie szacunkowe dane mówią o 80-100 tys. ofiar owej rzezi, a są również obliczenia mówiące o 130 tys. Mowa jest nie tylko o dorosłych, ale również o dzieciach. Warto przypomnieć sobie takie opisy: „Napad nastąpił nad ranem, gdy Polacy jeszcze spali. Osadę otoczono i przystąpiono do mordowania bezbronnych mieszkańców, głównie przy pomocy siekier, wideł, szpadli i kijów. Na uciekających czekali rozstawieni z bronią palną członkowie UPA. Część ofiar była torturowana”, czy też inne: „Po zgromadzeniu ludności na placu przeprowadzono selekcję - mężczyzn zamknięto w budynku szkoły, a kobiety, dzieci i starców w drewnianym kościele. W tym czasie napastnicy rozpoczęli kopanie trzech dołów na zwłoki. Po pewnym czasie upowcy przystąpili do wyprowadzania mężczyzn z budynku szkoły po kilku i mordowania ich przy użyciu siekier i maczug nad wykopanymi dołami. Uwięzieni Polacy (zarówno w szkole jak i w kościele) domyślając się, co ich czeka, zaczęli modlić się, śpiewać pieśni religijne, wzajemnie wybaczać winy i żegnać. Około 300 kobiet, dzieci i starców wyprowadzono i popędzono pod las. Po dojściu na rżysko pod lasem, Polaków otoczono w jednym miejscu. Z tej grupy wyciągano po 10 osób, kazano kłaść się twarzą do ziemi i mordowano strzałami w tył głowy. Rannych dobijano bagnetami i kolbami karabinów. Masakra odbywała się na oczach oczekujących na śmierć. Egzekucję przeżyło kilka osób rannych lub tych, które udawały martwe nie będąc nawet trafionymi z powodu pośpiechu oprawców”. I dodatek: „Wieczorem po rzezi w lesie odbyła się zabawa ludności ukraińskiej świętującej pozbycie się Polaków”. Mam prawo zapytać się, czy ta zabawa w opolskim amfiteatrze był dalszym ciągiem tamtej? Czy można uznać, że jak pluje się nam w twarz, to mamy powód do radosnej zabawy? I dlaczego „intelektualnie wyżej stojący od tłuszczy artyści” nie umieli ponieść z krzeseł swoich upudrowanych sławą czterech liter, gdy w tym samym amfiteatrze dzień później Jan Pietrzak śpiewał: „Żeby Polska była Polską!”?
To nie atak na III RP, choć przyznać trzeba, że ten projekt poradził sobie wręcz doskonale z polską pamięcią historyczną. Nic więcej raczej mu się nie udało, ale to jedno wyszło wręcz doskonale. Pozostała bezmyślna pustka, a w oczach tęsknota za rozumem. Na koniec smaczek. Ahmed Mahommed Abdullah, który sam siebie nazwał Abu Islam (Ojciec Islamu), został skazany na 11 lat więzienia przez egipski sąd (kraj islamski!) za podarcie Biblii. Jego syn, który pomagał mu bezcześcić Biblię, został skazany na osiem lat więzienia. Do czynu doszło podczas demonstracji przed ambasadą USA we wrześniu 2012 r. przeciwko filmowi, który miał obrażać Mahometa. A w Polsce „czwartoczerwcowej” Nergal jest artystą...
KS. JACEK WŁ. ŚWIĄTEK
Echo Katolickie 25/2013
opr. ab/ab