Błogosławcie, a nie złorzeczcie ... władzom

Chrześcijanina można poznać nie po tym, jakie wartości deklaruje, ale jak żyje. Dotyczy to także naszego udziału w polityce i w życiu społecznym

Być może wyda się to komuś kontrowersyjne, ale jestem głęboko przekonany, że chrześcijanina poznać nie po tym, jakie wartości deklaruje, ale po tym jak żyje. Oczywiście jedno powinno mieć związek z drugim — wyznawane wartości powinny kształtować nasze życie, jednak bardzo często jest odmiennie. Deklaracje — swoje, życie — swoje.

Szczególnie widać to w sytuacjach, gdy zadeklarowani chrześcijanie zaczynają zajmować się kwestiami społecznymi, finansami, polityką i gdy swą obecność wyraźnie zaznaczają w przestrzeni publicznej, a zwłaszcza — w mediach. Język, jakim się posługują, zaciekłość z jaką atakują oponentów nie ma wiele wspólnego z Ewangelią, a raczej jest dokładnym odpowiednikiem agresji i brutalności, jaką prezentuje druga strona w sporze światopoglądowym.

To, że obecnie jesteśmy w samym środku gorącego sporu światopoglądowego, a nawet wojny pomiędzy zwolennikami „cywilizacji śmierci” a cywilizacji życia, jest faktem. Sam termin „cywilizacja śmierci” nie jest oznaką wrogości, ale smutnym stwierdzeniem faktu, że dominujący obecnie na zachodzie styl postępowania i wartościowania nie szanuje życia ludzkiego, skupiając się raczej na „jakości życia” niż na „wartości życia”. W praktyce oznacza to, że życie ceni się tylko wtedy, gdy jest przyjemne, produktywne i wygodne. Gdy staje się uciążliwe, należy się go pozbyć — przez aborcję, eutanazję czy przynajmniej wykluczenie całych grup społecznych. Cywilizacja śmierci to także cywilizacja, w której wojna uznawana jest za właściwy sposób osiągania celów geopolitycznych, w której własne interesy usprawiedliwiają fizyczne wyniszczanie nie tylko grup społecznych, ale wręcz — całych narodów.

Terminem „cywilizacja śmierci” posługiwał się św. Jan Paweł II, użyli go także polscy biskupi w dokumencie „O wyzwaniach bioetycznych” (5.03.2013). Zwróćmy jednak uwagę na to, w jaki sposób i w jakim kontekście używał go Papież. Modląc się na Jasnej Górze w 1997 r., zwrócił się do Maryi tymi słowami:

„Tobie zawierzam całą posługę Kościoła w świecie, który tak bardzo potrzebuje miłości. Bogarodzico, Matko Jednorodzonego Syna, który dał nam nowe przykazanie miłości jako zasadę życia, uproś nam, abyśmy stali się budowniczymi solidarnego świata, w którym wojnę zwycięży pokój, a cywilizację śmierci zastąpi umiłowanie życia.”

Nieraz słyszę, że chrześcijanie zmuszeni są do odpłacania „pięknym za nadobne” i że ich agresywny styl wypowiedzi czy publicystyki, odbierający oponentom ludzką godność jest pochodną takiego samego stylu naszych przeciwników. Czytając jednak uważnie słowa Papieża nie da się znaleźć uzasadnienia dla takiego myślenia. Jeśli mamy się stać budowniczymi świata, w którym cywilizację śmierci zastąpi umiłowanie życia, nie możemy posługiwać się metodami zepsutego świata.

Mówi też o tym bardzo wyraźnie Słowo Boże. Jezus wyraźnie nakazuje nam miłować nieprzyjaciół (Łk 6,27-35). Święty Paweł pisze w Liście do Rzymian: „Nikomu złem za złe nie odpłacajcie. Starajcie się dobrze czynić wobec wszystkich ludzi” (Rz 12,17). Jest to wymaganie wyższe niż w Starym Testamencie, gdzie napisano: „Kto złem za dobre odpłaca, temu zło nie ustąpi z domu” (Prz 17,13). Jako uczniowie Chrystusa nie możemy traktować źle innych, niezależnie od tego, jak oni traktują nas samych. Nawet jeśli ich słowa ranią nas, jeśli są nieprawdziwe i niesłuszne, Jezus mówi:  „błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają.” (Łk 6,28). Święty Paweł, pisząc do chrześcijan w Rzymie, będących w niełatwej sytuacji religijno-politycznej pisze: „Błogosławcie tych, którzy was prześladują. Błogosławcie, a nie złorzeczcie” (Rz 12,14). Bardzo podobne słowa znajdujemy w Liście św. Piotra, który również zdawał sobie sprawę z trudnej sytuacji chrześcijan żyjących wśród pogańskiego społeczeństwa: „Nie oddawajcie złym za złe ani złorzeczeniem za złorzeczenie! Przeciwnie zaś, błogosławcie! Do tego bowiem jesteście powołani, abyście odziedziczyli błogosławieństwo.” (1 Piotra 3,9).

Błogosławieństwo oznacza zarówno dobre mówienie o innych, jak i życzenie im dobra. Zdaję sobie sprawę z tego, jak wielkim wyzwaniem jest mówić dobrze o tych, którzy nas krzywdzą, którzy przedstawiają nas w krzywym zwierciadle czy sprawując władze podejmują decyzje, które odbieramy jako szkodliwe. A mimo wszystko nie ma tu taryfy ulgowej dla chrześcijan. Jeśli porównamy naszą obecną sytuację społeczną z sytuacją pierwszego pokolenia chrześcijan, cieszymy się znacznie większą wolnością wyznania i jesteśmy traktowani o wiele lepiej. Św. Paweł miałby wszelkie prawo oburzać się na funkcjonowanie rzymskiego systemu państwowego, wzywać do przeciwstawiania się niesprawiedliwemu traktowaniu chrześcijan. A jednak pisze do swego ucznia:

Zalecam więc przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władze, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością. (1Tm 2,1).

Jesteśmy powołani nie tylko do tego, żeby znosić trud życia wśród pogan, ale aby stale modlić się za społeczeństwo, w tym — za władze. I nie tylko prosić, ale również dziękować za każde, nawet najmniejsze dobro, którego doświadczamy.

Jeszcze bardziej konkretny obraz właściwego chrześcijańskiego stylu życia wśród wrogiej im cywilizacji rysuje św. Piotr:

Postępowanie wasze wśród pogan niech będzie dobre, aby przyglądając się dobrym uczynkom wychwalali Boga w dniu nawiedzenia za to, czym oczerniają was jako złoczyńców. Bądźcie poddani każdej ludzkiej zwierzchności ze względu na Pana: czy to królowi jako mającemu władzę, czy to namiestnikom jako przez niego posłanym celem karania złoczyńców, udzielania zaś pochwały tym, którzy dobrze czynią. (1P 2:12-14)

Jeśli jako chrześcijanie nie przekonamy nie-chrześcijan naszym postępowaniem, naszym stylem życia, nierealne jest oczekiwać, że przekonamy ich słowami. Wręcz przeciwnie, dostrzegając rozbieżność między naszymi deklaracjami a naszym życiem, będą nas tym silniej atakować. Aby było jasne: nie chodzi o to, że mamy milczeć i w ogóle nie bronić swoich racji. Chodzi o spójność między słowem a czynem. O tym również pisze św. Piotr:

Pana zaś Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest. A z łagodnością i bojaźnią Bożą zachowujcie czyste sumienie, ażeby ci, którzy oczerniają wasze dobre postępowanie w Chrystusie, doznali zawstydzenia właśnie przez to, co wam oszczerczo zarzucają. (1P 3,15-16).

Słowo „łagodność” wydaje się obce polityce i sporom społecznym. Szczególnie w okresie intensywnej kampanii wyborczej możemy sądzić, że nie ma miejsca na żadną łagodność, ale trzeba „walić między oczy”, aby osiągnąć cel, jakim jest wybranie władz, uznających chrześcijańskie wartości. Jednak zasada „cel uświęca środki” jest fałszywa. Cel nigdy nie uświęca środków. Posługiwanie się niegodziwymi środkami dla osiągnięcia szlachetnego celu jest etycznie nie do usprawiedliwienia. Prawdą jest natomiast, że ideały osiąga się korzystając ze środków niedoskonałych. Gdybyśmy chcieli rozliczać każdego polityka czy działacza społecznego, koncentrując się na jego błędach czy niedociągnięciach, ostatecznie lista kandydatów, na których może głosować chrześcijanin, byłaby pusta. Wydaje się więc, że zamiast skupiać się na słabościach i błędach, należałoby raczej zwrócić uwagę na kierunek, w jakim chce nas prowadzić dany polityk. Czy kierunkiem tym jest dalsze brnięcie w cywilizację śmierci, czy też budowanie cywilizacji miłości? A jeśli to drugie, to w czym konkretnie się ma to wyrażać? Jak wygląda dotychczasowe życie i działalność kandydata? Czy dostrzegamy tu konsekwencję i spójność, czy raczej lawirowanie, tak aby „i wilk był syty, i owca cała”? Te i podobne pytania można zadawać spokojnie, w duchu szacunku dla każdego. Nie ma potrzeby, aby kogokolwiek traktować jak wcielonego diabła.

Stanowcze stanięcie po stronie cywilizacji miłości kłóci się z postawą negacji, agresji, doszukiwania się wszędzie zła. Zanim osądzimy drugą osobę, również i tę, która decyduje się kandydować w wyborach, przyjrzyjmy się najpierw sami sobie. „Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą” (Mk 4,24).

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama