Co wyjdzie z mojego ubiegłotygodniowego sporu z ministrem Michałem Bonim, to dopiero się okaże
"Idziemy" nr 50/2012
Co wyjdzie z mojego ubiegłotygodniowego sporu z ministrem Michałem Bonim, to dopiero się okaże. Wprawdzie pan minister zarówno w programie Bogdana Rymanowskiego na antenie TVN24, jak i w osobistej rozmowie ze mną – sam zadzwonił i to mu się chwali – zapewniał, że o żadnej inwigilacji księży czy cenzurowaniu kazań nie ma mowy. Nie podważa również prawa duchownych do recenzowania moralnych aspektów poczynań rządu. Ale poczekajmy na fakty.
Samą zapowiedź powołania rady monitorującej przypadki tzw. „mowy nienawiści” można by uznać, jak przekonywał mnie Piotr Zaremba, za jeden z wielu pomysłów Platformy, które ta partia zgłasza, ale ich nie realizuje. Można, gdyby nie fakt, że PO już zgłosiła projekt rozszerzenia artykułu 256 Kodeksu Karnego o słowa, które spowodują, że każdy, kto niepochlebnie wyraża się o politykach, będzie podlegał takiej samej karze, jak ktoś, kto szerzy rasizm, faszyzm czy antysemityzm. Wspomniany artykuł miałby teraz brzmieć: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.
W tym kontekście ubiegłoczwartkowa zapowiedź ministra Boniego na antenie Radia TOK FM o utworzeniu specjalnej instytucji, która miałaby monitorować przypadki „mowy nienawiści”, brzmi groźnie. Zwłaszcza że minister wyraźnie zaznaczył, iż tzw. „mowa nienawiści” występuje nie tylko w internecie, ale także: „podczas niedzielnych kazań w wielu kościołach, gdzie też padają słowa deprecjonujące, i to w sposób poza normą, polski rząd”. Wniosek nasuwa się sam: monitoringiem będą objęte również kazania. I chociaż rada będzie jedynie „monitorować”, to czy jej ustalenia nie mogą być wskazaniami dla organów ścigania i sądów? Gorący jeszcze przykład „upomnienia” przez policjantów z Łochowa ks. Tomasza Duszkiewicza z Sadownego za kazanie z Dnia Niepodległości trzeba brać jako ostrzeżenie.
Projekty specjalnej ochrony de facto rządzących polityków przed „deprecjonującymi” ocenami ze strony społeczeństwa krytykują zarówno niezależni konstytucjonaliści, jak i prawie cała opozycja. A sam sposób poinformowania o zamiarze powołania rady monitorującej przejawy „mowy nienawiści” był co najmniej niefortunny. Podobnie jak niefortunny był sposób wręczenia abp. Głódziowi na zakończenie obrad Rady Wspólnej Rządu i Episkopatu listu z apelem o przeciwdziałanie „mowie nienawiści”. Jakby to głównie Kościół antagonizował Polaków. Brak zdecydowanej reakcji episkopatu na taką zmianę ról wynikał zapewne z zaskoczenia. Stąd moje pytanie skierowane do ministra Boniego na portalu wpolityce.pl: „Czy dla niepokornych księży chce wybudować nowe Dachau?”. Na początku nie był to przecież obóz zagłady, ale miejsce, gdzie ówczesne demokratycznie wybrane władze więziły krytykujących je duchownych, ludzi kultury i działaczy społecznych.
Trzeba nieraz uciec się do szokujących odniesień, bez obrażania kogokolwiek, aby bolesna historia nie powróciła jak bumerang. Aby minister zaczął rozmawiać z księdzem i usłyszał, jakie są jego obawy. Dziękując za życzliwą i merytoryczną rozmowę, zapewniłem i ponownie zapewniam pana ministra, że choć nie mam mandatu do wypowiadania się w imieniu całego Kościoła, to z mojej strony może liczyć na poparcie, jeśli tylko jego partia zamiast majstrowania przy ustawach, które mogą ograniczać wolności obywatelskie i religijne, wykona znaczący gest, aby poskromić siewców nienawiści wśród swoich obecnych i byłych działaczy. Siewcy nienawiści znajdą się pewnie wszędzie, ale zacząć oczyszczenie trzeba od tych na szczytach.
opr. aś/aś