• Echo Katolickie

Najskuteczniejszą bronią modlitwa

Jak można pomóc Ukraińcom? Przede wszystkim - modlitwą, ale także konkretną pomocą humanitarną. Nie należy też zapominać o nas samych, aby nie pozwolić lękowi na zagoszczenie w naszych sercach.

 

Modlę się z tymi biednymi ludźmi i za nich. W takich chwilach oparcie w Bogu okazuje się być czymś najważniejszym - mówi ks. Ryszard Federczyk, który obecnie przebywa w Gródku Podolskim. Ukraińców podziwia za wolę walki i determinację. Jednocześnie zwraca się z apelem: - Tym, którzy przyjadą do Polski, trzeba okazać serce.

Nad ranem 24 lutego doszło do ataku wojsk rosyjskich na Ukrainę. Armia Władimira Putina uderzyła z różnych stron, zarówno z ziemi, jak i z powietrza. Dzień później Rosjanie rozpoczęli bombardowanie stolicy - Kijowa. Walki toczą się jednocześnie w wielu miejscach kraju. Każdego dnia inwazji Rosjanie bombardują kolejne miasta. Rakiety spadają na osiedla mieszkalne. Giną cywile, a wśród nich dzieci. Liczba ofiar rośnie z godziny na godzinę. Na szczęście rosyjska ofensywa spotyka się z olbrzymim oporem Ukraińców, którzy dzielnie walczą w obronie swojej ojczyzny.

Wokół spadają pociski

Od 30 lat posługuje na Ukrainie pochodzący z diecezji siedleckiej ks. Ryszard Federczyk. Najpierw był ojcem duchownym w seminarium w Gródku Podolskim, obecnie jest ojcem duchownym diecezji kamieniecko-podolskiej oraz kapelanem sióstr benedyktynek klauzurowych w Żytomierzu. Uczy także w seminarium duchownym w Kijowie. Wojna zastała go w seminarium w Gródku Podolskim, gdzie przyjechał na wykłady. - Wstałem rano, niczego nie słuchałem i nie oglądałem. Poszedłem o 7.00 na Mszę św. do kaplicy seminaryjnej. Przewodniczył jej biskup sufragan z Kijowa, który przyjechał do nas nocą. To od niego na początku Mszy dowiedziałem się, że jest wojna. Biskup przywiózł do seminarium w Gródku dokumentację kurialną z Kijowa, żeby nie spłonęła, bo w stolicy jest niebezpiecznie - wspomina ks. R. Federczyk.

Gródek Podolski to miejscowość wielkości Radzynia Podlaskiego, znajdująca się 300 km na południe od Kijowa. - Wokół nas na razie nie toczą się żadne walki, ale 26 lutego doszło do bombardowań znajdujących się w okolicznej wiosce urządzeń wojskowych. Tego dnia trzy razy musieliśmy uciekać do schronu, który stanowią piwnice budynku seminaryjnego. W niedzielę również rozległy się dźwięki syren. Nad nami przelatywały rosyjskie samoloty - opowiada kapłan. W seminarium znajdują schronienie także osoby świeckie uciekające ze wschodu kraju oraz klerycy z seminarium w Kijowie, gdzie toczą się ciężkie walki. - Pociski padały blisko tamtejszego seminarium, dlatego postanowili uciec do Gródka - tłumaczy ks. Ryszard.

Kapłan jest w stałym kontakcie z siostrami benedyktynkami przebywającymi w Żytomierzu, oddalonym o 100 km od Kijowa. Już pierwszej nocy doszło do bombardowania lotniska Ozerne sąsiadującego z Żytomierzem. - Część sióstr przyjechała do Lwowa, gdzie znajduje się drugi klasztor. Wyjechały starsze, schorowane, te, które nie mogą szybko biegać... - zaznacza ks. R. Federczyk. - Od sióstr, które zostały w Żytomierzu, wiem, że sytuacja jest bardzo trudna. Pociski spadają obok bloków mieszkalnych. Są ofiary wśród cywilów. W ciągu jednego dnia siostry musiały aż siedem razy uciekać do schronu - opowiada kapłan.

Bez paniki, ale z determinacją do walki

Determinacja Ukraińców, która narasta z dnia na dzień, jest czymś, co pozytywnie zaskakuje ks. Ryszarda. - Na pewno w sercach ludzi jest lęk, nie tyle o siebie, co o bliskich, zwłaszcza synów, którzy są w wojsku. Nie widzę jednak przejawów paniki czy bezradności. Obserwuję za to bardzo silną wolę walki o wolność. Ludzie dodają sobie wzajemnie odwagi. Przed punktami wojskowymi są ogromne kolejki mężczyzn, którzy chcą walczyć. Nie są w stanie przyjąć wszystkich - podkreśla. Kapłan wskazuje także na ogromne przejawy życzliwości między mieszkańcami. - Ludzie oddają krew, dzielą się tym, co mają. Nie brakuje nam żywności. Co prawda są wyłączenia prądu, czasem znika woda. Dzieje się to jednak sporadycznie. Służby robią, co mogą, żeby ludzie żyli normalnie, na ile się da. Wszyscy otrzymaliśmy pakiety medyczne, w których znajdują się rękawiczki chirurgiczne, podstawowe leki, bandaże - zaznacza kapłan, dodając, że Gródek w połowie zamieszkany jest przez Polaków katolików.

Z podziwem ks. Ryszard patrzy także na zachowanie prezydenta Ukrainy Wołodymira Zełenskiego. - Był to przecież aktor komediowy. Do tej pory byłem sceptyczny wobec niego. W ciągu ostatnich kilku dni okazał się bardzo mądrym człowiekiem, stał się bohaterem, mężem stanu. Wiemy, że proponowano mu ucieczkę do Stanów Zjednoczonych, ale odmówił, mimo że publicznie przyznał, iż on i jego rodzina są na celowniku Rosjan. Ma pełną świadomość, że ryzykuje życiem, mimo to trwa na stanowisku. Jego obecność cementuje armię ukraińską i cały naród - podkreśla ks. Federczyk. Przyznaje, że ogląda komunikaty wojskowe w mediach ukraińskich. - Nie mówią tego wprost, ale z przekazu wynika, że armia rosyjska w wielu miejscach przeważa. Choć Ukraińcy pokazują też swoje sukcesy: zestrzelone rosyjskie samoloty czy zdjęcia pojmanych jeńców rosyjskich.

Nawrócenia duchowym owocem

Na pytanie, jak można pomóc Ukraińcom, ks. Ryszard na pierwszym miejscu wymienia modlitwę. - W ostatnich dniach przekonuję się, jak wiele można nią pomóc. Modlę się z tymi biednymi ludźmi i za nich. Więcej im dać nie mogę. W takich chwilach oparcie w Bogu okazuje się być czymś najważniejszym. Kiedy modlę się za człowieka, to Bóg działa w jego sercu - podkreśla kapłan. I dodaje, że adoracja Najświętszego Sakramentu w seminaryjnej kaplicy trwa przez całą dobę. Podobnie jest u sióstr w Żytomierzu. - Dużo modlitw odbywa się po parafiach, prywatnie. Ludzie przychodzą do spowiedzi, nawracają się. Mimo tej tragedii owoc duchowy jest jednak piękny. Bo powrót do Boga to coś pięknego - zwraca uwagę ks. Federczyk.

Duchowny mówi także o okazywaniu życzliwości wobec Ukraińców. - Sytuacja wymaga współczucia i pomocy. Oglądałem w telewizji ukraińskiej ogromne kolejki ludzi, którzy uciekają z Kijowa. Nie wszyscy będą mogli uciec, bo nie mają samochodów, wielu zresztą nie chce. Tym, którzy przyjadą do Polski, trzeba okazać serce. Dlatego apeluję o przyjmowaniu uchodźców, bo oni nie mają co ze sobą zrobić...

A co dalej ze mną? Wykłady miałem prowadzić do 9 marca, a potem wrócić do Żytomierza. Ale w tej sytuacji trudno cokolwiek planować...

Walka Dawida z Goliatem

Na terenie Ukrainy od 2003 r. posługuje także pochodzący z diecezji siedleckiej pallotyn ks. Waldemar Pawelec. Obecnie jest w Kijowie i wraz z innymi Polakami pomaga Ukraińcom. - Bardzo dziękuję wszystkim, którzy nas wspierają. My, jako pallotyni, w Kijowie mamy 37 osób, którym pomagamy. Znaleźli tutaj swoje schronienie. To są głównie rodziny z dziećmi, które nie mają możliwości stąd wyjechać - mówi na nagraniu opublikowanym na swoim profilu facebookowym w drugim dniu wojny. Kapłan zwraca uwagę, że tym, czym każdy człowiek może w tym momencie wesprzeć przebywających na terenie Ukrainy, jest modlitwa. - Dziękuję za wszystkie przejawy jedności, za modlitwy. To jest nam teraz najbardziej potrzebne. My tu jesteśmy, bo ludzie są tutaj i oni nas potrzebują. I będziemy do końca z tymi ludźmi - zaznacza. - Prawda jest po naszej stronie. Pan Bóg jest z nami. My to odczuwamy przez waszą modlitwę i waszą troskę - podkreśla. Wojnę w Ukrainie porównuje do walki Dawida z Goliatem. - Determinacja ukraińskiego narodu jest tak ogromna jaka była u Dawida. Goliat jest większy i silniejszy, ale mam nadzieję, że zwycięży Dawid - dodaje duchowny. Do innych pallotyńskich parafii, szczególnie w Kijowie, Odessie, Żytomierzu i Lwowie, również zgłaszają się rodziny, prosząc o schronienie. - Wiele osób wyjeżdża na wieś, ale ci, którzy nie mają rodzin poza dużymi aglomeracjami, muszą zostać w swoich miastach - tłumaczy ks. W. Pawelec.

Świeca cały czas płonie

Uciekający przed wybuchami rakiet i strzałami karabinów szukają schronienia także w Latowyczu, gdzie kustoszem tamtejszego sanktuarium Matki Bożej Latyczowskiej Królowej Podola i Wołynia jest pochodzący z Białej Podlaskiej ks. Adam Przywuski. - Kiedy wybuchła wojna, zszedłem do kościoła i zapaliłem grubą świecę przed obrazem Matki Bożej Latyczowskiej. Oddałem siebie, ludzi, którym posługuje, i to miejsce Jej opiece. Świeca będzie płonąć, dopóki nie zapanuje jako taki spokój - relacjonował na antenie Radia Maryja. Kapłan zwrócił uwagę, że do sanktuarium przychodzi dużo więcej ludzi niż zwykle. - Czuć ducha samozaparcia i niezłomności, i nie chodzi tylko o żołnierzy ukraińskich, którzy zadziwiają cały świat. Naród ukraiński pokazuje ogromną solidarność, determinację. Wydawało się, że ataki w punkty strategiczne i militarne utrącą żywotność armii ukraińskiej i narodu. Tak się nie stało - opisywał ks. A. Przywuski, który posługuje na Ukrainie od ponad 20 lat. I podsumował: - Nadzieja tylko w Panu Bogu i do Niego mamy się zwracać, bo w Nim jest ratunek. Jeśli jesteśmy z Bogiem, to nikt i nic nie może nam szkodzić. Wiadomo, że jest strach. Ważne, żebyśmy sobie radzili ze strachem, a tą siłą, która sobie poradzi, jest głęboka wiara. Jako ludzie wierzący mamy w ręku największą zbroję - modlitwę.

 

Echo Katolickie 9/2022

 

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama