Co dzieje się aktualnie w Egipcie, jakie ma to znaczenie dla nas oraz do czego może doprowadzić?
Setki zabitych, tysiące rannych. Oczy całego świata zwrócone są na Kair. Już dwa lata temu, podczas tzw. arabskiej wiosny, okazało się, że oprócz piramid i palm jest też inny Egipt. Teraz ponownie na ulice miast wylegli demonstranci. Egipt znowu spłynął krwią. Dlaczego?
Mówiąc najprościej, dlatego że nadzieje ludności egipskiej zostały zawiedzione. Wraz z obaleniem reżimu Hosniego Mubaraka biorący wówczas udział w „arabskiej wiośnie” młodzi ludzie pragnęli zmiany dotychczasowego życia, poprawy warunków socjalnych, zwiększenia płacy. Wydawało się, że po obaleniu dotychczasowego prezydenta wszystko będzie się stabilizowało. Życie jednak pokazało nieco odmienne oblicze oczekiwanych zmian. Najbardziej irytująca była ich powolność. Z jednej strony to normalne, ale z drugiej południowcy są niecierpliwi, chcieli zmian natychmiast. Przypomnijmy, że kolejne niezadowolenie społeczeństwa egipskiego miało miejsce przed wyborami parlamentarnymi w 2011 r. Wówczas niechęć wyrażano przeciwko zbyt dużej władzy wojskowej. W wyniku tych wyborów, które łącznie trwały blisko pięć miesięcy - od listopada 2011 r. do marca 2012 r. - większość mandatów zdobyły partie związane z Braćmi Muzułmańskimi. Kolejno wprowadzane zmiany w ustroju egipskim nie zawsze spotykały się z aprobatą społeczeństwa. Doprowadziło to do demonstracji, chociażby przeciwko projektowi konstytucji i zbyt dużemu znaczeniu w niej prawa koranicznego. Mimo sprzeciwu opozycji (zgłaszane były nieprawidłowości podczas referendum, wiązane z wykroczeniem przeciwko ordynacji wyborczej) projekt konstytucji został przyjęty w referendum. Prezydentura Muhammada Mursiego rozczarowała opozycję, zapewne z tego powodu rozpoczęli oni demonstrację przeciwko prezydentowi w rocznicę objęcia przez niego urzędu, nawołując do ustąpienia. Zamieszki między zwolennikami i przeciwnikami Mursiego przybierały na sile w końcu czerwca i teraz ponownie jesteśmy świadkami regularnej bratobójczej wojny w Egipcie. Dodatkowo w ciągu kilku ostatnich tygodni dochodziło do przepychanek między zwolennikami i przeciwnikami Braci Muzułmanów. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w wyniku tych potyczek cierpią niewinni ludzie, w tym kobiety i dzieci. Władza policyjna i wojskowa, nie radząc sobie z pogłębiającym się chaosem w kraju, używa coraz częściej broni palnej w celu zapanowania nad tłumem, a konsekwencją takiego postępowania są liczne ofiary śmiertelne. Różne źródła podają, że śmierć poniosło blisko 1000 osób, z czego przeważająca liczba to ofiary cywilne.
Kto stoi po obu stronach barykady?
Obserwując wydarzenia w Egipcie, mam wrażenie jakby były trzy strony konfliktu. Wybrana w wyborach powszechnych władza, przeciwko której część społeczeństwa kieruje swoje niezadowolenie, oraz zwolennicy rządzących. Najczęściej do starć dochodzi między zwolennikami i przeciwnikami władz państwowych. Ponadto w całym tym konflikcie nie bez znaczenia pozostają jeszcze Bracia Muzułmanie. Ugrupowanie społeczno-polityczne, ale jednocześnie religijne, którego założenia nie każdemu odpowiadają. Po stronie ludności egipskiej wykształciły się zatem dwie grupy: konserwatystów i popierających Braci Muzułmanów. Media błędnie nazywają tę grupę islamistami, bowiem zgodnie z nazewnictwem obowiązującym w Polsce islamista to osoba zajmująca się islamem, badaniem go, opisywaniem jako zjawiska religijno-społecznego w ujęciu naukowym. Natomiast w kontekście zwolenników islamu mimo wszystko powinno używać się określenia muzułmanie. Bracia Muzułmanie popierają zwiększenie znaczenia religii w życiu społecznym, być może prowadzące w konsekwencji do państwa religijnego. W pewnym momencie Bracia Muzułmanie zaczęli wręcz podburzać tłum do dalszej walki, do kolejnych rozruchów, chcąc w ten sposób przejąć władzę w Egipcie. Tymczasem młodzi Egipcjanie chcą widzieć swój kraj jako nowoczesne państwo wzorowane na krajach europejskich. W konflikcie tym jest jeszcze wojsko, które, chcąc pozostać w zgodzie z tłumem, odsunęło prezydenta Mursiego od sprawowania władzy, co z kolei nie spodobało się zwolennikom prezydenta.
Mówi się, że protesty na ulicach nie mają podłoża religijnego, a występują wskutek pobudek ekonomicznych, gospodarczych. Mursi nie wykorzystał szansy danej mu po obaleniu Mubaraka i nie poprawił sytuacji zwykłych mieszkańców. Przed jakimi wyzwaniami stoi dziś Egipt? Czego brakuje ludności? Czego najbardziej potrzebują?
Oczywiście że protesty na ulicach Egiptu nie mają podłoża religijnego, bowiem wszystkie strony konfliktu reprezentują wierzących muzułmanów. I to jest w tym najstraszniejsze. Islam wielokrotnie podkreśla w swojej nauce, iż jest religią pokoju, tymczasem jesteśmy świadkami bratobójczej walki, sprzecznej z Koranem. Na marginesie dodam, że sytuacja egipska, podobnie jak syryjska, niszczy długotrwały proces wielu środowisk muzułmańskich i chrześcijańskich promowania dialogu międzyreligijnego, którego celem jest zaprowadzanie pokoju. A wracając do Egiptu, przewrotnie powiem, iż najbardziej brakuje mu pokoju i spokoju w miastach oraz w głowach protestujących. Siłą niewiele zdziałają. Wiemy, że gospodarka egipska jest na skraju załamania, słyszymy również głosy, że Unia Europejska zamierza przerwać pomoc kierowaną do Egiptu, a kanclerz Niemiec Angela Merkel oświadczyła, iż chce przerwać sprzedaż broni do Egiptu. To wszystko może pomóc uspokoić sytuację. Ale podkreślam, to są gdybania. Egiptowi potrzebny jest spokój, ale taki, który wprowadzą same zainteresowane strony. Pamiętajmy, że głównym źródłem utrzymania wielu mieszkańców kraju jest turystyka, a warunki, jakie obecnie tam panują, podcinają tę gałąź. Już są sytuacje, gdzie lokalni przewodnicy lub właściciele koni, wielbłądów, dosłownie rzucają się na zagranicznych gości, widząc w nich swoje utrzymanie. Dlatego jeszcze raz podkreślam, obecnie Egiptowi i jego mieszkańcom najbardziej potrzebny jest pokój i pokój. Chaos nie sprzyja niczemu, a wręcz pogłębia fatalną sytuację gospodarczą. I chyba najgorsze, co może się zdarzyć Egiptowi, to wmieszanie się w ten konflikt obcego mocarstwa, a wiemy, że - jak zwykle - Amerykanie są gotowi do interwencji.
Jaka jest obecnie sytuacja mniejszości chrześcijańskiej w Egipcie? W Gizie zwolennicy Bractwa Muzułmańskiego szturmowali budynki rządowe, a w środkowym Egipcie palili koptyjskie kościoły i szkoły.
Sytuacja chrześcijan w Egipcie od 2011 r. nie jest najlepsza i ciągle się pogarsza. Dzieje się tak dlatego, że Bracia Muzułmanie oskarżają Koptów o współudział w obaleniu przez wojsko na początku lipca prezydenta Mursiego. Zresztą wiemy, że Teodor II, a więc zwierzchnik Kościoła koptyjskiego w Egipcie, otwarcie krytykował prezydenta Mursiego i zachęcał Koptów do aktywnej działalności politycznej. Sam Mursi nie pozostawał w tej relacji bez winy, bowiem on i jego ludzie wielokrotnie podkreślali, że chrześcijanie są mniejszością i powinni o tym pamiętać, a także sugerowano jakoby byli wrogami islamu. W napiętych stosunkach takie wypowiedzi nie sprzyjają porozumieniu. Należy zaznaczyć, że premier Hazim al-Biblawi potępił ataki na kościoły chrześcijańskie, nazywając te akty działaniami kryminalnymi. Podkreślił jednocześnie, iż dołoży wszelkich starań, aby zapewnić chrześcijanom bezpieczeństwo. Również minister obrony Abd al-Fattah as-Sisi wydał rozkaz wyremontowania zniszczonych świątyń chrześcijańskich na koszt ministerstwa, zaś wojskowy wymiar sprawiedliwości ma przeprowadzić dochodzenie w sprawie aresztowanych za zabójstwa i ataki na chrześcijańskie miejsca kultu.
Wielu ekspertów jest przekonanych, że najnowsze wydarzenia są dla Bractwa Muzułmańskiego, najpotężniejszej organizacji na Bliskim Wschodzie, „być albo nie być” nie tylko w Egipcie, ale w całym regionie.
Tak, oczywiście, jak już zaznaczyłam wcześniej, Bracia Muzułmanie dążą do przejęcia całkowitej władzy w Egipcie, a być może i w innych regionach zdominowanych przez islam. W całej tej dramatycznej sytuacji zapominamy o jednej ważnej sprawie - otóż Bracia Muzułmanie mają rację, że sprzeciwiają się wojskowemu odsunięciu od władzy legalnie wybranego prezydenta, będącego z tą organizacją związanego. Obecnie wygląda to tak, że, owszem, chcemy demokracji, wojsko nam pomaga - obaliło Hosniego Mubaraka w 2011 r. - wybraliśmy sobie innego przywódcę, ale on nam też się już nie podoba, to znowu wyjdziemy na ulice i będziemy domagać się zmiany. Jednak nie na tym polega demokracja. Natomiast Bracia Muzułmanie są silną organizacją religijną i polityczno-społeczną, chociaż nie tworzą odrębnej partii politycznej. Ich motto brzmi: „Allah jest naszym celem. Prorok naszym przywódcą. Koran naszym prawem. Dżihad naszą ścieżką. Śmierć na ścieżce Boga jest naszą jedyną nadzieją”.
Egipt spłynął krwią. W Tunezji gabinet bezpartyjnych technokratów nie radzi sobie z podziałami w kraju. Część terytorium Libii kontrolują zbrojne bojówki. Syryjczyków, marzących o demokracji zastąpili islamscy ekstremiści, a walka z reżimem kosztowała już życie ponad 100 tys. ludzi. Czy to koniec „arabskiej wiosny”?
Wydaje się, że to jej rozkwit, kontynuacja albo gorące lato. Społeczeństwo arabsko-muzułmańskie uczy się życia w nowych warunkach. Musi wykształcić w sobie zdolność prowadzenia pokojowych rozmów, wyrażania niezadowolenia i szukania kompromisu. Obserwując sytuację na szeroko rozumianym Wschodzie, dochodzę do wniosku, że żadna ze stron - atakowana i atakująca - nie posiada jeszcze takiej umiejętności. Uczenie się demokracji przez społeczeństwo, które było przyzwyczajone do poddaństwa wobec władcy, wymaga czasu. Historia Bliskiego Wschodu jest wyznaczona wojnami, bitwami. Może zabrzmi to przerażająco, ale walka o słuszną sprawę leży w mentalności tej społeczności.
W państwach arabskich niezwykle popularne jest powiedzenie, że Kair to zwierciadło Bliskiego Wschodu, a to, co się tam wydarzy, wkrótce będzie miało odbicie w całym regionie. Nie wróży mu to najlepiej.
Tak było na początku „arabskiej wiosny”, chociaż zarzewie było wówczas w Tunezji. Tym razem mamy napiętą sytuację w Syrii, a teraz eskalację niechęci społecznej w Egipcie, która z nielicznymi przerwami trwała od 2011 r. Pozostaje mieć głęboką nadzieję, że w innych częściach regionu nie dojdzie do podobnych zamieszek.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 34/2013
opr. ab/ab