Gwałt - przemilczany problem

Aborcja, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu... wydaje się to łatwym i oczywistym rozwiązaniem. Niestety, nie jest to ani łatwe, ani oczywiste - a skutki i tak pozostają

Aborcja w Polsce, podobnie zresztą jak i w wielu innych krajach europejskich, jest dopuszczalna prawem m.in. w sytuacji, kiedy ciąża jest wynikiem czynu zabronionego. Ani prawodawca, ani środowiska proaborcyjne, na których życzenie zapis ten został wprowadzony, nie informują jednak, jaka jest rzeczywistość kobiet, które przeszły traumę gwałtu.

Nikt nie informuje zgwałconych, że jeżeli zdecydują się zabić swoje nienarodzone dziecko, poddają się jeszcze potężniejszej traumie, której skutki będą jeszcze bardziej odczuwalne niż skutki samego gwałtu. — Było mi łatwiej wybaczyć gwałcicielowi niż sobie zabicie mojego pierworodnego dziecka — powiedziała Irene van der Wende, Holenderka, obecnie znana działaczka pro life, której dziecko zostało poczęte w wyniku czynu zabronionego, a ona zdecydowała się je zabić. — Żałuję tego, że zabiłam swoje dziecko, jestem szczęśliwa, że moja matka pozwoliła mi żyć — dodała, wspominając, że ona również jest dzieckiem poczętym w wyniku aktu przemocy.

Bolesne przeżycie gwałtu

— Gdy byłam młodsza, zostałam zgwałcona — opowiadała Irene van der Wende. — Gwałciciel przydusił mnie tak, że omal nie umarłam, i w ułamku sekundy podjęłam decyzję, by zostać przy życiu, poddając się gwałtowi. To była moja jedyna szansa na przeżycie, gdyż parę sekund później już bym nie żyła. On był bardzo silny. Potem szczelnie otuliłam się płaszczem, żeby nikt nie widział podartych ubrań, które miałam pod spodem — relacjonowała. Po przeżytej traumie nie zwróciła się o pomoc lekarską. O wiele później za namową przyjaciół udała się do lekarza. Okazało się, że jest w ciąży.

Decyzja o zabiciu dziecka nie należała do łatwych, niemniej po wielu wydarzeniach Irene znalazła się w klinice aborcyjnej. — Nigdy nie zapomnę tego dnia. Nigdy nie zapomnę tego skrzypnięcia drzwi, kiedy do niej wchodziłam. Nigdy nie zapomnę czarno-białych kafelków, które były na podłodze. Na końcu holu był taki duży zegar, niczym na stacji kolejowej. Teraz, kiedy jestem na stacji, zegar przypomina mi tamten, odmierzający czas drogi mojego dziecka — wspominała.

— Kiedy podpisałam wszystkie niezbędne dokumenty, zostałam zaprowadzona do sali, gdzie czekało sześć czy siedem innych kobiet. Miałyśmy założyć szpitalną odzież i czekać na swoją kolej. Ja byłam ostatnia. Kiedy już wszystkie kobiety wyszły, pozostałam sama na łóżku i nareszcie miałam czas, żeby pomyśleć. Inne kobiety śmiały się i żartowały, pytając siebie nawzajem: „A dlaczego ty zdecydowałaś się na aborcję?”. Jedna odpowiedziała: „Ponieważ nie wiem, kim jest ojciec, jako że spałam z dwoma mężczyznami”, druga wyjaśniła, że mają już dwójkę dzieci i nie chcą trzeciego, inna oświadczyła, że chce się pozbyć porannych mdłości. I właśnie wtedy, kiedy miałam czas na przemyślenia, wywołano moje imię. Zostałam odeskortowana przez pielęgniarkę do windy. W windzie usiadłam i położywszy rękę na moim łonie, zwróciłam się do pielęgniarki: „Ale przecież jestem matką. Mam dziecko, które rośnie we mnie”, a ona, klepiąc mnie po ramieniu, odpowiedziała: „Spokojnie. Wszystkie mówicie to w ostatniej chwili” — relacjonowała Irene.

Drzwi się otworzyły i weszła do sali operacyjnej. Tam musiała się położyć, kładąc nogi na specjalnych wspornikach, do których je przywiązano. — Aborcjonista zaczął na mnie wrzeszczeć, ponieważ do ostatniej chwili miałam wątpliwości. Ten krzyk sprawił, że poczułam się jak zmrożona, tak jak niektóre zwierzęta tężeją na widok światła czy niebezpieczeństwa. Krzyczał na mnie i powiedział: „rozłóż ramiona”, co też uczyniłam, po czym przywiązali mi również ramiona. Tak zostałam ze związanymi rękami i nogami, po czym włożyli mi do żyły igłę i zasnęłam — wspominała. Nie miała świadomości, co się z nią dzieje. Nikt nie poinformował jej o tym, co się stanie z jej dzieckiem. Nikt też nie uświadomił jej zagrożeń.

— Kiedy obudziłam się po aborcji, krzyczeli na mnie: „wstawaj, wstawaj”. Musiałam wstać z łóżka i przejść na drugie, które na mnie czekało, ale byłam w agonii. Czułam, jakby wnętrze mojego łona zostało starte żyletką. Nie mogłam nawet prosto stanąć. Pochylona, trzymając się ściany, przeszłam do mojego pokoju — mówiła.

Prawo otworzyło mi furtkę do piekła

— To jest dziwna sytuacja, kiedy prawo legalizuje pewną rzecz i ty nie słuchasz już więcej swojego sumienia, ponieważ jest to legalne — mówiła Irene, nie kryjąc żalu. — Aborcja, jeżeli już się zdarzy, to za zamkniętymi drzwiami i później więcej się o niej nie mówi. Ale ja nie zamierzam dłużej trwać w tej ciszy — oświadczyła. Postawiła sobie za cel uchronienie jak największej liczby kobiet przed losem, jaki stał się jej udziałem, dlatego zaangażowała się w obronę życia nienarodzonych. Wielokrotnie mogliśmy ją zobaczyć pikietującą przed siedzibami klinik aborcyjnych i usłyszeć przemawiającą publicznie, również na forum ONZ.

Zanim jednak zdecydowała się na ten krok, przez długi czas odrzucała od siebie myśl o tym, co się stało. — Przez 25 lat żyłam w wyparciu i przez ten czas musiałam walczyć sama ze sobą. Zaczęłam pić, aby złagodzić ból, aby nie myśleć o tym, co zrobiłam. Rzeczywistość do mnie dotarła, kiedy zobaczyłam zdjęcie zamordowanego nienarodzonego dziecka. Wtedy byłam w żałobie po dwójce dzieci, ponieważ drugie dziecko poroniłam. Uznałam swoje dzieci i nadałam im imiona, to była część uzdrowienia — wyznała. — Płakałam, płakałam, płakałam, kiedy je zobaczyłam, bo to małe, ośmiotygodniowe dziecko ma żebra i piękne małe rączki. Płakałam na podłodze mojego salonu i nie mogłam przestać płakać. I pomyślałam: „Co to jest za społeczeństwo, które mówi, że możemy zabijać niewinne istoty ludzkie, które nie zrobiły nic złego?” — wspominała Irene.

I chociaż ten najtrudniejszy etap ma już za sobą, a Pan Bóg przyszedł z łaską wygojenia jątrzących się ran, to nadal świadomość ogromu zła, jakie jej uczyniono, wyciska jej z oczu łzy. — Słuchałam zeznań, które lekarze składali przed sądem. Otóż zeznali oni, że po tym jak wyrwie się z ciała dziecka ręce i nogi, jego serce nadal może bić — mówiła załamującym się głosem. Wspominała też zeznania innego lekarza, który dokonywał aborcji za pomocą tuby ssącej. Otóż powiedział on, że kiedy ciało dziecięcia wpada do specjalnego pojemnika, jego serce nadal może bić. I te świadectwa Irene van der Wende niesie na cały świat.

Żeby się napić mleka, nie trzeba kupować krowy

Irene niejednokrotnie spotykała się z kobietami, które życiowi partnerzy (niestety, niekoniecznie mężowie) stawiali przed wyborem: albo dokonasz aborcji, albo odejdę. Ulec takiemu szantażowi — co do tego Irene nie ma najmniejszych wątpliwości — to najgorsze, co można w takiej sytuacji uczynić.

— Aborcja to wyjście awaryjne dla tych mężczyzn, którzy nie chcą brać odpowiedzialności za swoje czyny i przez osiemnaście lat płacić alimentów — stwierdza. — Wielu mężczyzn wychodzi z założenia, że aby napić się mleka, nie trzeba kupować krowy — kwituje. Dramat kobiet, które dokonały zabójstwa swoich nienarodzonych dzieci na życzenie swoich partnerów, jest nie mniejszy niż tych, które zabiły pod wpływem dramatycznych przeżyć. Cierpi zarówno kobieta, jak i jej mordowane dziecko.

— Kiedy mówisz, że nie dokonałabyś aborcji z wyjątkiem przypadku gwałtu, tak naprawdę mówisz mnie, Irene, że nie powinno mnie tu być z powodu tego, jak zostałam poczęta — zwróciła się Irene do tzw. obrończyń praw kobiet. Żadna z nich jednak nie przyzna publicznie, jaka jest poaborcyjna rzeczywistość tych nieszczęśliwych matek, które dopuściły się zabicia swoich dzieci, jako że w grę wchodzą ogromne pieniądze gigantycznego przemysłu. Jego imię to śmierć.

W tym momencie stałam się matką nieżywego dziecka i ta myśl prześladuje mnie przez całe życie. Kiedy przechodzisz przez gwałt, doznajesz jednej traumy, lecz kiedy dodatkowo przechodzisz przez aborcję, doznajesz drugiej traumy. Są badania dotyczące kobiet, które zabijały swoje poczęte dziecko po gwałcie, oraz tych, które zdecydowały się urodzić po gwałcie. Ich wyniki pokazują, że żadna z kobiet, które pozwoliły swojemu dziecku żyć po tym, jak zostały wykorzystane seksualnie, nie żałowała swojej decyzji. Tymczasem przeważająca większość kobiet, które zdecydowały się na aborcję, jak ja, żałowała zabicia swojego dziecka. Mówi się o dziecku gwałciciela, ale to także było moje dziecko. (Irene van der Wende)

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama