Odpływ wykwalifikowanych kadr medycznych z Polski: potężny problem
Nad najuboższymi krajami świata wisi widmo katastrofy zdrowotnej i humanitarnej spowodowanej odpływem lekarzy do bogatych państw. Zdaniem specjalistów Polsce może wkrótce grozić to samo, gdyż frustracja źle opłacanych medyków sięga zenitu. Na Zachód wyjechało już m.in. 14 proc. polskich anestezjologów i w niektórych polskich szpitalach pojawił się problem ze znieczulaniem pacjentów.
Jak szacuje Naczelna Rada Lekarska, z chwilą wejścia Polski do Unii Europejskiej nasz kraj opuściło już kilka tysięcy medyków. Oprócz anestezjologów wśród wyjeżdżających lekarzy najwięcej jest chirurgów, stomatologów, alergologów, kardiologów, lekarzy rodzinnych i ortopedów. - Lekarze zawsze wyjeżdżali z Polski w poszukiwaniu pracy. Od wejścia naszego kraju do Wspólnoty ich liczba gwałtownie wzrosła. Wiemy o tym, bo zwiększyła się ilość próśb o wydanie potrzebnych do pracy na
Zachodzie zaświadczeń potwierdzających kwalifikacje zawodowe. Od 1 maja 2004 r. wydaliśmy ich prawie 6 tysięcy. Ze sporym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że większość lekarzy, którzy o nie się ubiegali, już wyjechała. Zaświadczenie jest ważne tylko trzy miesiące, więc raczej nikt nie stara się o nie po to, by leżało w szufladzie. Lekarze najchętniej wyjeżdżają do krajów skandynawskich, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Szwajcarii. Ten swoisty „boom" na wyjazdy lekarzy nie mija. Zjawisko wręcz narasta - mówi Iwona Raszke-Rostkowska, rzecznik prasowy Naczelnej Rady Lekarskiej. Dawniej, nawet jeszcze piętnaście lat temu, emigracja zarobkowa była czymś bardzo ryzykownym, oznaczała rozłąkę z krajem i rodziną. Obecnie wyjazd do pracy za granicą to zupełnie inna kategoria. Do Polski można zawsze przylecieć choćby na weekend, a dla lekarzy pracujących w Unii Europejskiej bilet lotniczy - nawet rodzinny - nie jest dużym wydatkiem.
Jak się ocenia, w najbliższych latach Europa Zachodnia może potrzebować od 60 do 100 tys. nowych lekarzy. Medycy z nowo przyjętych krajów Unii są i długo jeszcze będą tam mile widziani. Firmy zajmujące się rekrutacją lekarzy do pracy w krajach skandynawskich oferują przed wyjazdem bezpłatną naukę języka. Zapewniają też mieszkanie służbowe, a dla dzieci szkołę lub przedszkole, często także pracę dla współmałżonka. - Lekarze, którzy wyjechali do Wielkiej Brytanii czy Skandynawii, zarabiają pięciokrotnie więcej niż w kraju. Np. ordynator oddziału z 25-letnim stażem zarabia w Polsce ok. 3,5 tys. zł miesięcznie netto. W Wielkiej Brytanii może zarobić w ciągu roku nawet pół miliona złotych. Lekarze wyjeżdżają nie tylko dlatego, że w Polsce mało zarabiają. Za granicą mają lepsze szansę rozwoju. - Studiując medycynę, nie myślałam o emigracji zarobkowej. Teraz ciężko pracuję i zarabiam 795 zł netto. Takie wynagrodzenie mnie poniża, bo nie stać mnie nawet na fachowe czasopisma. Wyjadę z tego kraju, jak tylko będzie okazja - mówi młoda lekarka z południowej Polski.
Lekarze na Zachodzie mają zagwarantowany czas na dokształcanie oraz o wiele łatwiejszą drogę do uzyskania specjalizacji i doskonalenia zawodowego. -W Polsce lekarze, by zrobić specjalizację, muszą korzystać z tzw. rezydentur, finansowanych przez Ministerstwo Zdrowia, które ma zbyt mało pieniędzy na ten cel. W regionie warmińsko-mazurskim możliwość dostania się na rezyden-turę i zrobienie specjalizacji np. z ginekologii jest praktycznie zablokowana na najbliższe kilka lat - mówi dr Leszek Dudziński, przewodniczący Warmińsko-Mazurskiej Okręgowej Izby Lekarskiej.
W Polsce liczba praktykujących lekarzy na 100 tys. mieszkańców należy do najniższych w Europie, niższą mają tylko Albania i Rumunia. Dodatkowo ci najbardziej doświadczeni wkrótce przejdą na emeryturę. - Spośród 3,5 tys. lekarzy zrzeszonych w naszej Izbie ponad tysiąc w ciągu pięciu lat osiągnie wiek emerytalny. Są to głównie lekarze specjaliści. Nie będzie miał ich kto zastąpić, bo brakuje młodych medyków. Wykształcenie specjalisty kosztuje i trwa nawet dziesięć lat. Jeśli natychmiast nie zatrzymamy ucieczki lekarzy za granicę i nie rozpoczniemy szkolenia specjalistów, to wkrótce nie będzie komu leczyć - mówi dr Leszek Dudziński.
-Naczelna Rada Lekarska od dawna proponuje Ministerstwu Zdrowia sposoby zażegnania tego kryzysu, ale te pozostają bez echa. Sytuację mogłyby uratować przede wszystkim podwyżki wynagrodzeń lekarzy, współfinansowanie doskonalenia zawodowego lekarzy, zapewnienie im płatnego urlopu przeznaczonego na ten cel i możliwość odpisania od podatku poniesionych z tego tytułu kosztów. Ustawiczne kształcenie lekarzy leży przede wszystkim w interesie pacjentów i zobowiązuje do niego Ustawa o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Niestety, nie ma na razie widoków na realizację tych postulatów - mówi Iwona Raszke--Rostkowska.
Na dobre i na złe |
|
---|---|
Szczepan Cofta naczelny lekarz Szpitala Klinicznego nr 1 w Poznaniu - Motywacja do pracy większości lekarzy na pewno przekracza warunki płacowe. Mamy szczęście być grupą zawodową, która ma w swoim życiu szansę tak wyraziście czynić dobro. Jest ono wpisane w istotę tego, czym żyjemy. Nasza praca jest namacalnym narzędziem pomocy człowiekowi potrzebującemu. Prawdą jest, że powstała duża dysproporcja między zarobkami wielu grup zawodowych o podobnym wykształceniu a pracownikami służby zdrowia. Np. doświadczony i utytułowany chirurg szpitala klinicznego zarabia ok. 1200 zł netto na pełnym etacie, a część pracuje przecież na jego cząstce. Wielu lekarzy sobie radzi, niektórzy - kosztem dużego wysiłku - nawet nieźle. Ale jest olbrzymia grupa lekarzy - szczególnie młodych - mających żenująco trudne warunki finansowe (ostatnio jeden z rezydentów oddziału zbierał i sprzedawał makulaturę, by starczyło dla rodziny do końca miesiąca). Na dodatek sami obciążani są dużymi kosztami kształcenia. Sytuacja materialna lekarzy po wyjeździe do krajów bogatszych na pewno jest bardzo dobra. W chwili obecnej skala emigracji wydaje się być stosunkowo nieznaczna. Ale już dziś w tak znaczącym regionie jak Wielkopolska trudno jest znaleźć do pracy lekarzy kilku specjalności: anestezjologów (od których zależy przecież ratowanie życia), histopatologów oraz radiologów. Niestety, najbliższe lata na pewno wyostrzą to zjawisko, tym bardziej że duża część obecnych absolwentów studiów medycznych nie ma już skrupułów przy podejmowaniu decyzji o wyjeździe. W najbliższych latach społeczeństwo zapewne też boleśnie odczuje brak tak poniewieranych płacowo pielęgniarek. Już niedługo w wielu regionach kraju - zwłaszcza w dużych miastach - może po prostu ich zabraknąć. |
Portal internatowy eskulap.pl „Od roku jestem w Szwecji i nareszcie zrozumiałam, co to znaczy normalnie pracować. Praca od 8.00 do 17.00, ale potem nic cię nie obchodzi, dyżury 2 (słownie: dwa) w miesiącu i nie ma zmęczenia, rozdrażnienia pacjentami, bo jest ich w ciągu dnia co najwyżej 15, ale wtedy jest to bardzo ciężki dzień! Jaka to przyjemność przyjmować pacjentów i robić to, co potrafisz, a nie użerać się z NFZ, personelem, niezapłaconymi rachunkami, niesprawnym sprzętem. No i normalne zarobki, przychodzące regularnie co miesiąc na konto (2-3-krotność średniej krajowej w tym państwie). W sklepie nie kupuję tego, na co mnie stać, tylko to, co mi się podoba. Moje dziecko powiedziało mi: wiesz mamuś, wreszcie opłaca się być lekarzem... ale w Szwecji, nie w Polsce. Ponieważ każdy lekarz musi się kształcić, mam na ten cel fundusz szkoleniowy, który muszę wykorzystać w danym roku na dokształcanie i zjazdy albo na zakup literatury fachowej, bo inaczej przepadnie, l to się właśnie nazywa normalność. Nie odczułam jeszcze, żebym była dyskryminowana z powodu tego, że jestem obcokrajowcem, a wręcz przeciwnie, l co jakiś czas szczypię się, czy aby nie śnię i wciąż ta rzeczywistość trwa. Za Polską bardzo tęsknię i chciałabym wrócić, tylko do czego? Do polskiej normalności?". |
opr. mg/mg