Fetowanie zakupu za granicą samolotu czy pociągu pokazuje tylko skalę naszych kompleksów
"Idziemy" nr 33/2013
Fetowanie zakupu za granicą samolotu czy pociągu pokazuje tylko skalę naszych kompleksów
Polska ma właśnie swoje narodowe święto. A nawet dwa. Dla każdego co innego. Bo to, że od kilku lat mamy nad Wisłą dwie Polski, to bolesny fakt. Przekonują nas o tym zarówno politycy z przeciwstawnych obozów, opiniotwórcze media, jak i codzienna obserwacja rzeczywistości. Ostatnio potwierdził to nawet premier w czasie spotkania z działaczami swojej partii na Dolnym Śląsku.
Ma więc jedna Polska rocznicę Cudu nad Wisłą, świętowaną z patriotyczno-religijnym patosem. Uzasadnionym nie tylko faktycznym znaczeniem tego zwycięstwa dla Polski, Europy i Kościoła, lecz także wyjątkowym nagromadzeniem emocji. Naród długo upokarzany przez sąsiada ze Wschodu znajduje bowiem szczególną satysfakcję w przywoływaniu na pamięć tych dni, kiedy nadzwyczajnym wysiłkiem udało mu się jednak poskromić swojego ciemiężyciela. Emocje te dodatkowo wzmacniają ciągłe poczucie zagrożenia ze strony Rosji oraz arogancja jej władz wobec polskich oczekiwań wyjaśnienia kulis zbrodni katyńskiej, obławy augustowskiej czy katastrofy smoleńskiej.
I ma swoje święto druga Polska, ta „oświecona”, „europejska”. Oto z wielką pompą wyjechał na polskie tory pierwszy skład włoskiego Pendolino. Na razie jeszcze tylko na testy, holowany przez niemiecką lokomotywę. Ale może już za rok pojawi się u nas na stałe… Nie przeszkadza to, aby sukces odtrąbić już teraz. Zwłaszcza że przy spadających notowaniach rządu i po serii niepowodzeń na kolei jest to sukces wyjątkowo potrzebny. Choćby tylko propagandowy.
Niespełna rok temu w podobnej, a może jeszcze bardziej podniosłej atmosferze ta właśnie Polska świętowała lądowanie pierwszego Dreamlinera w barwach LOT. Stacje radiowe i telewizyjne na bieżąco relacjonowały to wydarzenie. Od granicy maszynie towarzyszyły dwa nasze F16. Na płycie nowy samolot witała prezydentowa Anna Komorowska w towarzystwie ponad tysiąca przedstawicieli rządu, samorządów, biznesu, kultury i mediów. Nasz plajtujący LOT dołączył do elitarnego klubu. Miał zacząć podbijać rynki i niebo. Tymczasem Dreamlinery ze względu na awarie zostały uziemione na długie miesiące, bez jakichkolwiek odszkodowań ze strony producenta. A LOT jest na skraju upadku, jak był. Nowoczesna flota ucieszy pewnie nowego inwestora, który nabędzie firmę za symboliczną „złotówkę”.
Czy podobnie będzie z polskimi składami Pendolino, zakupionymi w sumie za prawie 4 mld złotych? Niewykluczone. Nie mamy przecież i pewnie jeszcze długo nie będziemy mieć nie tylko torów, ale i całej infrastruktury potrzebnej do wykorzystania możliwości tych pociągów. I niewiele się w tej kwestii robi. Spożytkowanie unijnych środków na modernizację kolei bywało w ostatnich latach na poziomie 4 proc.! O skali bałaganu na kolei świadczą coroczne sensacje ze zmianą rozkładu. Co szósty wypadek kolejowy Unii Europejskiej ma miejsce w Polsce! Może się zatem okazać, że zamiast cywilizacyjnego postępu zafundowano nam kolejny „gadżet”. Po plajcie PKP – zapewne cenny dla Deutsche Bahn czy innej firmy.
Skupianie uwagi na mało użytecznych „gadżetach” nie najlepiej świadczy o dojrzałości naszych elit. Fetowanie zakupu za granicą samolotu czy pociągu pokazuje tylko skalę naszych kompleksów. Polska, równolegle do kultywowania swojej pamięci i tożsamości, potrzebuje modernizacji, ale systemowej, z myślą o naszym dalekosiężnym rozwoju. Ot choćby takie otwarcie polskiej, pierwszej na świecie, wytwórni grafenu, a nie sprzedanie go Rosjanom – to byłby powód do dumy i świętowania, łączący postęp z najlepiej dzisiaj pojętym patriotyzmem.
opr. aś/aś