Eutanazja to wołanie o miłość

O "cywilizacji śmierci", przed którą przestrzegał Jan Paweł II, w kontekście eutanazji dzieci

Belgijski parlament przyjął ustawę zezwalającą na eutanazję śmiertelnie chorych dzieci. Czy nadchodzi „cywilizacja śmierci”, przed którą ostrzegał Jan Paweł II?

Mam wrażenie, że ona już się zaczęła. O „cywilizacji śmierci” Ojciec Święty mówił, gdy przywoływał temat aborcji, eutanazji i pewnej kultury śmierci, w której - w imię humanizmu czy quasi wolności - to człowiek decyduje, czy jego bliźni ma prawo żyć, ustalając kryterium tego życia. To, co wydarzyło się w Belgii, jest dla mnie dramatem. Okazuje się, że „cywilizacja śmierci” nie stanowi jedynie jakiegoś zgrabnego sformułowania w ideologicznym sporze, ale rzeczywistość owocującą śmiercią.

Etymologicznie słowo „eutanazja” oznaczało w starożytności dobrą, łagodną śmierć, bez przykrych cierpień. Czym dzisiaj jest eutanazja?

Obecnie nie uwzględnia się etymologicznego znaczenia tego słowa, lecz określa się nim zabieg medyczny zmierzający do skrócenia ludzkiego życia. Należy wyróżnić dwie podstawowe definicje. Eutanazja czynna to postępowanie świadome, zmierzające do skrócenia życia chorego, np. podanie środka powodującego śmierć. Natomiast eutanazja bierna jest zaniechaniem intensywnego leczenia podtrzymującego życie. Może nią być także odstąpienie od podawania podstawowych produktów żywnościowych, czyli jedzenia i picia. Wówczas pacjent po prostu umiera z głodu.

Wobec św. Maksymiliana Kolbego zastosowano najpierw eutanazję bierną, gdyż skazano go na śmierć głodową w specjalnym bunkrze, gdzie spędził kilkanaście dni. Jednak przeżył jako jedyny z więźniów. Wtedy został dobity zastrzykiem fenolu, a więc podano mu środek, który doprowadził do śmierci. Była to eutanazja czynna.

Człowiek ma prawo do dobrej śmierci, czyli godnej, bez bólu, strachu, odrzucenia. Taka śmiercią nie jest na pewno eutanazja. Jej zwolennicy argumentują często, że ich stanowisko dyktuje miłość do drugiego człowieka przejawiająca się chęcią ulżenia w cierpieniu. Ale czy polega ona na podaniu środka uśmiercającego bliską osobę? Nie. Miłość i współczucie nakazują towarzyszyć choremu, zwalczać ból, ukazywać związek z żyjącymi, wartość jego cierpienia, przypominać o obecności Chrystusa. Eutanazja zakłóca ten porządek i nie ma nic wspólnego z dobrem.

Ustawa, jaką podjęli belgijscy politycy Belgii zawiera zapis, na mocy którego eutanazja będzie dozwolona po tym, gdy dziecko wyrazi taką wolę i zgodzą się na nią rodzice czy opiekunowie. Czy kilkulatek, bo według belgijskiego prawa eutanazja będzie dotyczyć każdego dziecka, bez ograniczeń wiekowych - potrafi zrozumieć, czym jest śmierć i podjąć taką decyzję?

Dziecko zaczyna myśleć abstrakcyjnie około dziesiątego, jedenastego roku życia, do tego czasu jest na poziomie myślenia konkretnego. Uważa, iż śmierć to zjawisko odwracalne, np. jeżeli dzisiaj umrę, to jutro będę żył. Jak w grze komputerowej: jeśli kliknę w odpowiednie okienko, mam drugie życie. Kilkulatek nie ma świadomości nieodwracalności. Proszenie go o podjęcie decyzji w sprawie eutanazji jest czymś niepojętym.

Co dzieci mówią o śmierci, jak pojmują ją Ojca podopieczni?

Czasami używają zwrotów, które usłyszeli od dorosłych. Kiedy byłem wolontariuszem na oddziale hematologii pewien mały pacjent, odpowiadając na pytanie, gdzie jest jego kolega z pokoju, uniósł palec do góry i powiedział: „Tam, wszyscy tam pójdziemy”. Wiedza dziecka o śmierci zazwyczaj wywodzi się nie z jej percepcji, ale pewnych wyobrażeń, słów, jakie słyszy od dorosłych, rówieśników. Często opiekunowie moich pacjentów pytają: „Jak się umiera?”, „Jak jest potem?”. Odpowiadam, że nie wiem, ale, będąc człowiekiem wierzącym, przypominam słowa Pana Jezusa: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują”. Zakładam zatem, że po śmierci czeka nas pełnia szczęścia.

Jeśli dziecko zostanie dobrze przygotowane do przejścia, wówczas śmierć nie musi przerażać. Nasze doświadczenie pokazuje, że egzystencjalny lęk przed śmiercią może zostać zniwelowany. Perspektywa życia w niebie, gdzie dziecko spotka babcię, dziadka, będzie mogło biegać, nic nie będzie bolało, będzie szczęśliwe, mocno działa na wyobraźnię, sprawiając, że droga ku śmierci nie oznacza traumy. To dla mnie ogromne wyróżnienie, że mogę towarzyszyć w chwili przejścia do lepszego świata. To prawie tak jakbym odwiedzał niebo.

Od lat jest Ojciec kapelanem hospicjum, które opiekuje się przewlekle chorymi dziećmi. Zna Ojciec swoich małych podopiecznych, ich rodziny, sytuacje życiowe, które często są niełatwe. Czy spotkał się Ojciec kiedykolwiek z życzeniem śmierci?

Ponad 20 lat jestem przy umierających dzieciach i ani razu nie słyszałem, by ktoś prosił o skrócenie życia. Bywa, że ludzie starsi, schorowani, w udręce mówią „wolałbym umrzeć”, nie chcąc np. sprawiać trudności rodzinie. Trudno to jednak nazwać wolą, raczej chwilą zwątpienia z powodu ciężaru, który akurat przygniata, bólu fizycznego. Jednak polscy lekarze i przeróżne instytucje robią, co mogą, by człowiek chory nie cierpiał fizycznie. Dlatego tym bardziej nie rozumiem tego, co stało się w Belgii, gdzie nakłady na medycynę w przeliczeniu na mieszkańca, a więc i dziecko, są dużo większe niż w Polsce. W związku z tym przewlekle chory pacjent może liczyć na dużo lepszą opiekę.

W Polsce jednak mieliśmy przypadki, gdy ludzie prosili o eutanazję, podpisali dokumenty, a nawet zwracali się w tej sprawi do sądów. Przykładem jest choćby sprawa Janusza Świtaja.

Pamiętamy też, jak to się skończyło. Kiedy Pan Janusz, dzięki fundacji Anny Dymnej, otrzymał pomoc, a jakość jego życia się poprawiła, przestał myśleć o śmierci. Na podstawie tego przykładu prośba o eutanazję wynika bardziej z grzechu zaniedbania nas wszystkich, gdyż w sposób niewystarczający opiekujemy się i troszczymy o chorych. Gdy dorosły mówi o tym, że chciałby umrzeć, najczęściej doświadcza totalnego bólu. Najpierw fizycznego, potem psychicznego, społecznego i duchowego. Jeżeli pacjent cierpi i ma objawy depresji, myśli samobójcze, jest to najczęściej związane z przeżywanym bólem totalnym. Chce zabić go przez unicestwienie siebie. Tymczasem otoczenie odbiera to jako prośbę o eutanazję. Zapewne w krajach Beneluksu w przypadku kilku osób zostanie ona spełniona. A przecież, gdy chory człowiek cierpi na depresję, powinno podjąć się wszelkie działania, łącznie z ubezwłasnowolnieniem, mające na celu wyleczenie. Warto dodać, że pacjenci onkologiczni często doświadczają bólu psychicznego, który wzmaga fizyczne cierpienie. Nazywamy to depresją reaktywną. W takiej Belgii uznano by, że człowiek w tym stanie zapewne nie chce żyć, więc zamiast go leczyć, lepiej poddać eutanazji. To dramat naszych czasów.

Wracając do sprawy Janusza Świtaja, mam wrażenie, że jego prośba o eutanazję była raczej wołaniem o miłość, zainteresowanie, a nie o śmierć.

To prawda. Te wszystkie rzeczy, które potem się zdarzyły, przerosły jego najśmielsze oczekiwania. Otrzymał pomoc, o jakiej nawet nie marzył. Dlaczego poprosił o eutanazję? Sądzę, że doszedł do pewnej granicy, uważając, iż został pozostawiony sam sobie, a jego mama nie ma znikąd pomocy.

Literatura medyczna jasno mówi, że przyczyna depresji u pacjenta, który twierdzi, że nie chce żyć, tkwi w przekonaniu, iż nie czuje się potrzebny, stanowi ciężar dla najbliższych. Kiedy otrzymuje potrzebną pomoc medyczną, psychologiczną czy społeczną, ogień życia rozpala się od nowa.

Zatem, czy w ogóle warto rozmawiać o eutanazji? Nie lepiej skupić się na opiece paliatywnej, pediatrycznej?

Zdecydowanie. Jest kilka przyczyn, które sprawiają, że ludzie mówią „nie chcę żyć”. Pierwsza to intensywność bólu fizycznego. Im bardziej go odczuwa, tym bardziej myśli o śmierci. Zabijając siebie, chce zabić ból. Sytuacja ta jest wezwaniem dla medycyny do szukania rozwiązań, sposobów jeszcze bardziej łagodzących cierpienie. Drugą przyczyną są relacje rodzinne, przyjacielskie. Chory chce mieć dla kogo cierpieć, a jeśli jest pozbawiony opieki, samotny, uważa, że jego walka nie ma sensu. Trzecią stanowi przeświadczenie o byciu ciężarem dla najbliższych. Czwartą są sprawy socjalne i finansowe. Gdy człowiek widzi, że jego choroba obciąża budżet domowy, który i tak jest skromny, wówczas zaczyna myśleć, że lepiej będzie, kiedy umrze.

Dlatego inwestujmy w opiekę paliatywną. Dzięki temu ludzie chorzy będą mieli optymalną jakość życia i poczucie swojej godności. Pamiętam, gdy do pacjenta, którego właśnie przyjęto do hospicjum, przyszła kucharka, pytając: „Proszę pana, co chciałby pan zjeść dzisiaj na obiad?”. Ten człowiek zaczął płakać. Powiedział, że pierwszy raz od dawna ktoś potraktował go podmiotowo, a nie przedmiotowo. Ta sytuacja pokazuje pewne podejście do pacjenta: jesteś dla nas ważny, chcemy żeby ci było z nami dobrze - nawet pod względem kulinarnym. Do takich standardów powinniśmy dążyć. Wówczas nikt nie myślałby o śmierci.

Proszę Ojca, jaka przyszłość czeka świat i ludzkość, skoro europejski parlament w XXI w. uchwala, że człowiek za przyzwoleniem prawa można decydować o tym, kto będzie żył, a kto nie? Dokąd zmierzamy?

A może robimy krok do tyłu? Kiedy faszyści doszli do władzy, w szpitalach psychiatrycznych jedną z jednostek chorobowych, która zezwalała na eutanazję, była nadpobudliwość psychoruchowa. Mordowano wszystkie dzieci z ADHD. Ten element „cywilizacji śmierci” wraca. Przyczyn należy upatrywać w upadku moralnym, egocentryzmie, hedonizmie, relatywizmie, gdzie kryterium prawa do życia jest ustalane przez innych. Były prezydent Ameryki powiedział: „Zauważyłem pewną prawidłowość, że ci wszyscy, którzy są za aborcją albo eutanazją, zdążyli się już urodzić”.

Dziękuję za rozmowę.

O. Filip Buczyński pochodzi z Wrocławia. W 1991 r. otrzymał tytuł magistra teologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim za pracę pt. „Kobieta w historii Islamu i w Koranie”. Przyjął święcenia kapłańskie. Rozpoczął studia w zakresie psychologii na KUL, a w 1995 r. obronił pracę doktorską pt. „Psychologiczna analiza systemów rodzinnych z dzieckiem chorym na białaczkę”. Od 1991 r., jako wolontariusz prowadził opiekę duszpasterską i psychologiczną nad pacjentami Kliniki Hematologii i Onkologii Dziecięcej w Lublinie.

W 1997 r. założył Stowarzyszenie Lubelskie Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia, w którym do dzisiaj społecznie pełni funkcję prezesa. Wykładowca na Wydziale Nauk Społecznych Instytutu Psychologii KUL i w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Jest przewodniczącym Ogólnopolskiego Forum Pediatrycznej Opieki Paliatywnej, członkiem zarządu Polskiego Towarzystwa Psychoonkologicznego.

Echo Katolickie 9/2014

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama