Od 1990 r., nie udało się z różnych przyczyn zakazać handlu w niedzielę w kraju, który mieni się katolickim. Dlaczego?
Pani Profesor, nie udało się zebrać wymaganych stu tysięcy podpisów pod obywatelskim projektem ustawy zakazującej handlu w niedzielę. Oznacza to, że nie trafi on nawet do sejmu. Problemy ma też podobny projekt złożony w parlamencie przez posłów. Dlaczego w kraju, którego mieszkańcy w większości deklarują się jako katolicy, nie udaje się zakazać handlu w niedzielę?
Poselski ponadpartyjny projekt, pod którym podpisali się zarówno parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości, Solidarnej Polski, jak i Platformy Obywatelskiej oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego, czeka na swoją kolej. Natomiast inicjatywa obywatelska rzeczywiście nie uzyskała wymaganej liczby podpisów, ale zostanie jeszcze raz zarejestrowana. Zatem głosy poparcia będą zbierane ponownie. Aby jednak osiągnąć sukces, potrzebna jest jedność. Opowiedzmy się za jednym projektem. Przez ponad 20 lat, konkretnie od 1990 r., nie udało się z różnych przyczyn zakazać handlu w niedzielę w kraju, który mieni się katolickim. Dlaczego? Po pierwsze zarówno w wielkich miastach, jak i mniejszych miejscowościach wytworzył się specyficzny zwyczaj - choć nie wszyscy mu ulegają - robienia zakupów w niedzielę czy wręcz rodzinnych wizyt w hipermarketach. Po okresie komunistycznej ascezy konsumpcyjnej próbujemy nadrobić utracony czas. Poza tym chyba zachłysnęliśmy się wolnością, zapominając, iż przy okazji tracimy coś bardzo cennego i właśnie z nią związanego. Broniąc wolności, często słyszę argumenty, że najpierw jedni czegoś nam zabraniali, teraz drudzy. Owych drugich zwykle utożsamia się z Kościołem, co oczywiście jest nieprawdą. Zarzuty wobec rzekomo wszechpotężnego w Polsce Kościoła katolickiego wysuwane są dość często. Wykorzystując tzw. mechanizm podstawienia, słyszy się, że nie wolno pozwolić na zamianę dyktatury czerwonej na czarną, która - posługując się państwowymi środkami przymusu - dyktowałaby ludziom, co mają robić w niedzielę. Ponadto w związku z naszą historyczną przeszłością odbieramy państwo oraz wszelkie prawne zakazy jako przeciwników. Uważamy, że przepisy nas ograniczają. Tymczasem prawo nam pomaga. Akurat w kwestii niedzielnego handlu warto odwołać się do doświadczeń każdego z nas jako konsumentów. Jeżeli wiedzielibyśmy, że tego dnia sklepy będą zamknięte, zrobilibyśmy zakupy wcześniej.
Moim zdaniem wolną niedzielę można odzyskać metodą małych kroków. Wprawdzie przez ponad 20 lat nie udało się wprowadzić całkowitego zakazu handlu, jednak w 2007 r. zyskaliśmy aż 12 świątecznych dni, zaś w 2012 r. - 13 (Trzech Króli). Owszem niedziel w roku mamy 52, ale tych 13 dni to już coś. Trzeba zdać sobie sprawę, że prawo bez poparcia społecznego będzie martwe. Ludzie muszą chcieć wolnych niedziel i zgodzić się na to, by tego dnia obowiązywał zakaz handlu. Tymczasem aktualne badania opinii społecznej wskazują, iż za zamknięciem sklepu opowiada się mniej niż połowa społeczeństwa, podobna liczba jest przeciwna, mamy też sporą grupę niezdecydowanych.
Takich dylematów nie mają mieszkańcy Unii Europejskiej, m.in. Austrii i Niemiec, ale także laickiej Francji. Tam handel w niedzielę jest zakazany bądź ograniczony. Czy Polacy zapominają, że niedziela jest wartością? Zatraciliśmy sens świętowania?
Różnica między krajami UE a Polską wiąże się z naszą historią, z państwem, które postrzegamy jako przeciwnika, a prawo uważamy za zbyt restrykcyjne. Do wymienionej przez panią listy krajów należałoby dodać jeszcze inne. Również Włochy, Hiszpania i Malta w kwestii zakazu handlu w niedzielę mają mniej liberalne rozstrzygnięcia niż Polska. Warto podkreślić, że, owszem, niedziela jest czasem wolnym, ale przede wszystkim świętem. Należy pamiętać o tym rozróżnieniu.
Czas wolny jest bowiem po to, by wypocząć, nabrać sił do pracy. Nie musi on jednak przypadać w niedzielę. To sprawa indywidualna każdego człowieka. Tzw. czterobrygadowy system, który obowiązywał w górnictwie za Gierka, oznaczał, iż - ilościowo rzecz biorąc -pracownicy kopalni mieli więcej wolnego niż ludzie innych zawodów. Problem polegał na tym, że nie spędzali tego czasu z rodzinami. Tymczasem święto, jeśli ma pełnić funkcję integracyjną, powinno być spędzane wspólnie. Walcząc o wolną niedzielę, musimy ponownie uświadomić sobie, że jest to święto. Owszem, chrześcijańskie, ale weszło do kultury zarówno polskiej, jak i europejskiej. Świadczy o tym przykład Francji, który pani przywołała. Ważne, by żądając wolnej niedzieli, walczyć nie o czas wolny, ale właśnie o święto.
Kiedyś nie trzeba było o to walczyć. Czas pracy i czas wolny były od siebie wyraźnie oddzielone...
Dzisiaj dominuje gospodarka oparta na wiedzy. W tworzeniu PKB zdecydowaną większość, przynajmniej w państwach UE, osiąga się w sferze różnego rodzaju usług, zmienia się też system organizacji pracy. Do gospodarki wkracza tzw. telepraca. Ludzie często pracują w domach, np. opracowując projekt, który później sprzedają. W epoce przemysłowej miejsce pracy i jej czas wyznaczała fabryka. Dzisiaj to się zaciera. Doskonale wiedzą o tym ludzie tzw. wolnych zawodów, którzy wiele czynności wykonują w domu. Trzeba niezwykłego samozaparcia i świadomości, by ten niedzielny dzień, który nie jest naturalnie oddzielony murami fabrycznymi, zachował świąteczny charakter.
Czy dzisiaj Polskę stać na wolną niedzielę? Przeciwnicy mówią o kryzysie, bezrobociu itd.
Rachuby te są mocno przesadzone. Nie jest prawdą, że zakaz handlu w niedzielę sprawi, iż ubędzie klientów, a w związku z tym spadną obroty. Ludzie, wiedząc, że tego dnia placówki handlowe będą nieczynne, po prostu zrobią zakupy wcześniej. Nie należy jednak rozpatrywać tej kwestii wyłącznie w aspekcie finansowym. Warto wiedzieć, że na wolnej niedzieli zyskamy wszyscy. Po pierwsze człowiek wypoczęty pracuje lepiej. Po drugie niedziela jest po to, by nabrać dystansu do tego, co się robi, zastanowić się nad sensem swego działania. Argumentując na rzecz wolnej niedzieli, można odwołać się do konstytucji, zwłaszcza jej preambuły, oraz artykułów, w których mowa o godności człowieka i wolności jako jej wyrazie. Człowiek jako istota wolna, obdarzona godnością, będąc homo religiosus, tęskni za czymś, co go przekracza, kieruje się ku transcendencji. Poczucie sensu znajduje poza sobą. Długofalowo ma to pewne znaczenie gospodarcze. Poczucie sensu może się przełożyć na większą innowacyjność i w ogóle przynieść pozytywne efekty ekonomiczne.
Podczas ostatniej konferencji w sejmie nt. „Wolna Niedziela” powiedziała Pani, że przedstawiane w debacie publicznej argumenty na rzecz niedzieli wolnej od pracy nie powinny mieć jednak charakteru religijnego. Dlaczego?
Kiedy stanowimy prawo, tworzymy je dla wszystkich. Już dawno powinniśmy rozstać się z mitem 96% wierzących, mimo rzeczywiście bardzo wysokich deklaracji wiary. Dlatego, pracując nad nowymi normami prawnymi, musimy przedłożyć argumenty, które trafią nie tylko do katolików. W przeciwnym razie pojawi się zarzut, że Polska to państwo wyznaniowe. Owszem, pewne idee obecne w tradycji chrześcijańskiej da się przełożyć na argumenty, które mogłyby być przyjęte przez wszystkich ludzi dobrej woli. W kręgu chrześcijańskim świętujemy niedzielę jako pamiątkę stworzenia człowieka na obraz i podobieństwo Boże, a także zbawienia. Chrystus nas odkupił, zmartwychwstał, dlatego obchodzimy ją, o czym czytamy w kilku kanonach, jako pierwszy dzień tygodnia. Mogłoby się wydawać, że to argument nośny dla chrześcijan, ale okazuje się, że nie tylko. Dlaczego? Idea, że niedziela jako pierwszy dzień tygodnia jest pamiątką darmowości ciągle czeka na wydobycie i upowszechnienie. W potocznej świadomości jest ona raczej ostatnim dniem tygodnia, elementem weekendu, czyli nie punktem wyjścia, ale punktem docelowym ludzkiego działania. Człowiekowi wydaje się, iż przez pracę uzyskuje prawo do wypoczynku, że jest w stanie zasłużyć na wytchnienie. Idea darmowego otrzymywania zupełnie zmienia tę perspektywę.
Pamiątka darmowości oznacza, że człowiek nie jest samowystarczalny, tylko zdany na innych, na ich dar. Jako katolicy wierzymy, że Bóg stworzył nas, Chrystus odkupił. Jednak także według niewierzących człowiek nie jest istotą samowystarczalną. Podkreśla to filozofia dialogu, w myśl której druga osoba okazuje się potrzebna dla mojego pełnego rozwoju. Idealnie wyraził to Benedykt XVI w encyklice społecznej „Caritas in veritate”, przypominając, że potrzeba nam „logiki daru”. Ubolewał, że człowiekowi współczesnemu wydaje się, iż jest samowystarczalny i w związku z tym nie potrzebuje pomocy najbliższych, ewentualnie państwa społecznego czy państwa dobrobytu, które niejako anonimowo wspomoże go w trudnej sytuacji, nie wymagając za to wdzięczności. Logika daru zakłada otwarcie się na innych, zrozumienie, iż człowiek potrzebuje ludzi. Świętowanie niedzieli jako pamiątki darmowości uzmysławia nam, że jesteśmy zdani na innych (chrześcijanie wierzą, że wszystko otrzymali od Boga) i uczy wdzięczności za otrzymany dar.
Zdaniem Pani Profesor potrzebna jest również ogólnospołeczna akcja edukacyjna oraz lobbing na rzecz wolnej niedzieli. Jak powinna ona wyglądać? Co może zrobić przeciętny człowiek?
Przede wszystkim zrozumieć, jak np. społeczeństwo Austrii, że do dobrego tonu należy walka o wolną niedzielę i jej świętowanie. Jak to zrobić? Potrzebny jest ruch społeczny. Dobrym przykładem są obrońcy życia, którzy potrafili zebrać wiele stowarzyszeń i organizacji, tworząc federację występującą w imieniu wszystkich. Owszem zaczątki ruchu na rzecz wolnej niedzieli również w Polsce są obecne. Funkcjonuje „Przymierze na rzecz wolnej niedzieli”, w diecezji legnickiej działa „Społeczny Ruch Świętowania Niedzieli”, ideę popiera Akcja Katolicka. Co jeszcze można zrobić? W sejmie widziałam panie ekspedientki ubrane w czarne koszulki z napisami „Oddajcie nam niedzielę”. Można również próbować dotrzeć do Polaków za pomocą ulotek. Osobiście jestem mało wrażliwa na takie działania, lecz w epoce wizualnej każdy sposób bywa dobry. Także szkoła jest właściwym miejscem do przekonywania, że nie świętując niedzieli, tracimy coś bardzo ważnego. Chciałabym jednak dodać, iż w kwestii zakazu handlu w niedziele daleka jestem od rygoryzmu. Współczesne placówki handlowe to nie tylko sklepy, ale też kina, restauracje, gdzie można rodzinnie spędzić czas. Walcząc o wolną niedzielę, musimy wiedzieć, że już od średniowiecza tzw. służby publiczne są wyłączone z nakazu świętowania. Trzeba się zatem zastanowić, jak ów obszar wyłączony sensownie wyznaczyć.
Jak zatem powinniśmy spędzać niedzielę?
Każdy ma swój ulubiony sposób. Myślę jednak, że w przypadku rodziny dobrze byłoby ponownie odkryć integracyjny mebel, jakim jest stół i zjeść przy nim wspólny posiłek. Możemy pójść na spacer, wybrać się za miasto, na festyn, zagrać w grę planszową. Możliwości jest wiele. Najważniejsze, by było nam ze sobą dobrze i abyśmy świętowali wspólnie.
Dziękuję za rozmowę.
O ROZMÓWCZYNI
Prof. Aniela Dylus habilitowała się w 1992 r. na wydziale kościelnych nauk historycznych i społecznych Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie na podstawie pracy „Moralność krańcowa jako problem dla katolickiej nauki społecznej”. W 1997 r. otrzymała tytuł profesora nauk humanistycznych. Specjalizuje się w zakresie etyki i polityki gospodarczej. Związana z UKSW w Warszawie. Należy do licznych towarzystw naukowych i gremiów eksperckich, w tym Europejskiego Stowarzyszenia Etyków „Societas Ethica”, Komitetu Nauk Politycznych PAN, Polskiego Stowarzyszenia Etyki Biznesu, Polskiego Towarzystwa Nauk Politycznych.
Echo Katolickie 45/2013
opr. ab/ab