Europejskie dążenia Ukrainy

Co naprawdę dzieje się ostatnio na Ukrainie i jakie ma to znaczenie dla Polski?

Przez ostatni listopadowy weekend w Kijowie odbywały się demonstracje poparcia dla integracji z Unią Europejską. Ukraińskie władze nie podpisały umowy stowarzyszeniowej, argumentując to obawą pogorszenia relacji handlowych z Rosją. Doszło do starć z milicją, przepędzenia protestujących z Majdanu, a następnie ich powrotu na plac. Stolicę Ukrainy odwiedzili też polscy politycy, w tym Jarosław Kaczyński.

MOIM ZDANIEM

Prof. Andrzej Gil
kierownik Katedry Studiów Wschodnich Instytutu Nauk Politycznych i Spraw Międzynarodowych KUL

Wydarzenia, które mają miejsce na Ukrainie, oceniam na pewno nie jako rewolucję społeczną czy oddolne dążenie zbuntowanego społeczeństwa do gwałtownych przemian, ale próbę swoistego „zamachu stanu” na władzę prezydenta Wiktora Janukowycza i obozu, który jest wokół niego skupiony.

Według mnie to, co dzieje się w Kijowie, jest próbą przejęcia władzy przez niektórych polityków, którzy nie widzą innej, konstytucyjnie umocowanej możliwości. Mimo wszystko Wiktor Janukowycz zachowuje duże szanse na reelekcję podczas wyborów prezydenckich na Ukrainie, które odbędą się w 2015 r. Zgodnie z oceną byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Janukowycz ma poparcie co najmniej 25% elektoratu, co daje pewność jego wejścia do drugiej tury.

Nawet jeżeli pewnej części społeczeństwa nie podoba się decyzja prezydenta związana z odmową podpisania porozumienia z Unią Europejską, nie złamał on konstytucji, nie zrobił niczego, co byłoby niezgodne z ustawą zasadniczą. Miał prawo podjąć taką decyzję. Natomiast tak naprawdę nie wiemy, kto jest przeciwnikiem Janukowycza. Osoby, które pojawiają się na Majdanie: Petro Poroszenko, Witalij Kliczko czy Ołeh Tiahnybok, to na ukraińskiej scenie politycznej postaci znaczące, ale raczej nie do tego stopnia, żeby wyłącznie w nich upatrywać źródła wydarzeń, które dzieją się w Kijowie i poza nim.

Jak dalej rozwinie się sytuacja? Możliwości jest bardzo dużo. Jeśli ludzie poczują się zagrożeni, komuś „puszczą nerwy”, może dojść do zamieszek, walki z policją, starć. Być może prezydent będzie chciał załagodzić sytuację, dymisjonując jakiegoś ministra, np. spraw wewnętrznych Zacharczenkę, a może wymieni cały gabinet. Myślę, że to jednak, jak na razie, za daleko idąca hipoteza.

Jeśli Janukowycz się nie ugnie - a stoi za nim konstytucja, bo według tego, co wiemy, nie zrobił niczego, co byłoby z nią sprzeczne - jeżeli okaże się na tyle elastyczny, że będzie chciał pod pozorem jakiegoś porozumienia wytrzymać kolejne dni, to nic się nie stanie. Opozycja nie może oskarżyć prezydenta o to, że nie idzie z prądem społecznym, odmawiając podpisania porozumienia. Nie wierzę w rachunki, które mówią, że 60% społeczeństwa ukraińskiego opowiada się za integracją z Unią Europejską. Gdyby ta liczba była prawdziwa, mielibyśmy prawdziwą rewolucję we wszystkich większych miastach Ukrainy, zwłaszcza w wielkich ośrodkach przemysłowych.

Ks. Stefan Batruch
proboszcz parafii greckokatolickiej w Lublinie

Odrzucając podpisanie umowy stowarzyszeniowej proponowanej przez UE, prezydent Ukrainy chciał podbić stawkę, by uzyskać maksymalnie duże korzyści finansowe i wsparcie. Niestety znalazł się w kleszczach i wpadł w pułapkę własnej zachłanności oraz niezdecydowania. Janukowycz wraz ze swoją ekipą zachowywali się jak gracze, którzy blefując, wystawili pod zastaw przyszłość obywateli Ukrainy. Próbowano przekonywać UE, że jeśli nie chce, by Rosja okazała się lepsza, jeśli pragnie, by Kijów podpisał umowę stowarzyszeniową, powinna zadeklarować dla Ukrainy wsparcie finansowe w wysokości 160 mld euro. Janukowycz i jego ekipa nie docenili partnerów i nie zorientowali się, że nie panują już nad swoim scenariuszem. Okazało się, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. Społeczeństwo przestało pasywnie przyglądać się temu, co się dzieje i przeszło do działania. Mimo zmęczenia i frustracji ogromne tłumy ludzi wyszły demonstrować na centralne majdany miast, aby zamanifestować w sposób pokojowy, iż chcą zmian i widzą swoją przyszłość we współpracy z UE. Decyzja prezydenta Janukowycza wywołała protesty, których nikt się nie spodziewał. Setki tysięcy osób zbierają się, żeby zamanifestować swoje europejskie aspiracje. W nocy z 29 na 30 listopada doszło jednak do pacyfikacji obozu protestujących przez oddziały specjalne milicji. Użycie przemocy wywołało gigantyczne protesty w kilkunastu miastach. Według wiarygodnych informacji, w niedzielę, 1 grudnia, w Kijowie protestowało ponad pół miliona osób, które domagały się m.in. ustąpienia rządzącej ekipy. Mimo wspomnianych zajść i użycia siły ze strony jednostek specjalnych „Berkut”, nie udało się zburzyć pokojowej atmosfery przebiegu demonstracji i sytuacja została całkowicie ustabilizowana. W stolicy na Majdanie ustawione zostało miasteczko namiotowe, gdzie każdego dnia zbiera się po kilkaset tysięcy ludzi. Uczestnicy domagają się dymisji rządu, ukarania winnych za pobicie demonstrantów, niezwłocznego podpisania umowy o asocjacji z UE i zwolnienia z więzienia Julii Tymoszenko. Rząd Ukrainy zadeklarował, iż nie zamierza wprowadzać stanu wyjątkowego i powrócił do rozmów z krajami Unii Europejskiej odnośnie podpisania umowy stowarzyszeniowej. Demonstranci deklarują, iż będą protestować tak długo, aż ich postulaty zostaną w całości spełnione.

NOT. KO
Echo Katolickie 49/2013

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama