Kilka słów o zabijaniu

Gdyby nasz świat był dobrze poukładany, prof. Chazan otrzymałby nagrodę, nie karę. Przecież ochronił dziecko przed zabiciem! Jednak w naszym świecie prawo nie służy człowiekowi, lecz stoi nad człowiekiem

Kilka słów o zabijaniu

Bardzo przepraszam, że być może zmącę wakacyjny błogostan. Lato w pełni, słońce świeci, ludzie jeżdżą na wakacje, a ja o zabijaniu. A to dlatego, że niektórym ciągle wydaje się, że żyjemy w normalnym świecie. Jednak tak nie jest. Gdyby nasz świat był dobrze poukładany, to prof. Chazan otrzymałby nagrodę, a nie karę. Przecież ochronił dziecko przed zabiciem. W normalnym świecie bohaterem zostaje wszak ten, kto ratuje, a nie zabija.

Przy okazji słowo do obrońców profesora. Nie posługujcie się eufemizmami. Nie bójcie się dotknąć istoty sprawy. A jest nią zabicie dziecka. Nie dziwi, że słowa „zabić” unikają jak diabeł święconej wody przeciwnicy dyrektora warszawskiego szpitala Świętej Rodziny. Ale dlaczego robią to jego zwolennicy? Przecież pozbawiacie się w ten sposób fundamentalnego argumentu. Gdyby nawet prof. Chazan nie dopełnił jakiegoś obowiązku wynikającego z przepisów, to jakie to ma znaczenie w obliczu tego, że po pierwsze — nie zabił dziecka, a po drugie — nie chciał pomóc w zabójstwie. W całej sprawie nie chodzi przecież o to, czy doszło do „terminacji płodu” — jak pokrętnie nazywają to niektórzy lekarze — ale czy doszło do zabicia.

Klasycznym przykładem uciekania od istoty sprawy jest wypowiedź prof. Romualda Dębskiego, dyrektora szpitala, w którym chore dziecko ostatecznie się urodziło. W telewizji powiedział on m.in.: „Gdyby pan prof. Chazan przyjechał teraz do mnie do kliniki i zobaczył to życie, które uratował, to chyba miałby trochę inne podejście”. Nie powiedział „zobaczył to dziecko”, ale „zobaczył to życie”. Gdyby wprost przyznał, że prof. Chazan uratował dziecko, to nie mógłby go krytykować. Życie to jednak nie to samo co dziecko, człowiek. A tak przy okazji, czy ministrowi zdrowia nie wydaje się, że prof. Dębski dopuścił się złamania tajemnicy lekarskiej? Do studia telewizyjnego przyniósł zdjęcia narodzonego dziecka i chciał je pokazać widzom. Ostatecznie skończyło się na opisie wyglądu maluszka. Nie przypominam sobie, by jakikolwiek lekarz obfotografował swojego pacjenta — a narodzone dziecko jest pacjentem profesora — i pokazywał zdjęcia w telewizji. Nie pamiętam, by lekarz opisywał wygląd swoich pacjentów: ten nie ma ręki, tamten jest garbaty, a ten z kolei pokryty jest paskudnymi ranami. Do tego posunął się prof. Dębski. Mówił: „To dziecko nie ma połowy głowy, ma mózg na wierzchu, ma wiszącą gałkę oczną, ma rozszczep całej twarzy, nie ma mózgu w środku”. Nawet za zgodą rodziców nie miał prawa tego zrobić. Dziecko nie jest przecież przypadkiem medycznym, ale człowiekiem. Mam nadzieję, że Komisja Etyki Lekarskiej zajmie się wystąpieniem prof. Dębskiego. Oczekuję też, że minister Arłukowicz uruchomi wszystkie możliwe służby, jak w przypadku szpitala Świętej Rodziny, i zbada, kto w szpitalu prof. Dębskiego wykonuje zdjęcia pacjentom i czy ma do tego prawo.

Co zrobić z tym postawionym na głowie światem? Jak można mu się przeciwstawić? Dobrą odpowiedź daje w rozmowie z „Gościem” Krzysztof Koehler: „Receptą jest powrót do życia sakramentalnego i wzrost świadomości tego, czym jest Eucharystia. Jeżeli będziemy mieli w sobie adorację do Męki Jezusa (...), to każde naruszenie tej sfery będzie nas boleć. A ten ból bywa dobry. Bo uświadamia nam, jak bardzo jeszcze musimy się starać, żeby osłaniać, opiekować się tym, co bezbronne i atakowane” (więcej GN28/2014 na ss. 22—23).

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama