Jak odbudować zaufanie?

Jak powinna wyglądać misyjność mediów publicznych w Polsce i w jaki sposób możemy wpływać na ich kształt ?

Czy polskie media są wolne?

W pierwszej chwili przychodzi mi na myśl cyfra 356. Nie chodzi tu o wybrakowaną ilość dni w kalendarzu, ale o konkretną sumę w milionach, którą poprzednia koalicja rządząca w latach 2007-2015 przeznaczyła na reklamę w mediach, jak się okazuje, w dużej części niemieckich. Łatwo jest lubić kogoś za pieniądze. Jednak takie relacje nie trwają długo. Stąd też wolność mediów w Polsce przypomina wyspy na oceanie. Na szczęcie w tej wodzie niektóre wartościowe media nauczyły się pływać.

Jak odbudować zaufanie?

Jaka jest kondycja publicznych mediów?

Pamiętam ze swojej młodości: gdy choroba nie pozwalała wyjść do szkoły, Polskie Radio i Telewizja miały w swoich ramówkach wiele atrakcji edukacyjnych! Co zostało z tamtych czasów? Bardzo mało treści, jeszcze mniej wartości. Oczywiście kwestia polityczna minionych dekad pozostaje wątpliwa, ale oceniam samą ideę. Jeden z moich przyjaciół, człowiek będący wysoko w strukturach mediów publicznych, odpowiedział, iż dziś główną rolę w doborze treści odgrywają słupki oglądalności, słuchalności. „Wpierw tworzy się program według finansowych założeń, a ideologię się jakoś dorobi” - twierdził. O misji nawet nie wspominał. Gdy dołożyć do tego wypaczoną strukturę funkcjonowania, biurokrację, „załatwianie” stanowisk - obraz całości jawi się w nieciekawych barwach. Rzecz jasna, nie chodzi wyłącznie o wymianę dziennikarzy czy wpływy z abonamentu. To tylko drobne, popsute trybiki. Zmienić trzeba bardzo wiele, a wyznacznikiem jest zaufanie społeczne, którego nie odbudowuje się z dnia na dzień. Zarząd TVP i wszyscy pracownicy mediów publicznych muszą zmienić w pierwszym rzędzie podejście do wyznaczonej misji - przywrócić pierwotne znaczenie takim wartościom, jak prawda, sprawiedliwość, miłość, wolność. Kolejny etap to zmiana struktury zarządzania, dobór odpowiednich ludzi.

A kwestia abonamentu?...

Jestem za, ale tylko wtedy, gdy nie będę bał się posadzić dzieci przed telewizorem. Dlatego teraz moje pociechy nie oglądają telewizji, bo tu naprawdę ciężko jest znaleźć coś wartościowego. I gdy będę pewien, że moje pieniądze nie zostaną przeznaczone na bezwartościowy chłam. Może mamy z żoną zbyt wysokie wymagania, ale tu chodzi o zwykłą normalność.

Mówi się o niezależności mediów. OK. Piękna idea. Ale czy jest to możliwe w praktyce? Przecież każda stacja telewizyjna, gazeta ma swoich właścicieli, udziałowców... Inwestują, ale też mają swoje oczekiwania, interesy.

Jako obywatele, czyli w pewnym sensie udziałowcy, współwłaściciele mediów publicznych, musimy wymagać od mediów, ale i od siebie wznoszenia się znacznie wyżej niż sfera pieniądza. Najpierw jest misja, potem dobieramy odpowiednie narzędzia. Finansowanie stanowi ważny, ale nie najważniejszy element. Pamiętajmy, że jesteśmy współodpowiedzialni za kształt mediów publicznych w Polsce.

A media prywatne? Mają przecież spory udział w rynku.

Trzeba być roztropnym. Zwracać szczególną uwagę na to, kiedy kończy się informacja, a zaczyna komentarz, wedle jakiego klucza dobiera się wiadomości, komu służy nagłośnienie takich czy innych tematów itp. Niestety, w Polsce media prywatne są mocno upolitycznione, a właściciele nie ukrywali w minionym czasie bliskich kontaktów z władzą. Cóż, każdy sam wybiera to, co ogląda, i powinien liczyć się z konsekwencjami ewentualnego wypaczenia rzeczywistości.

Rada Nadzorcza TVP kilka dni temu przyjęła uchwałę, w której ostro krytykuje nowe „Wiadomości” TVP. To farsa czy amnezja?... A może jedno i drugie?

Przypomina to sytuację tonącego chwytającego się brzytwy, by nie tylko ją złapać, ale jeszcze kogoś ugodzić. Przyzwyczailiśmy się do wszechobecnej hipokryzji. Wystarczy poczytać publikacje o resortowych dzieciach, aby zrozumieć polskie realia. Warto spojrzeć w tym miejscu na badania, że odnowione „Wiadomości” wypadają całkiem dobrze. Lepiej postrzegają to moi znajomi, stwierdzając, iż w końcu da się je oglądać! Oczywiście błędy są popełniane, ale nie myli się ten, kto nic nie robi.

Ogromna część mediów w Polsce jest w rękach obcego kapitału, głównie niemieckiego. Jakie to niesie w sobie zagrożenia?

Niemcy od zawsze byli zainteresowani Polską. Próbowali ją na wiele różnych sposobów ułożyć po swojemu. Dlatego ogólna sytuacja medialna (większość tytułów wydają koncerny niemieckie!) nie jest niczym niezwykłym. Wystarczy przyjrzeć się gigantycznym kontraktom byłych już dziennikarzy TVP. Teraz część z nich robi karierę, ale już pod niemiecką banderą.

Media katolickie - jak jest ich kondycja? Jakie są? Jakie być powinny?

Obecną sytuację postrzegam jako gigantyczną szansę dla mediów katolickich. Wieje dobry wiatr i to od nas zależy, jak ustawimy żagiel i ile tego potencjału wykorzystamy. Niestety rodzą się pytania o kondycję i etyczną naturę mediów katolickich. Mając liczne i różne doświadczenia w tej materii, stwierdzam obrazowo, że zbyt mocno zmieniają one cele swojej podróży. W mediach katolickich cenię prawdę, niezależność, ale niestety jest z tym różnie. Bywa, że ich katolickość jest zawarta w nazwie, ale już nie w treści przekazu. Nie ma się czego wstydzić. Chrystus to nasz punkt odniesienia.

Gdyby chcieć prognozować, to w którą stroną w najbliższych latach będą się rozwijały media?

Zapewne media będą szły jeszcze pełniej w stronę interaktywności, form społecznościowych, z poszerzoną możliwością dopasowywania interesujących treści. I to właśnie treść będzie głównym przedmiotem rozwoju. Ja, jak też wielu moich znajomych, zniesmaczonych medialną papką, korzystam z portalów niszowych. Lubię czytać, słuchać, oglądać to, czego nie znajdę gdzie indziej. Co do przyszłości mediów publicznych w Polsce, to jestem głęboko przekonany, że staną się wzorem dla innych krajów. Gospodarczy i medialny prym Polski w dobie europejskiego zastoju, czy nawet degradacji, widać coraz bardziej. Jest to zasługa wielkiego ducha naszego narodu. Warto o stan tego ducha dbać.

Dziękuję za rozmowę.

 

Okiem duszpasterza

Ks. Paweł Siedlanowski

Nie jesteśmy na przegranej pozycji

Czy św. Paweł, gdyby żył w XXI w., prowadziłby bloga? Czy Jezus chodziłby do telewizji? Czy św. Maksymilian, wydając w latach 30 ubiegłego wieku w ponadmilionowym nakładzie czasopisma, prowadząc stację radiową i planując założenie telewizji, był szaleńcem, czy raczej wizjonerem?

Wreszcie czy w nierównym starciu z potężną, dokapitalizowaną konkurencją media katolickie mają dziś szansę przetrwania bez wchodzenia w często wątpliwej jakości kompromisy i koterie? Wiele pytań - jeszcze więcej odpowiedzi. Bez wątpienia oddanie walkowerem tej formy komunikacji, rezygnacja z wirtualnej przestrzeni głoszenia Dobrej Nowiny - byłyby grzechem zaniechania. Tak naprawdę nie ma pytania: „czy?”. Raczej: „jak?”. W jakiej skali ma się to dokonać? Co zrobić, aby swoją pozorną słabość (niszowość, zajmowanie pozycji często w poprzek ducha tego świata, ucieczkę od sensacyjności i pustej rozrywki itp.) uczynić siłą?

Media katolickie w Polsce w minionych dwóch dekadach przeżywały swoje wzloty i upadki. Przetrwały te, które postawiły na wyrazistość, wierność Kościołowi i Ewangelii. Nie dały się wplątać w polityczne zależności i dziwne koneksje. Pokusa była i jest zawsze bardzo realna - dotyczy to zwłaszcza lokalnych stacji. Przykładów owego uwikłania, niestety, nie brakuje. Problemem zawsze były, są i będę pieniądze - opłaty za przedłużenie koncesji, koszty emisji, prowadzenie studiów, utrzymanie w terenie sieci korespondentów itp. to niebagatelne wydatki. Rzecz w tym, że jeśli jest to Boże dzieło, środki zawsze się znajdą. Niemniej ważną kwestią są ludzie, którzy zespoły telewizyjne, radiowe, redakcje gazet tworzą. Nie mogą być przypadkowi, nie mogą być li tylko profesjonalistami - niemającymi w sobie Chrystusowego ducha. Chodzi nie tyle o dobre rzemiosło, co o świadomość wielkiej odpowiedzialności, współuczestnictwa w ważnej misji. Tego często brakuje w niektórych katolickich mediach: dobrej formacji, ewangelicznego zapału ludzi tam pracujących. Bez tego w niewielkim stopniu różnią się od mainstreamu. I nie ma dla nich racji bytu.

Przed nami ważne zadanie. Ludzie są coraz bardziej zmęczeni pustką, tandetną treścią, coraz niższymi lotami prezentowanej przez wielkie stacje, duże redakcje gazet rozrywki. Oczekują dobrych treści, rzetelnych informacji, mądrej, w prosty sposób przekazanej katechezy. Skanują sieć, szukając w niej dobrych katolickich stron internetowych. Nie jesteśmy na przegranej pozycji. Trzeba tylko wiedzieć, czego się chce. I być konsekwentnym w działaniu.

Echo Katolickiego 5/2016

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama