Potrzebujemy innej armii

Jakie powinno być Wojsko Polskie?

O obecności w Afganistanie, i modernizacji armii z ministrem obrony narodowej Bogdanem Klichem rozmawia Andrzej Grajewski.

Andrzej Grajewski: W Afganistanie giną kolejni nasi żołnierze, pokój nie wraca, więc po co tam jesteśmy?

Bogdan Klich: — Jesteśmy tam ze względu na bezpieczeństwo Polski.

W kraju odległym od nas o tysiące kilometrów?

— Dzisiaj bezpieczeństwo każdego kraju rozgrywa się także poza jego granicami. Bezpieczeństwo naszego kraju zależne jest od spójności i wiarygodności Sojuszu Północnoatlantyckiego. Ponieważ Sojusz patronuje tej misji i uznawana jest ona za główny test jego sprawności, jest w naszym narodowym interesie, aby w niej uczestniczyć i nie pozwolić, aby zakończyła się porażką.

Tej wojny metodami siłowymi nie uda się rozstrzygnąć. Czy jest polityczny plan jej zakończenia?

— Przez ostatnie lata nie rozmawiano z umiarkowanymi środowiskami talibów. Nowa administracja amerykańska widzi ten problem inaczej. Zwłaszcza po ostatnich wyborach w Afganistanie wydaje się, że możliwe jest rozpoczęcie takich rozmów.

Jak długo tam jeszcze będziemy?

— Zastosujemy tam identyczne kryteria jak przed zakończeniem naszej operacji w Iraku. Chodzi o stabilizację lokalnej administracji i zapewnienie jej efektywnej kontroli nad terytorium prowincji oraz osiągnięcie odpowiedniej sprawności przez miejscowe oddziały wojska i policji. Te kryteria zadecydowały, że w 2007 r. podjęliśmy decyzję o wycofaniu naszych wojsk z Iraku. Jestem przekonany, że te mierniki będą stosowane również podczas dyskusji na temat tego, kiedy możemy opuścić prowincję Ghazni w Afganistanie.

Wielu Afgańczyków, zwłaszcza Pasztunów, traktuje nas jak okupantów. Jak to zmienić?

— W prowincji Ghazni dominuje żywioł pasztuński, bardziej krytyczny, a czasem wręcz wrogo nastawiony do obecności sił NATO w Afganistanie. Wiele działań terrorystycznych wobec naszych żołnierzy ma na celu zniszczenie pozytywnych relacji zbudowanych przez naszych żołnierzy z przywódcami, bądź też z całymi lokalnymi społecznościami. Staramy się tę wrogość zmniejszać przez pomoc rozwojową, skierowaną do miejscowej ludności, budowę dróg, mostów, infrastruktury.

Gen. Skrzypczak w ostrych słowach skrytykował „biurokratów wojskowych”, którzy nie dostarczają odpowiedniej jakości sprzętu do Afganistanu. Jak Pan ocenia te zarzuty?

— Chętnie bym usłyszał wreszcie, kto jest tym biurokratą odpowiedzialnym za niedostarczanie odpowiedniego sprzętu do Afganistanu. Generał wspominał m.in. o bezzałogowych samolotach rozpoznawczych. Zgadzam się z tym i dlatego po objęciu przeze mnie urzędu zadecydowałem o ich zakupie. Postępowanie w tej sprawie zostało jednak przerwane, kiedy wojskowy gestor sprzętu, a więc ten, który określa techniczne warunki sprzętu, zażyczył sobie „złotych klamek”, czyli takiego wyposażenia, jakie w Afganistanie jest nam kompletnie zbędne.

A co było zbędne?

— Zdolność do przenoszenia ładunków rakietowych oraz bomb. Tego nie potrzebujemy. Chodzi o samolot rozpoznawczy, a nie uderzeniowy.

Generał mówił także o braku śmigłowców.

— Już jedenastego dnia mojego urzędowania na wniosku gen. Skrzypczaka w sprawie zakupu śmigłowców w tej sprawie napisałem: zgoda. Okazało się jednak, że firma CENZIN wraz z dwoma partnerami postanowiła naciągnąć skarb państwa na niebagatelną kwotę miliarda złotych. Z naszej oceny rynku wynikało, że śmigłowce nie powinny kosztować więcej niż 500 mln. Oferta złożona przez firmę CENZIN i jej partnerów opiewała na 1 miliard 500 mln. To klasyczny przykład próby „dojenia” ministerstwa obrony na grube pieniądze.

Niedawno mówił Pan o lobbystach, którzy dezinformują opinię publiczną. Czy jest to poważny problem?

— Muszę powiedzieć, że było czymś wyjątkowo obrzydliwym to, co wydarzyło się po śmierci kpt. Ambrozińskiego. Drugiego dnia po jego śmierci na ekranie telewizora zobaczyłem grupę licytujących się lobbystów. Każdy z nich mówił o brakach w uzbrojeniu po to, żeby załatwić swój interes. Oczywiście nie wszyscy eksperci to lobbyści. Niemniej jednak duża część spośród zabierających głos w kwestiach czysto wojskowych oraz politycznych to reprezentanci firm. Zabiegają o zakup konkretnych rodzajów sprzętu i konkretnego rodzaju uzbrojenia wojskowego. Robią to albo z podniesioną przyłbicą, albo nieoficjalnie, wykorzystując także media. Przeżywam sytuacje groteskowe, gdy widzę znanego w Polsce lobbystę użalającego się, że zbyt wielu lobbystów zabiera głos w sprawie sprzętu wojskowego.

Skąd pewność, że ich wypowiedzi nie są bezstronną analizą, lecz formą zabiegu o własne interesy?

— Wystarczy zobaczyć, skąd pochodzą reklamy w tytułach prasowych, które redagują. Sprawdzić, jak się wypowiadali w sprawie poprzednich kontraktów bądź przeciwko jakim inwestorom zgłaszali wnioski do prokuratury. Wystarczy przejrzeć księgi wejść i wyjść do różnych komórek Ministerstwa Obrony Narodowej i będziemy mieli prawie pełny przegląd tych, którzy lobbują za czymś bądź przeciwko czemuś.

Żołnierze polscy są dobrze wyposażeni w Afganistanie?

— Uważam, że żołnierze służący obecnie w Afganistanie są przyzwoicie wyposażeni, biorąc pod uwagę zwłaszcza to, co zostało dostarczone w ciągu ostatniego roku, jak i porównując stan ich wyposażenia z innymi kontyngentami.

Co oznacza „przyzwoicie”?

— Że z tym wyposażeniem można skutecznie realizować zadania, ale że jest przed nami jeszcze sporo do zrobienia. Kontyngent działający w znacznie trudniejszych warunkach bezpieczeństwa aniżeli przed rokiem musi być doposażony.

Prezydent Obama nie kwapi się do budowy tarczy antyrakietowej, co dalej z realizacją umowy w tej sprawie?

— Zgodnie z ostatnimi deklaracjami Amerykanów, tarcza będzie budowana, tylko w inny sposób. Ma to być system tańszy, bardziej mobilny i rozproszony. Oferta prezydenta Obamy została skierowana do Polski na razie ustnie, więc z jej oceną trzeba się wstrzymać do momentu, aż dostaniemy ją na piśmie. Ostatni rok zmusza nas do większej ostrożności.

A obecność u nas baterii rakiet typu Patriot także jest niepewna?

— Ze względu na zmiany w programie tarczy antyrakietowej jest większa szansa na to, aby Patrioty pojawiły się w Polsce w przyszłym roku.

Uzbrojone czy w wersji ćwiczebnej?

— Amerykanie zapewnili nas, że Patrioty będą uzbrojone i zdolne do włączenia w polski system obrony powietrznej.

Kryzys gospodarczy to dobry czas do tworzenia kosztownej armii zawodowej?

— Armia zawodowa jest już faktem.

Jak jest liczna?

— Na dzień dzisiejszy liczy 99 tys. żołnierzy zawodowych. Do końca roku zamierzamy pozyskać około tysiąca ochotników, tak aby zobowiązanie do stworzenia armii liczącej 100 tys. żołnierzy zawodowych stało się faktem.

Plany były większe.

— Istotnie, ale czas ich realizacji musiał ulec wydłużeniu ze względu na kryzys finansowy.

Jaka powinna więc być optymalna wielkość polskiej armii?

— Uważam, że nasz kraj potrzebuje 120 tys. żołnierzy. Tę liczbę osiągniemy do końca 2011 r. To będzie 100 tys. żołnierzy w służbie czynnej oraz 20 tys. żołnierzy narodowych sił rezerwowych. Tę formację będą tworzyć ci, którzy dobrowolnie zgłoszą się do odbywania służby wojskowej w ograniczonym zakresie, czyli 30 dni w ciągu roku. Będzie im przysługiwał żołd za czas odbywania ćwiczeń wojskowych. Ich pracodawcy otrzymają rekompensaty w związku z „wypożyczeniem” pracownika z zakładu pracy przez wojsko. Zasadniczym przeznaczeniem tej formacji będą działania antykryzysowe w kraju oraz uzupełnianie naszych kontyngentów za granicą, gdy będzie to niezbędne.

W mediach było wiele głosów krytycznych wobec kierownictwa MON, choćby uwagi gen. Skrzypczaka, ale nie tylko jego.

— W wystąpieniu generała było także drugie dno. Reformy prowadzone przez mnie w MEN i Wojsku Polskim oznaczają, że armia za trzy lata ma mieć zupełnie inne oblicze niż dziś. Wyrzucenie poza wojsko ponad 20 procent infrastruktury oznacza, że wojsko będzie lżejsze i tańsze. Zmniejszy się liczba garnizonów, komend uzupełnień, nastąpi odchudzenie administracji wojskowej. Żołnierz w ciągu najbliższych 3 lat stanie przed alternatywą: albo zostaje w miejscu, w którym dotychczas służył i żył, ale straci służbę w jednostce wojskowej, której nie będzie, albo pójdzie w miejsce wskazane mu przez armię. Wydawało się, że żołnierze to wiedzą, ale opór przeciwko przenosinom jest w tej chwili ogromny. Nie ma jednak innej możliwości. Wojsko musi być mobilne. Te zmiany mają spowodować zwiększenie jednostek gotowych do walki, tzw. jednostek walczących, a zmniejszenie liczby jednostek zabezpieczających i wspierających, a w szczególności zmniejszenie biurokracji wojskowej.

Jaka jest Pana ocena pracy kapelanów wojskowych?

— Ich praca stanowi ważne uzupełnienie działań oficerów wychowawczych. Skoro armia zmienia się ze „służbodawcy” w pracodawcę, a żołnierz współczesny coraz bardziej zaczyna chodzić do pracy, aniżeli służyć, to trzeba stworzyć nowy etos żołnierski. Rola kapelanów wojskowych we współtworzeniu tego etosu jest wielka. Nikt lepiej nie powie żołnierzowi o jego obowiązkach, bo o swoich prawach dużo wie, sam z siebie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama