To, co dzieje się za naszą zachodnią granicą, to piękne gesty oraz niepokojące fakty. Trzeba roztropności, aby rozróżnić deklaracje od faktycznych intencji
Nie wiem, czy Niemcy śledzą publikacje w tygodniku „Idziemy”, jak to zasugerowała red. Małgorzata Ziętkiewicz na antenie Polsatu w związku z pewnymi gestami pod adresem Polski ze strony Armina Lascheta, kandydata na kanclerza Niemiec. Całkowicie wykluczyć tego nie można. Bo skoro wypowiedzi naszych publicystów są przedmiotem zainteresowania agend rosyjskich, szwedzkich, izraelskich, a nawet chińskich — o czym mogliśmy się nieraz przekonać — to dziwne byłoby, gdyby nie interesowali się nimi nasi sąsiedzi zza Odry. Szczególnych zasług w kształtowaniu relacji polsko-niemieckich sobie wszakże nie przypisujemy.
Warto jednak gesty kandydata na kanclerza Niemiec zauważyć. Po pierwsze, przybył do Polski w 77. rocznicę powstania warszawskiego i złożył kwiaty nie tylko pod pomnikiem Powstania Warszawskiego, ale także na mogile kryjącej prochy ponad 50 tys. cywilnych ofiar Rzezi Woli. Po drugie zaś, Laschet zarówno w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, jak i w oficjalnych wystąpieniach przyznawał się do pokory, bólu i wstydu z powodu zbrodni dokonanych przez Niemców na narodzie polskim. Mówił o Niemcach, a nie o bezpaństwowych „nazistach”! W tym klimacie niemieckie fl agi na przedstawicielstwach tego kraju w Polsce zostały 1 sierpnia opuszczone do połowy masztu. Kandydat na kanclerza przyznał również, że stosunki niemiecko-polskie muszą uwzględniać poczucie winy Niemców wobec Polaków za zbrodnie ostatniej wojny. Zostało to odnotowane również w części niemieckich mediów.
Te polityczne gesty są dla nas ważne szczególnie teraz, gdy nasilają się próby obciążenia Polski moralną i materialną odpowiedzialnością nie tylko za Holocaust. To również sygnał, że możliwa jest skuteczna walka o prawdę. Za wcześnie jednak na upajanie się sukcesem. Kiedy bowiem rozmowa schodzi na temat reparacji wojennych dla Polski, to Laschet broni interesów ekonomicznych swoich wyborców. Bo kanclerzem — jeśli w ogóle — zostanie dopiero we wrześniu. Nie można też wykluczyć, że gesty i słowa Lascheta są tylko częścią polityki niemieckiej, która ma na celu zwabienie nas w niemiecką strefę wpływów i odciągnięcie nas od zadurzenia się Ameryką. Nie pierwszy to raz, jak Niemcy podają nam rękę wówczas, kiedy doświadczamy upokorzeń i eskalacji żądań ze strony USA i wspieranych przez nie środowisk żydowskich. Trzeba więc zachować ostrożność, bo w biedzie można poznać nie tylko prawdziwych przyjaciół — zgodnie z przysłowiem — ale można też wpaść w sidła.
W aktualnym „Temacie tygodnia” wzywamy do rozwagi na gruncie wiary i duchowości. Chodzi o problem sekt i niebezpiecznych ruchów religijnych. Nie podajemy ich katalogu, ale raczej kryteria ich rozeznawania oraz adresy instytucji, w których można szukać wsparcia w razie problemów. Najbardziej bolesne jest to, że niebezpieczne ruchy i grupy religijne powstają czasem również w łonie Kościoła, a nie tylko na jego obrzeżach. Ale to nic nowego. Już św. Paweł w mowie pożegnalnej ostrzegał starszych Kościoła w Efezie: „Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając stada. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów” (Dz 20, 29-30). Dziś tych głosicieli przewrotnych nauk jest jakby więcej albo mają większe możliwości działania. Podobnie jak apostoł nie piszemy tego, aby kogokolwiek zgorszyć czy umniejszyć świętość Kościoła, ale żeby ostrzec i zaapelować do wiernych: „Dlatego czuwajcie”. Nie chodzi o podejrzliwość wobec wszelkich grup religijnych, z oazą i kołami różańcowymi na czele, tylko o rozwagę wobec wszelkich nowinkarzy, którzy oferują prostą receptę na szczęście doczesne i wieczne. W tej sprawie najbezpieczniej jest korzystać z certyfikowanych przez Kościół środków i kierunków duchowości. Nieraz na zatwierdzenie przez Kościół jakiejś drogi duchowości trzeba trochę zaczekać (w przypadku kultu miłosierdzia Bożego według objawień danych św. Faustynie było to ponad pół wieku), ale pokazuje to, z jakim namysłem i rozwagą Urząd Nauczycielski Kościoła podchodzi do dbałości o zdrową naukę.
A propos zdrowej nauki: trzeba się modlić za Kościół w Niemczech. Oskarżenie przez niemieckiego księdza, przed niemieckim sądem, ks. prof. Dariusza Oko (więcej na s. 4) o „podżeganie do nienawiści” wobec homoseksualistów jest kolejnym sygnałem, jak bardzo grozi nam jawna już homoherezja. Wobec tego zagrożenia potrzeba nam wielkiej rozwagi i odwagi.
opr. mg/mg