Tak zwany „kompromis aborcyjny” jest mitem. Ci, którzy mieli szczęście się urodzić chcą odebrać prawo do życia tym, którzy nie mogą się obronić. Argumenty środowisk proaborcyjnych nie zmieniają się od lat
Spór o dopuszczalność aborcji w szczególnych przypadkach (przesłanka eugeniczna, społeczna, czyn zabroniony, zagrożenie życia lub zdrowia matki) pokazuje, jak to, co niektórzy nazywają „kompromisem” aborcyjnym, w istocie nie jest żadnym kompromisem, a raczej chwilowym przyczajeniem się środowisk lewicowych, aby w stosownej chwili wrócić do punktu wyjścia.
Punktem tym jest postulat pełnej dostępności aborcji. Wszelkie „kompromisy” traktowane są w rzeczywistości jako porażki, a argumenty, którymi środowiska liberalne posługiwały się na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, wracają jak bumerang.
Przyjrzyjmy się kilku z nich. 22 października Trybunał Konstytucyjny ma się zająć tzw. przesłanką eugeniczną, czyli możliwością aborcji w przypadku wykrycia nieodwracalnych i ciężkich wad płodu. Liberalny portal oko.press apeluje o wycofanie wniosku z Trybunału. Już sam tytuł „Wycofajcie zakaz aborcji z Trybunału” zdradza, o co chodzi autorom — nie ma tu mowy o jednej z przesłanek, ale całościowo — o „zakazie aborcji”. Pierwsze zdanie artykułu precyzuje: „żaden polityk, ksiądz czy sędzia nie ma prawa zmuszać kobiet do wątpliwego heroizmu i cierpienia”. No, cóż - jak wiele razy słyszeliśmy już tę samą śpiewkę. Otóż, według środowisk proaborcyjnych, aborcja jest prawem kobiety, a brak zezwolenia na aborcję to „zmuszanie” kobiet do heroizmu. Jak ukryty odważnik na proaborcyjną wagę autor dorzuca „polityka, księdza i sędziego”, tak jakby chodziło tu o coś, co jest narzucane przez władzę czy autorytety, a nie — co dyktuje sama natura. Wobec uporu zwolenników aborcji nigdy dość powtarzania oczywistego faktu: pozbawianie życia własnego dziecka, także chorego czy niepełnosprawnego, jest czymś wbrew naturze, jest aktem nieludzkim.
Cóż w takim razie jest „wątpliwym heroizmem”? Czyżby była nim opieka nad chorym dzieckiem? A może — w przypadku wad płodu zagrażających życiu, wątpliwym heroizmem jest to, aby pozwolić dziecku przeżyć w łonie matki, dopóki w naturalny sposób jest to możliwe? Kierując się światopoglądem, w którym najważniejsze wartości to wygoda, przyjemność i własne dobre samopoczucie można oczywiście uznać, że opieka nad chorym dzieckiem to heroizm. Pozostaje jednak pytanie: co to za cywilizacja, która w ten sposób rozumuje i przyjmuje taką hierarchię wartości?
Drugi argument, który wielokrotnie przywoływany jest przez środowiska proaborcyjne, ma charakter nie tyle etyczny, co estetyczny. Przytoczmy inny tytuł artykułu z oko.press: „Bezocze, mózg poza czaszką, zarośnięcie przełyku. «Brzydkie dzieci» z wadami wrodzonymi, które trzeba będzie rodzić”. Doprawdy, czy brzydota jest wystarczającym powodem, aby kogoś pozbawić życia? Jeśli tak, to dlaczego ratujemy osoby poszkodowane w wypadkach, które pozbawione są kończyn, poparzone, a ich ciała uległy różnorakim deformacjom? Po co stworzono alfabet Braille'a, po co audycjom telewizyjnym towarzyszą prezenterzy języka migowego? Czy w świetle argumentacji zwolenników aborcji nasza cywilizacja byłaby lepsza, gdyby pozbyła się zawczasu Beethovena czy Toulouse-Lautreca, a także wielu innych twórców i naukowców obciążonych chorobami genetycznymi? Ileż „brzydkich” przypadków muszą codziennie naoglądać się pracownicy służby zdrowia, a w szczególności — oddziałów chirurgicznych czy onkologicznych. Czy nie prościej byłoby po prostu zabijać wszystkich, którzy są „brzydcy”?
Kolejny argument to „zła sytuacja ekonomiczna” kobiet. Według liberalnego portalu, „zaostrzenie i tak restrykcyjnego prawa najbardziej uderzy w kobiety w złej sytuacji ekonomicznej”. Jaki logiczny wniosek płynie z takiego stwierdzenia? Zdrowy rozsądek mówi: „należy poprawić tę sytuację” — czy to za pomocą zasiłków, czy systemu wsparcia medyczno-psychologicznego. Logika propagatorów aborcji jest jednak inna: prościej jest po prostu zabić dziecko, wtedy nie będzie problemu. Jakież to proste rozwiązanie! Tylko znów wypada zadać pytanie: co to za cywilizacja, która kieruje się takimi zasadami?
Te same i podobne argumenty powtarzane są przez środowiska „pro-choice” od lat, praktycznie przy każdej okazji, gdy kwestia dopuszczalności aborcji pojawi się na nowo w dyskursie publicznym. Tak było w 2015 r., gdy pojawił się projekt nowej ustawy zgłoszony przez Fundację Pro, tak było i wcześniej, gdy w 1997 r. Trybunał Konstytucyjny zajął się tzw. przesłanką społeczną, dopuszczającą aborcję w przypadku ciężkich warunków życiowych matki. Przesłanka ta została w orzeczeniu z 28 maja 1997 uznana za niezgodną z Konstytucją, a prezydenckie weto Aleksandra Kwaśniewskiego zostało odrzucone przez parlament. I wtedy, i później nieustannie pojawiają się te same argumenty: płód nie jest człowiekiem, nie można zmuszać kobiet do rodzenia wbrew ich woli, godność osoby jest mniej ważna niż tak zwana „jakość życia” (czyli przyjemność i wygoda). Ostatecznie argumenty te można sprowadzić do jednego: ci, którzy mieli szczęście się urodzić, chcą z pozycji silniejszego decydować o prawie do urodzenia tych, którzy nie mogą się sami obronić. Czy na pewno takiej cywilizacji i takiego prawa pragniemy?
opr. mg/mg