Zwycięstwo zdrowego rozsądku i przyzwoitości zawsze cieszy
"Idziemy" nr 52/2011
Według myślenia lewackich feministek, które walczą o liberalizację ustawy aborcyjnej, Pan Jezus w ogóle nie powinien był się urodzić. Był przecież dzieckiem w ludzkim rozumieniu „nieślubnym”. Jego Matka była nieletnia. Kiedy Go poczęła, miała nie więcej jak 14 lat! Jej sytuacja rodzinna była nieustabilizowana i nie do pozazdroszczenia. Ciąża przekreślała jej życiowe plany. Jak nic wszystkie warunki do aborcji „ze względów społecznych” byłyby spełnione. Znalazłaby się pewnie jakaś oświecona pani – choćby ta znana z przedrzeźniania niepełnosprawnej Madzi Buczek – która zajęłaby się edukacją seksualną i społeczną ciężarnej nastolatki, nauczyłaby myśleć tylko o sobie, uświadomiłaby jej prawo do decydowania o „własnym brzuchu” i rzuciła „pokrzywdzoną” na żer dziennikarskim hienom. Jakaś troskliwa pani minister znalazłaby szpital, który podjąłby się wykonania „zabiegu”. I nie byłoby żadnego Bożego Narodzenia.
Niewykluczone zresztą, że o to również chodzi autorkom pomysłu wprowadzenia w Polsce aborcji na życzenie. Bo u człowieka, który żyje w konflikcie sumienia, uruchamia się proces wypierania Boga ze swego życia. U kogoś, kto się dopuścił zabójstwa nienarodzonego dziecka, każdy widok niemowlęcia, choćby i tego z betlejemskiej stajni, bywa nie do zniesienia. Dlatego tam, gdzie aborcja jest stosowana powszechnie i uznawana za „prawo człowieka”, nie ma już miejsca na Boże Narodzenie, podobnie jak nie było Bożego Narodzenia w skutym lodami królestwie Narnii pod rządami Białej Czarownicy.
W tym kontekście warto się zastanowić, co miał na myśli św. Paweł, gdy pisał do chrześcijan w Efezie: „Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6, 12). W walce tej, nawet jeśli pojawiają się ofiary po stronie niewinnych dzieci, czasami o wiele liczniejsze niż podczas rzezi niemowląt urządzonej przez Heroda w Betlejem, są one w jakimś szatańskim zamyśle jedynie „przy okazji” walki z samym Bogiem. A każdy Herod ma swoje przewrotne racje. Bo czyż zgładzenie nowonarodzonego Króla jako potencjalnego pretendenta do tronu nie było mniejszym złem wobec groźby wojny domowej?
Czasem niewiele potrzeba, aby ocalić niewinne życie i własne sumienie. Mędrcy ze Wschodu nie wpisali się w intrygę Heroda i „inną drogą wrócili do swojej ojczyzny”. A Polacy ostatnio nie wpisali się w intrygę proaborcyjnego lobby. Lewackim feministkom nie udało się w ustawowym terminie trzech miesięcy zebrać wymaganych 100 tys. podpisów pod „obywatelskim projektem” wprowadzenia aborcji na żądanie. Mimo wsparcia wielu mediów, Kongresu Kobiet Polskich i prawie trzydziestu innych organizacji dysponujących pokaźnym budżetem, mimo zaangażowania wicemarszałek sejmu Wandy Nowickiej i kilkudziesięciu celebrytów, pod ich projektem podpisało się tylko około 30 tys. Polaków. Przy tak marginalnym poparciu projekt nie wejdzie pod obrady parlamentu. Dla przeciwwagi warto przypomnieć, że dla zwolenników całkowitego zakazu aborcji w Polsce nie było problemem wiosną tego roku zebranie 600 tys. podpisów w zaledwie dwa tygodnie.
Zwycięstwo zdrowego rozsądku i przyzwoitości zawsze cieszy. Ale to dotyczące ochrony życia nienarodzonych, odniesione akurat w przededniu Bożego Narodzenia, ma szczególną wartość. Pozwala nam z czystym sercem śpiewać przy żłóbku kolędy i spojrzeć w oczy Bogu, który stał się bezbronnym Dzieckiem.
opr. aś/aś