Zmory

Dlaczego znajomość historii swojego narodu i uczciwe rozliczenie z przeszłością są tak ważne?

Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, są skazani na jej powtarzanie - pisał przed laty amerykański filozof i poeta George Santayana. Maksyma sprawdziła się w dziejach wielu narodów. Przeszłość niedomknięta, nierozliczona, nienazwana, pozbawiona wzajemnego przebaczenia, przysypana popiołem politycznej poprawności zawsze, wcześniej czy później, obudzi śpiące w niej, ukryte upiory.

W przeszłości dane mi było organizować kilkukrotnie wycieczki do Lwowa. Obsługą grupy na miejscu zajmował się zaprzyjaźniony przewodnik, dziennikarz i historyk Jurij. Miał żonę - Polkę. Pani Jadwiga pracowała w Operze Lwowskiej, dzięki czemu zwykle udawało się nam zdobyć bilety na odbywające się tam spektakle, by przy okazji móc podziwiać przepiękne wnętrze budowli. Kiedyś moją uwagę zwrócił fakt, że opowiadając o Ukrainie, przewodnik w niektórych momentach ściszał głos albo w ogóle „wycinał” tematy - głównie z najnowszej jej historii. Zapytany o powód wyjaśnił: - Lepiej głośno o wielu rzeczach nie mówić. Ściany mają uszy. Zresztą, nie jest tak, że wydarzenia z przeszłości „przyschły”, że przysypał je pył niepamięci. Ich pamięć żyje. Żar tli się nadal. Wystarczy iskra, aby ogień wybuchł z wielką siłą!

Lachy - pany!

To było kilkanaście lat temu. Nikt nie słyszał wtedy o agresywnym Prawym Sektorze, mało kto uwierzyłby w aneksję Krymu przez Rosję, nagły wysyp „zielonych ludzików”, wojnę domową, w to, że ruchy nacjonalistyczne, odwołujące się do Stepana Bandery, będą poczynały sobie coraz śmielej. To wszystko dziś stało się faktem. Ukraina znalazła się na ostrym zakręcie: kiedy mówi się o jej aspiracjach europejskich, Polska jest potrzebna - gdy wraca temat zbrodni z przeszłości, nazwania ich, a często tylko oddania hołdu pomordowanym, zaczyna się histeria. Spotkałem niedawno w Warszawie Ukraińców (osiedli na stałe w Polsce, mają mieszkanie, pracę). Lena wręcz zarzuciła mi: - Dlaczego wy, Polacy, jesteście tak naiwni? Nie widzicie, co się dzieje? Nie rozumiecie tej gry?...

Niewątpliwie Polska jest w dość trudnej sytuacji: trzeba szukać przyjaciół - przede wszystkim w sąsiedztwie. Ukraina stanowi naturalny bufor oddzielający nas od Rosji i jej imperialnych zakusów. Nie wolno jednak zamykać oczu na budzące się demony przeszłości. Nie sposób nie zauważyć też milionów Ukraińców, którzy mieszkają i pracują w Polsce, znacząco wpływając na gospodarczy rozwój naszego kraju. Dalecy są od bieżącej polityki, choć tak naprawdę trudno odgadnąć, co kryje się w ich głowach. Zapewne podobnie jak Polacy noszą w sobie stereotypy. Jakie? Przed laty jeden z moich znajomych znalazł się na stadionie we Lwowie. Polska ligowa drużyna piłkarska grała mecz z drużyną rosyjską. Lwowiacy kibicowali, rzecz jasna, nam, wznosząc przy tym okrzyki: „Lachy - pany! Lachy - pany!” Zaskakujące? Niekoniecznie.

Dlaczego?

Przez wieki Kresy stanowiły swoiste zaplecze gospodarcze dla Rzeczpospolitej, traktującej je trochę na zasadzie terenów kolonialnych. Szlachta bojarska pozbawiona była znacznej części przywilejów, jakimi dysponowała szlachta polska. Podobnie traktowano duchowieństwo prawosławne (Zofia Kossak wspominała, że ksiądz katolicki, szlachcic jadali obiad przy stole na dworze, pop - w kuchni ze służbą). Narastała cicha nienawiść idąca w parze z żądzą odwetu. Wschodnie okrucieństwo i kozacka bezwzględność, połączone z coraz mocniejszymi tendencjami do uzyskania niezależności dały o sobie znać już podczas powstania Chmielnickiego. Później na wiele lat zostały „spacyfikowane” przez Rosję, która zaanektowała znaczną część ziem kozackich - wybuchły (z wielką intensywnością, niczym ogień długo tłumiony pod stertą słomy!) natychmiast, gdy nadarzyła się ku temu okazja, tj. w 1943 r. To była zemsta za lata upokorzeń (wszystko jedno: rzeczywistych czy wyimaginowanych), krwawy wykwit kompleksów porażający swoim okrucieństwem. Niczym nieusprawiedliwiony.

Zabijali dla przyjemności

Badania przeprowadzone w ostatnich latach, zawirowania towarzyszące uchwalaniu znowelizowanej ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej wydobywają na światło dzienne coraz to nowe opisy rzezi, jakie miały wtedy miejsce. Nie mówiono o tym dotąd. Nieliczni, którzy przeżyli, siedzieli cicho, ponieważ władza komunistyczna nie była zainteresowana wyciąganiem brudów „bratnim, socjalistycznym narodom”. Mało kto wiedział o pogromie polskiej ludności w Hucie Pieniackiej, o 14 Dywizji Waffen SS Galizien i jej udziale w pacyfikowaniu powstania warszawskiego, „czyszczeniu” gett (np. międzyrzeckiego). O tym, że - jak piszą z grozą kronikarze tamtych czasów - zabijanie sprawiało jej żołnierzom przyjemność. Opisów wyrafinowanych tortur, pomysłowości w zadawaniu bólu (od lat świadectwa dokumentuje IPN) bezbronnym ludziom - często sąsiadom, z którymi mordercy żyli obok wiele lat - nie da się czytać dłużej niż przez kilka minut. Określenie „zezwierzęcenie” byłoby z pewnością w tym przypadku krzywdzące dla zwierząt - kaci zabijali z zimną krwią wszystkich bez wyjątku, czerpiąc z tego demoniczną satysfakcję. Wielu z nich żyje nadal. I są dumni ze swojej „roboty”...

Rozrachunek

Do dziś porusza postawa mieszkańców wiosek na krańcu naszej diecezji: do „swoich” zmarłych w intencjach mszalnych dodają: „...i za ofiary rzezi wołyńskiej”. Pamięć trwa, mimo że upłynęło od rzezi 75 lat. Im udało się ujść. Wielu bliskich pozostało. Nawet nie wiadomo, gdzie zakopano ich zmasakrowane ciała.

Jeden z księży opowiadał o szokującym wyznaniu, jakie przed laty usłyszał. Pracował w parafii na wschodzie diecezji. Przyszedł do niego stary człowiek. - Proszę księdza... - zaczął nieśmiało. - Muszę wyznać tajemnicę, którą niosę przez całe życie. Nie chcę jej zabierać ze sobą do grobu. Jestem Ukraińcem. Zanim doszło do zbrodni w 1943 r., spotykaliśmy się przy ogniskach, w lasach, podgrzewając swoją nienawiść do „lachów”. Po jednym z takich zejść wróciłem z synem do domu. Obaj byliśmy pijani. W alkierzu spała moja żona - Polka. „To co, ojciec, będziem rezać?” - zapytał syn. Wziął siekierę. Wiedziałem, że się nie zawaha... Co miałem zrobić? Wypiłem szklankę wódki i zabiłem syna. Gdybym tego nie zrobił, zamordowałby mi żonę. Nikt nigdy o tym się nie dowiedział. Ale tajemnica bardzo mi ciąży...”.

Trudno, aby te i im podobne historie dało się zapomnieć.

Nauczycielka życia

Przez lata lekceważono historię. W wielu środowiskach rozlegały się pełne sarkazmu napomnienia: „Polska nie może ciągle żyć swoją martyrologią! Zostawmy wreszcie w spokoju groby, pomniki, truchła bohaterów! Bawmy się i świętujmy!” Okazało się, że bez znajomości historii łatwo jest się zagubić.

Przeszłość niedomknięta, nierozliczona, nienazwana, przysypana popiołem politycznej poprawności zawsze - wcześniej czy później - obudzi śpiące w niej, ukryte upiory. Z problemem tym borykają się kraje Europy Zachodniej, które utrzymywały kolonie - dziś ich mieszkańcy idą do Francji, Wielkiej Brytanii, Belgii itd. „po swoje”. Mamy z tym ogromny problem także my - Polacy. Przez dziesięcioletnia nie „domknięto” historii relacji z Niemcami i Żydami, ponieważ była ona ubezwłasnowolniona przez komunistyczny totalitaryzm. Ktoś inny ją za nas pisał. A później jej kierunek na dziesięciolecia wyznaczył układ okrągłostołowy, petryfikujący strefy wpływów i dawne koneksje. Brak rzetelnej lustracji i „gruba kreska” sprawiły, że demony przeszłości nadal bezkarnie harcują po naszej ziemi, niszcząc ją i upokarzając jej ducha.

Przez lata „polskiej wiosny” zaniedbano historię. Skurczyła się liczba jej godzin w szkole. Niewiele wnoszą do jej nauczania nudne akademie szkolne. Zabrakło pomysłu na nowoczesny patriotyzm. Błyskotki, jakimi nagle rozświetliła się polska rzeczywistość, zaciemniły umysły. - Przecież wojna skończyła się tak dawno! - zaczęto pohukiwać na tych, którzy zwracali uwagę, że nie można z dnia na dzień zapomnieć przeszłości. - Polska nie może ciągle żyć swoją martyrologią! Zostawmy wreszcie w spokoju groby, pomniki, truchła bohaterów! Bawmy się i świętujmy!...

Nagle okazało się, że historia powróciła. Odżyła w żydowskich wielomiliardowych roszczeniach, oskarżeniach o współudział Polaków w Holocauście, ukraińskim nacjonalizmie i budowaniu „mitu założycielskiego” na mordercy Stepanie Banderze i UPA. Powróciła zdeformowana zza Odry, ponieważ przez lata spece od „odwracania kota ogonem” nie spali. Niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamienili Niemców w bliżej nieokreślonych nazistów, puścili w globalny obieg pojęcie „polskich obozów zagłady”, z bezwstydną łatwością „podzielili się” odpowiedzialnością za okrucieństwa II wojny światowej. Czary - mary, hokus - pokus! A my obudziliśmy się z ręką w nocniku. Zdziwienie, dlaczego świat jest taki niesprawiedliwy?...

Józef Piłsudskiego zwykł mawiać: „Naród, który nie szanuje swej przeszłości, nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”.

Warto te słowa wziąć sobie do serca. Jeszcze nie jest za późno.

Ks. Paweł Siedlanowski
Echo Katolickie 10/2018

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama