Warto być za życiem!

O dyskusji wokół tzw. "ustawy aborcyjnej"

W Polsce rozgorzała na nowo dyskusja na temat zakresu tzw. ustawy aborcyjnej. Przerażają hasła wznoszone przez feministki, domagające się pełnej dostępności zabijania nienarodzonych jako „prawa człowieka”. Zasmuca wulgarność prezentowanych poglądów. Poraża skala przekłamań, półprawd, cenzura wycinająca niewygodne dla środowisk pro-choice fakty, zacietrzewienie celebrytów i środowisk lewicowych widzących w rozpalaniu światopoglądowych debat szansę na zaistnienie w społeczeństwie.

Warto być za życiem!

Ale jest też światełko w tunelu. Według sondażu CBOS przeprowadzonego dla „Gazety Wyborczej” na początku kwietnia najwięcej zwolenników (65%) zaostrzenia dzisiejszych przepisów, łącznie z całkowitym zakazem aborcji, występuje wśród najmłodszych respondentów (w wieku 18-24 lat). W grupie tej jest też najwięcej osób reprezentujących postawy pro-life (49 proc.) Poparcie dla zaostrzenia obecnych regulacji pozostaje wysokie również wśród respondentów w wieku 65 i więcej (57%), a także wśród 35- 44-latków (55%). Najgorzej jest za to w środowisku 50-latków, najbardziej mentalnie zniszczonym przez komunę.

Oczywiście o życiu nie mogą decydować sondaże, norm moralnych nie ustala się za pomocą głosowania. Mimo to cieszy rosnący trend poparcia dla życia. Powodów jest wiele: jeden z istotniejszych to zapewne spokojna, długofalowa katechetyczna praca Kościoła, operowanie argumentami, a nie emocjami. Cierpliwość popłaca. Trzeba spokojnie robić swoje, aktywizować ludzi świeckich, pokazywać piękno życia - tak jak czyni to od lat pani Mariola Toczyska i rodzice z Siedleckiego Stowarzyszenia Na Rzecz Osób z Zespołem Downa „Zawsze Razem”. Warto być za życiem, bo to wzmacnia nasze człowieczeństwo, uszlachetnia je! Warto w świecie, gdzie coraz więcej spraw, zasad zmienia się w popiół, pokazywać wartości najcenniejsze, a przez to najtrwalsze.

Holokaust w białych rękawiczkach

„Witam, gdy zrobiłam badania prenatalne wszystko było ok, dziecko zdrowe - napisała w komentarzu na jednym z blogów kobiecych Monika. - Kiedy nasz Antoś przyszedł na świat, okazało się że ma zespół Downa. Badanie nic nie wykazało. Nasz synek oszukał wszystkich lekarzy, tak chciał z nami być. Teraz ma dwa latka i jesteśmy szczęśliwą rodziną”. Piękne świadectwo. W jakim jednak momencie znalazła się nasza zachodnia cywilizacja, jeśli dziecko musi „oszukać” rodziców, lekarzy, aby ci przyznali mu prawo do życia?

Coraz częściej słyszymy dziś o chorobach genetycznych. Skąd się biorą? Najkrócej mówiąc: wady genetyczne powstają, gdy dojdzie do mutacji w obrębie genu lub zespołu genów. Wariantów zmian jest praktycznie nieskończona ilość, istnieją jednak pewne typy mutacji, które się powtarzają. Nazywa się je chorobami. Częstotliwość ich występowania jest różna. Czasem to jedno na 50 tys. uszkodzeń, czasem jedno na 100 tys. i rzadziej.

Obecnie trudno wyliczyć powody wzmacniające prawdopodobieństwo ich zaistnienia. Na pewno są nimi: skażenie środowiska, modyfikowana genetycznie żywność, fakt późnego macierzyństwa. Jest tajemnicą poliszynela, że czasem pojawiają się podczas zapłodnienia pozaustrojowego in vitro. Ale nie tylko. Powodów może być mnóstwo i nie ma reguł jednoznacznie określających ich zaistnienie. Nikt np. nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w rodzinie pośród dzieci zdrowych jedno rodzi się w wadliwym kodem DNA? Dlaczego jedno przeżywa zaledwie kilka godzin, inne z takim samym schorzeniem żyje wiele lat?

Najczęściej spotykaną chorobą genetyczną jest zespół Downa. Choroba jest trisomią chromosomalną, tzn. w jednej z 23 par chromosomów (które każdy z nas ma) występuje trzeci chromosom. W przypadku zespołu Downa dodatkowy chromosom występuje w 21 parze. Choroba wywołuje zaburzenia w budowie anatomicznej i funkcjonowaniu różnych narządów. Jej konsekwencją jest zazwyczaj niepełnosprawność intelektualna, obniżone napięcie mięśni, wrodzone wady serca, skłonność do częstych infekcji czy chorób tarczycy. Osoba z zespołem Downa zazwyczaj nie jest samodzielna i do końca życia może wymagać opieki. Oczywiście chorób genetycznych jest znacznie więcej: zespół Edwardsa, zespół Wolfa-Hirschhorna, Turnera, Warkany'ego, Klinefeltera itd. Niektóre z nich sprawiają, że dzieciom dane jest żyć krótko, inne pozwalają na w miarę normalne funkcjonowanie przez długie lata.

Czy są to jednak wady na tyle poważne, że kwalifikują dziecko do unicestwienia? Problem polega na tym, że wielu rodziców chce mieć obecnie „najlepszy sort” wszystkiego, także dzieci. Stąd paniczny lęk, który każe już na etapie prenatalnym sięgać po eugenikę. W myśl oficjalnych danych w Polsce dokonuje się ponad 600 takich „zabiegów” rocznie. Wyrok śmierci najczęściej dotyczy dzieci, u których podejrzewa się istnienie zespołu Downa - wg nieoficjalnych szacunków może to być nawet 80%. Jest to wada, którą można stosunkowo łatwo wykryć podczas badań usg. Dane pochodzące z innych krajów są jeszcze bardzie porażające. W Hiszpanii aż 96% dzieci z zespołem Downa zostaje zabitych przed urodzeniem. W USA, Niemczech, Belgii i Holandii szansę na przeżycie okresu prenatalnego ma mniej niż co dziesiąte. Zabijanie chorych dzieci stało się jednym z zaleceń medycznych tzw. cywilizowanych państw. Zdarza się, że gdy dziecko z wadą genetyczną - przez lekarskie niedopatrzenie - przyjdzie na świat, w wielu miejscach pozostawia się je bez opieki, by umarło z głodu i wycieńczenia. Statystyki norweskie i duńskie mówią o tym, że co szóste przeżywa aborcję. W USA np. najpierw zaciska się dziecku w łonie matki pępowinę, aby odciąć dopływ tlenu. Potem lekarze czekają, aż się udusi i urodzi się martwe.

Oto jaśnie oświecony, wypełniony po brzegi hasłami o humanizmie i powszechnym szacunku, prawie do godnego życia, XXI w. Pustymi, jak się okazuje, i bez treści... Wiek klęski człowieczeństwa.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama