Pytania o naszą tolerancyjność w kontekście kryzysu imigracyjnego w Europie 2015
Ożywione dyskusje na temat ewentualnego przyjęcia przez Polskę uchodźców i imigrantów prowokują pytania o naszą tolerancyjność. Środowiska lewicowe i lewackie nie pozostawiają suchej nitki na „polskiej zaściankowości”, rzekomej rodzimej ksenofobii i niechęci do obcych. Padają oskarżenia o nacjonalizm, faszyzm. Niezastąpiony Jan Tomasz Gross kilka dni temu raczył był po raz kolejny przypomnieć o „ohydnym obliczu Polaków” i dać wyraz swojej antypolskiej fobii.
Pedagogika wstydu od lat jest sączona do polskich umysłów. Dzieje się to głównie za sprawą środowisk, dla których państwa narodowe są podstawową przeszkodą stojącą na drodze do budowania nowego ładu politycznego, społecznego; źródłem opresji i zacofania. Dochodzi do tego ciche wsparcie przez rzeczywistych sprawców wojen i rzezi widzących szansę na wybielenie swojej historii. Przodują w tym Niemcy, ale nie tylko oni są zainteresowani wpasowaniem Polaków w szablon „narodu sprawców”. Mają też w tym swój interes niektóre środowiska żydowskie, czego potwierdzeniem jest wspomniany wyżej pan Gross.
A zatem: czy Polacy są narodem nietolerancyjnym, tak mocno przyzwyczajonym do swojej monokulturowości, monoreligijności, że każda próba zachwiania owej hermetyczności generuje histerię i lęk? Jak było w przeszłości?
Istnieje legenda opowiadająca o wędrówce Żydów, którzy - wypędzeni ok. 1492 r. z Hiszpanii, Portugalii i krajów niemieckich - dotarli do ziem polskich, gęsto zarośniętych lasami. Ponoć w szumie drzew usłyszeli słowa „pol in...” w języku hebrajskim oznaczające: „tutaj odpocznij” (tak też brzmi nazwa Polski w języku jidysz). Istnieje inna wersja legendy, według której z nieba został zesłany znak - kartka z napisem „po lin”. Odczytano go jako zaproszenie do masowego w osadnictwa na gościnnej polskiej ziemi. Autorstwo opowieści przypisuje się Mojżeszowi Isserlesowi, żyjącemu w XVI w. rabinowi krakowskiemu. Nawiązuje też do niej wystawa w Muzeum Żydów Polskich.
Pierwsze wzmianki o stałym osadnictwie żydowskim w Polsce pojawiły się już w XI w. W latach 60 XIII w. Żydów było już na tyle dużo, że uzyskali przywilej tolerancji religijnej - zachował się wydany w 1264 r. przez księcia Bolesława Pobożnego statut kaliski. Zawierał 37 artykułów stanowiących m.in., iż „za zabicie Żyda słuszna kara i konfiskata majątku się należy”, „wolno jest Żydom wszystkie towary kupować, chleba i innych żywności dotykać się”. Zezwalały one także na trwanie przy swoich obyczajach i religii, zabezpieczały przed wykluczeniem i utratą życia. Na owe czasy był to ewenement w skali Europy.
Ważnym dokumentem tolerancyjnym w kolejnych wiekach był uchwalony w 1573 r. akt konfederacji warszawskiej, który gwarantował bezwarunkowy i wieczny pokój między różnowiercami, zapewniał równouprawnienie, głosił zasady wolności sumienia. Krytycy zarzucają niekiedy, iż różnie potem bywało z przestrzeganiem jego postanowień. Owszem, to prawda. Zwykle powodem była nie religia, a uwarunkowania polityczne bądź gra interesów. Warto też pamiętać, iż wiek XVI to czas okrutnych wojen religijnych w Europie. W Polsce nigdy ich nie było. Nigdy nie płonęły tu stosy. Badaczom historii łączącym początki antysemityzmu z katolicyzmem i inkwizycją warto przypomnieć, iż pierwszym wpływowym antysemitą w Niemczech był Marcin Luter. Podawał on proste rozwiązanie „problemu żydowskiego”: należy Żydów wyrzucić z Niemiec. „Otwórzmy im bramy miasteczek i drogi - pisał Luter - są oni dla nas takim ciężarem, jak zaraza, morowe powietrze i nieszczęście...”. Tym, którzy odmówiliby opuszczenia kraju, Luter zalecał: „aby do rąk młodych i silnych Żydów i Żydówek włożyć cepy, topory, motyki, łopaty, wrzeciona i kądziele i zmusić ich do zarabiania na chleb powszedni w pozie czoła, tak jak to nakazano wszystkim potomkom Adama”. Dalej proponował „spalenie synagog, szkół, rozbicie i zniszczenie domostw, umieszczenie Żydów pod dachami stajen, jak Cyganów, aby żyli w niewoli i nędzy, dlatego, że zawsze skarżą się na nas, lamentując do Boga” (źródło: Martin Gardner „Pseudonauka i pseudouczeni”, wyd. PWN 1966 r., nad. Andrzej Kurowski). Precedensem na skalę europejską był fakt istnienia w Polsce sejmów żydowskich. Od 1623 r. funkcjonowały dwa: Waad Arba Arcot, obejmujący ziemie Korony i Waad Medinat Lita (hebr. Rada Kraju Litwa), czyli Sejm Żydów Litewskich (pierwszy z nich istniał aż do 1764 r.). Wcześniej, bo w 1503 r., król ustanowił urząd rabina generalnego dla poszczególnych ziemiaństw żydowskich.
Dość szczególną historię, często podawaną jako przykład polskiej nietolerancji, mieli bracia polscy (zwani również arianami, socynianami, antytrynitarzami). Była to wspólnota religijna, która wyodrębniła się w latach 1562-1565 z polskiego Kościoła ewangelicko-reformowanego (kalwinizmu), stanowiąc najbardziej radykalny odłam reformacji w Polsce. Jej początki dali uchodźcy z południowej i zachodniej Europy (głównie włoscy antytrynitarze). Uzyskali w Polsce pełną wolność religijną, co gwarantował akt konfederacji warszawskiej. Ponieważ wielu z nich opowiedziało się po stronie Szwedów podczas „potopu” w 1655 r., w 1658 r. uchwałą sejmu zostali oskarżeni o zdradę, zobligowani do przejścia na katolicyzm lub do opuszczenia Polski. Było to pierwsze tak poważne naruszenie wolności religijnej w Rzeczypospolitej oraz pierwsza, a zarazem ostatnia, banicja grupy religijnej na jej terenie.
Bardzo ciekawa jest też blisko 600-letnia historia obecności Tatarów w Polsce. Jednym z licznych przywilejów, którymi cieszyli się, „była możliwość pozostania przy religii muzułmańskiej. Posiadali swych własnych duchownych, swoje meczety oraz cmentarze - mizary. Mogli żyć w zgodzie z zasadami swej wiary. [...] Wspólnie tworzyli to, co dzisiaj określamy mianem wielokulturowości i pluralizmu wyznaniowego. Szczególne znaczenie przywiązywali wszelako Tatarzy do służby wojskowej, widząc w niej swą powinność wobec osoby władcy: Wielkiego Księcia Litewskiego, później zaś i króla polskiego” (źródło: www.tatarzy.pl). Wielu z nich otrzymywało ziemię i szlachectwo. Po dziś dzień - także na Podlasiu - żyją ich potomkowie.
Kwestia relacji polsko-żydowskich podczas II wojny światowej jest stosunkowo dobrze znana i opisana. Wystarczy tylko przypomnieć, iż wg różnych statystyk Polacy uratowali 300-400 tys. Żydów, za co Niemcy rozstrzelali 150 tys. Polaków. Tylko tutaj istniała zbiorowa odpowiedzialność za ich ukrywanie. A rzekomo antysemicka międzywojenna Polska przyjęła i dała obywatelstwo 615 tys. żydowskich imigrantów z hitlerowskich Niemiec i bolszewickiej Rosji (źródło: St. Nowicki, „Wielkie nieporozumienie”, Sydney 1970).
Oczywiście nie brakowało momentów trudnych w polskiej historii, wstydliwych. Trudno się jednak zgodzić z opinią wyrażaną przez m.in. Janusz Majcherka (tekst w „Tygodniku Powszechnym” napisany po odkryciu zbrodni w Jedwabnem), ukazującą Polaków jako naród totalnie nietolerancyjny i odpychający. Historia Polski zdecydowanie temu przeczy. Zachowało się wiele wspomnień pokojowego współistnienia wielu nacji w Wilnie, Warszawie, Lwowie, w mniejszych miastach, wioskach - także na naszym terenie. O ile mogły się zdarzać wypadki antysemityzmu czy antypolonizmu na poziomie sporów politycznych, ekonomicznych, prasowych, w bardzo minimalnym stopniu miało to miejsce na poziomie codziennych relacji. Istniała „solidarność biedy”. Ludzie ci codziennie ze sobą żyli, spotykali się przy różnych okazjach, „klepali” swoje biedy. Nurty kultur, religii nie zlewały się ze sobą, a raczej płynęły obok siebie (głęboką analizę sytuacji przedstawił Antoni Gołubiew w dramacie „Szaja Ajzensztok”, inspirowanym balladą Kasprowicza o tym samym tytule).
Czy XXI w. zmienił nastawienie Polaków do obcych? Nie sądzę. Lęk, który dziś daje znać o sobie, nie wyrasta z uprzedzeń, ale raczej z realnych zagrożeń. Po II wojnie światowej - po zagładzie Żydów, zabraniu dawnych ziem wschodnich, wiele się zmieniło - przyzwyczailiśmy się do monokulturowości i jednolitości religijnej. Nowe pokolenia znają inne, dawne realia tylko z opowieści. Niestety różnej maści hochsztaplerzy wykorzystują tę niewiedzę do serwowania przekłamań, półprawd i kłamstw. Niewłaściwa jest ani kanonizacja polskiej historii, ani wzmacnianie pedagogiki wstydu, potrzebna jest rzetelna wiedza i poznawcza uczciwość.
KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo Katolickie 38/2015
opr. ab/ab