W poszukiwaniu nadziei

O niezwykłej historii hospicjum w Wilnie i towarzyszeniu umierającym opowiada polska zakonnica

Jeszcze pięć lat temu w języku litewskim nie było słowa „hospicjum”. Placówki pomagającej nieuleczalnie chorym ludziom także brakowało. Dziś jest inaczej...

Ulica Rossa 4 w Wilnie. Pod tym adresem mieści się dom zakonny Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego, obok działa hospicjum. Warto dodać, że w 1934 r. w tym miejscu powstał obraz Jezusa Miłosiernego autorstwa Eugeniusza Kazimirowskiego. W lokalu, który służył za pracownię, siostry urządziły kaplicę. Swoje ślady zostawili tu św. s. Faustyna i bł. ks. Michał Sopoćko. Hospicjum idealnie wpisało się więc w tę symboliczną przestrzeń...

Ufa Bogu i ludziom

S. Michaela Rak, założycielka hospicjum, podkreśla, iż personel i wolontariusze robią wszystko, by podopieczni czuli się w placówce jak w domu. Utrzymanie hospicjum to w skali miesiąca koszt aż 30 tys. euro. Jedną trzecią tej kwoty przekazuje państwo, o resztę siostry muszą zatroszczyć się we własnym zakresie. A przecież potrzebne są nie tylko pieniądze, ale też produkty żywnościowe, środki czystości, medyczne, higieniczne... Pomóc może każdy - i ludzie prywatni, i przedsiębiorcy.

S. Michaela zbiera fundusze z miesiąca na miesiąc. Nie wie dziś, co będzie jutro, ale - jak mówi - ufa Bogu i ludziom. Mimo trudności decyduje się na budowę oddziału dla dzieci. - Kiedyś przyszła do mnie matka z pięcioletnim synem. Chłopczyk nie miał włosów, był wychudzony, blady. Popatrzył na mnie zapłakanymi oczami i powiedział: „Mam raka. Pomożesz mi?”. Wzięłam go na ręce i płakaliśmy oboje. Obiecałam, że pomogę - wspomina.

W cieniu krzyża

W litewskim hospicjum siostry nie pytają o narodowość czy wyznanie. Choroba i śmierć nie znają takich kategorii.

- W ramach opieki domowej jeździliśmy do pewnego Żyda. Pamiętam telefon od jego żony, która prosiła: „Mąż chce z panią porozmawiać”. Pojechałam. Mężczyzna pragnął podziękować za opiekę; powiedział, że z nami „czuł się w pełni centrum ludzkiej miłości”. Gdy odchodziłam, pierwszy wyciągnął rękę na pożegnanie. Leżał w łóżku, więc pochyliłam się nad nim. Mój krzyż prawie dotknął jego twarzy. Odruchowo i z obawą podniosłam rękę, by przytrzymać go przy habicie. Chory puścił moją dłoń i wziął w krzyż w swoją. Długo mu się przyglądał, a potem... ucałował. Płakałam, gdy od niego odchodziłam. Na drugi dzień miał być przywieziony do naszego hospicjum. Rano otrzymałam telefon od jego żony. W słuchawce usłyszałam: „Siostro, mąż zmarł tej nocy” - opowiada w jednym ze świadectw s. M. Rak.

Medycyna jest bezradna

Inna sytuacja - równie zaskakująca. - Marlena przygotowywała się do ślubu. Gdy usłyszała, że choruje na nowotwór, razem z narzeczonym odwołali uroczystość. Ostatecznie trafiła do nas. Po ludzku nie było już nadziei... Narzeczony odwiedzał ją codziennie. Kiedy była ładna pogoda, z łóżkiem wywoził ją do ogrodu. Namawiał na ślub. Mówił, że jeśli ma umierać, to tylko jako jego żona. Szybko zorganizowaliśmy uroczystość. Załatwiliśmy suknię, przygotowaliśmy przyjęcie. Ślub odbył się w naszej kaplicy. Marlena pierwszy taniec „przetańczyła” na rękach męża (nie mogła chodzić, a cóż dopiero tańczyć...). Później tańczyli z nią też inni panowie. Wirowali w rytm „Nic nie może wiecznie trwać...” Anny Jantar. Kilka miesięcy później wypisaliśmy Marlenę do domu. Wyzdrowiała, co z punktu widzenia medycyny było niemożliwe. Doczekali się nawet dziecka. Miłość dała jej siłę do życia! - opowiada siostra.

Potrzeba gorącego serca

Zakonnica wspomina także inną młodą chorującą dziewczynę. Trafiła do hospicjum, aby wzmocnić się po leczeniu. Była bardzo smutna. Okazało się, że została porzucona przez chłopaka. S. Michaela odszukała go; prosiła, by czasem do niej zajrzał albo choć wysłał esemes. Ku własnemu zaskoczeniu usłyszała: „Co pani? Ja szukam żony, a nie trupa!”. Nie wytrzymała i odpowiedziała: „Trup w pana osobie stoi przede mną!”. Dziewczyna umarła, bo ktoś, kogo potrzebowała, nie dał jej siły do życia...

Limuzyną do...

S. Michaela podkreśla, że choroba uczy przewartościowywać własne życie. Opowiada o matce, której z powodu alkoholizmu odebrano dwóch młodszych synów. Trafili do domu dziecka. Po śmierci najstarszej córki kobieta postanowiła rzucić nałóg i zawalczyć o dzieci. - Ta 14-letnia dziewczynka przed śmiercią bardzo chciała przejechać się limuzyną, jaką młodzi jeżdżą do ślubu. Niestety, zły stan zdrowia na to nie pozwolił. Wszystko było już załatwione, wiec poprosiła, by na przejażdżkę wybrali się jej bracia i ktoś z hospicjum. Później z wypiekami na twarzy słuchała, gdy opowiadali o wrażeniach. Właściciel limuzyny nie chciał od nas ani grosza za wynajem. Powiedział tylko: „Nie wezmę pieniędzy, bo właśnie zrozumiałem coś ważnego...”.

S. Michaela posługuje ludziom nieuleczalnie chorym od ponad 20 lat. Najpierw robiła to w Gorzowie Wielkopolskim, teraz pracuje na Litwie. Początkowo liczyła tych, którym towarzyszyła w ostatniej drodze. Przestała, gdy na liście znalazło się już ponad pięć tysięcy osób. Kiedy w sierpniu byłam w Wilnie, ktoś włożył mi do ręki zakładkę ze zdjęciem s. Michaeli i napisem: „Nadzieja niemożliwe czyni możliwym. Wilno woła o miłosierdzie. Pomóż zbudować hospicjum dla dzieci na Litwie”. Z drugiej strony widnieje obraz Jezusa Miłosiernego i obietnica: „Nie lękaj się. Ja jestem z tobą!”. Dziś także przed nami staje zapłakany pięciolatek i pyta: „Pomożesz mi?” Pomyśl, co możesz dla niego zrobić...

 

Wilno woła o miłosierdzie

PYTAMY s. Michaelę Rak ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego, założycielkę i szefową pierwszego hospicjum na Litwie.

Siostro, od założenia hospicjum w Wilnie minęło już pięć lat. Co słychać w placówce?

Czas upłynął błyskawicznie. Minione lata to spotkania, rozmowy, wydarzenia, chwile, przeżycia, emocje, pragnienia, plany, spojrzenia w oczy, przytulenia, uśmiechy, otarte łzy i osoby, które odeszły... Wszystko przeszło, ale pozostało w sercu, we wspomnieniach, w ulokowaniu dobra na wieczność w Bożych przestrzeniach. To był czas, chwile i tysiące ludzi, których połączyła nasza wileńska misja hospicyjna. Piękna, bo łącząca serca! Dzięki temu zjednoczeniu Hospicjum im. bł. ks. Michała Sopoćki służy ludziom chorym w ramach działu stacjonarnego (14 łóżek - z dostawkami 16) i działu hospicjum domowego (rocznie obejmuje ponad 150 osób). Przed nami kolejne wyzwanie - rozbudowa hospicjum i utworzenie działu hospicjum dziecięcego - domowego i stacjonarnego.

Podkreśla Siostra, że w litewskim hospicjum pomagacie za darmo. Jednak aby ktoś mógł coś otrzymać, inny musi dać... Jak można wesprzeć to dzieło?

To, co czynimy w naszym hospicjum, określamy mianem dzielenia się chlebem miłości. Za miłość się nie płaci. Ona zawsze jest darem ofiarowanym z głębi własnego serca, czasu, pragnień, marzeń, samorealizacji, portfela...

Bochen dzielonego chleba miłości składa się z wielu ziaren przekazanych przez setki, tysiące ludzi... Aby utrzymać bieżącą działalność hospicjum, każdego miesiąca musimy użebrać (tak to nazywam) 20 tys. euro. Koszt zatrudnienia personelu (46 pracowników), sprzęt i środki medyczne, żywność, dojazdy do chorych, środki czystości, leki, utrzymanie budynku i pojazdów - to nasze ziarna chleba karmiącego wieloraki „głód” chorych.

O placówce można przeczytać na www.hospisas.lt. Prowadzimy jedyne na Litwie hospicjum. Wyzwanie utworzenia działu dla chorych i umierających dzieci podjęłam z nadzieją... Na samą rozbudowę potrzebujemy 1,2 mln euro. Nie mamy tych pieniędzy, ale ufam, że dwa miliony moich rodaków, sióstr i braci w Polsce, wyśle SMS o treści WILNO na numer 72405, który kosztuje 2 złote plus VAT, i dzieci otrzymają pomoc w utworzonym dla nich hospicjum. Esemesy można wysyłać do końca tego roku. Błagam, pomóżcie i powiedzcie o tym swoim przyjaciołom, znajomym, wrogom! Niech połączy nas dobro...

Ze wzruszeniem czytałam o początkach hospicjum i... pierwszych 3 zł położonych na ołtarzu... Czuje Siostra wsparcie „z góry”?

Wsparcie z góry jest nieustanne - od Boga i od ludzi, którzy są po tamtej stronie życia. Obcowanie świętych to nasza przestrzeń wymiany darów. Gdy jestem w trudnej sytuacji, wołam osoby z wieczności i zapraszam je do trudów naszej doczesności. Z kolei trud mojej codzienności i osób związanych z misją hospicjum ofiaruję za ludzi przebywających w wieczności. To nasze esemesy w wymiarze nieprzemijającym. Jesteśmy w swoistym facebooku ziemia - niebo.

Opieka hospicyjna jest najlepszą odpowiedzią na hasła wzywające do legalizacji eutanazji?

Hasła nie mogą znieść słów samego Boga: „Nie zabijaj”! Egoizm nie może zastąpić miłości! Piekło nie jest tym samym, co niebo. Pieniądz, władza, luksus nie są tym samym, co miłość człowieka. Hospicjum to akademia wartości. Tu się je poznaje i żyje nimi naprawdę. To miejsce cudu człowieczeństwa. Hospicjum to życie, miłość, jedność; hospicjum to wieczność.

Boi się Siostra śmierci?

Nie boję się. Śmierć to etap niekończącego się i pięknego życia. Jak się tego bać? Cierpię, gdy widzę, że ludzie szukają pseudopięknego życia, pełnego gadżetów i makijażu, nie zauważając, że są chodzącymi nieboszczykami. Widząc takie osoby, reanimuję je duchowo, modlę się i ofiarowuję za nie różne dary duchowe, aby ożyli i żyli... Bóg to wie!

Pomoc ludziom nieuleczalnie chorym jest niewątpliwie aktem wielkiego miłosierdzia. Doświadcza Siostra tego, że miłosierdzie - i to Boże, i ludzkie - rozlewa się na cały świat?

Nasz papież, św. Jan Paweł II w encyklice o Bożym Miłosierdziu pisał: „w miłosierdziu świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście”. To jest odpowiedź, wezwanie i zadanie dla każdego z nas! Trzeba się nad tymi słowami zatrzymać i odpowiedzieć sobie na pytanie: „Czy ja jestem miłosierny?”

Dziękuję za rozmowę.

AGNIESZKA WAWRYNIUK
Echo Katolickie 45/2017

 

Na budowę Hospicjum dla dzieci można wysłać: SMS o treści WILNO pod nr 72405 (2 zł +VAT = 2,46 zł)

Darowiznę na funkcjonowanie hospicjum można wpłacać na konto:

Nordea Bank Finland Plc Lietuvos skyrius

Kod banku: 21400

BIC, SWIFT kod: NDEALT2X

konto w euro: LT232140030002856368

konto w dolarach: LT 392140030002856371

konto w złotówkach: LT762140030002856384

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama