Zbyt niska poprzeczka [N]

O potrzebie politycznej ironii, niedocenianych szansach polskiego rolnictwa i przeciwdziałaniach rządu na forum europejskim oraz o tym, czego nie rozwiąże się tańcem i śpiewem

Wiesława Lewandowska: — W poważnych tekstach swojego politycznego blogu nie szczędzi Pan gorzkiej ironii oraz dowcipu. To nieco zaskakuje, ponieważ zawsze był Pan uważany — zapewne z powodu prezesury w Najwyższej Izbie Kontroli — za człowieka nadzwyczaj serio podchodzącego do polityki. Skąd ten nowy ton?

Janusz Wojciechowski: — To prawda, dawniej nie miałem tej skłonności do ironii i rzeczywiście byłem raczej politykiem, który bardzo serio traktował wszystko, co robi. Czy to w Sejmie, czy w NIK, nigdy nie miałem skłonności do żartowania. Ta dzisiejsza ironia to sposób obrony przed irracjonalną agresją wobec mojej formacji politycznej i wobec poglądów, z którymi się utożsamiam. W tej chwili to straszenie PiS-em, Radiem Maryja, zaściankiem, ciemnogrodem, moherem itd. przybrało już tak absurdalne rozmiary, że tylko ironia może być odpowiedzią.

— W balowym nastroju zaczynamy świętowanie polskiej prezydencji, a Pan jakoś się nie cieszy, nie świętuje...

Bardziej mnie to śmieszy, niż cieszy... Zanosi się na to, że ta nasza prezydencja będzie jednym wielkim festynem i wiecem przedwyborczym, natomiast nic konkretnego dla Polski z niej nie wyniknie. Zresztą premier Tusk wyraźnie zapowiedział, że prezydencja to nie jest czas na załatwianie własnych interesów.

— A jest?

Bieda polega na tym, że dla Polski nigdy nie ma dobrego czasu na załatwianie własnych interesów... A w czasie naszej prezydencji możemy się spodziewać przede wszystkim spektakularnych wydarzeń tworzących dobry wizerunek polskiego rządu w kraju, wśród wyborców... Można się spodziewać, że Polska dostanie po głowie za tego rodzaju pozorowaną aktywność i w końcu spotka się z krytyką wielu krajów. Europa jest dziś w bardzo trudnej sytuacji, ma wiele poważnych problemów do rozwiązania. Należy do nich np. rolnictwo.

— Akurat ten temat dość uparcie wymyka się z horyzontów polskiej prezydencji...

Rzeczywiście, bo problemów Wspólnej Polityki Rolnej i bezpieczeństwa żywnościowego nie da się dziś załatwić ogólnikami, są potrzebne konkretne decyzje. A z pewnością będą się pojawiać coraz to nowe i nagłe wyzwania, w rodzaju ostatniej epidemii, która nie tylko przyniosła strach i zagrożenie życia wielu ludzi, ale także trudne konsekwencje gospodarcze. Tańcem i śpiewem nie rozwiąże się tego... Moim zdaniem, polski rząd nie jest przygotowany do wyzwań prezydencji. A to właśnie Polska mogłaby wiele zdziałać, zwłaszcza w sprawach rolniczych.

— Dlaczego właśnie Polska?

Dlatego, że Polska ma szczególny tytuł do stawiania spraw rolnictwa na forum europejskim, jako że jest krajem najbardziej rolniczym w Europie; ma duże, naprawdę silne rolnictwo. Pod względem liczby ludności jesteśmy szóstym krajem Europy, a pod względem różnego rodzaju produkcji rolniczej zajmujemy zawsze miejsce bliskie europejskiej czołówki. Zazwyczaj wyprzedza nas Francja, ale jesteśmy zawsze pierwsi w produkcji owoców miękkich i ziemniaków... W wielu rolniczych dziedzinach jesteśmy potęgą, mamy więc czego bronić.

— I mamy szansę skutecznie się obronić?

Jak najbardziej, zwłaszcza że w Europie zmienia się społeczne podejście do rolnictwa. Ludzie zaczynają rozumieć, że to jest nie taka sobie zwykła gałąź gospodarki, ale sprawa ważna dla ogólnego bezpieczeństwa. Polska mogłaby mieć duży wpływ na rozpoczęcie prawdziwej europejskiej debaty nad tym, jak powinna wyglądać w przyszłości wspólna polityka rolna. Dzisiejsza debata to kręcenie się w kółko... Wprawdzie już przesądzono, że trzeba utrzymać wspólną politykę rolną i pomoc dla rolników, ale nie bez oporów, bo rolnictwo wymaga przecież dużych nakładów...

— Co realnie polska prezydencja mogłaby zdziałać na rzecz rolnictwa?

Moim zdaniem, Polska powinna zostać w pamięci Europy jako kraj, który zainicjował prawdziwe zmiany we Wspólnej Polityce Rolnej. Mogłaby zorganizować odpowiednie działania, przygotować dokumenty uzasadniające powrót do wspierania produkcji rolnej i odejście od płacenia za nieprodukowanie, jak to jest obecnie. Polska powinna działać na rzecz wspierania aktywnych rolników, a nie pseudorolników „z Marszałkowskiej”, którzy nakupili sobie ziemi i teraz za nic dostają duże pieniądze... Mogłaby, ale działa przeciwnie — polski rząd broni takich rolników, bo jak tylko pojawiają się próby ograniczenia płatności dla największych latyfundystów rolnych, to minister polskiego rządu jest temu przeciwny...

— Dlaczego? O co tu chodzi?

No właśnie, nie pojmuję, od kiedy to PSL jest partią broniącą wielkich farmerów! Byłem zdumiony, widząc dokument z Rady UE przeciwko ograniczaniu płatności dla największych gospodarstw, na który zgodził się minister Sawicki. Mogę z satysfakcją powiedzieć, że w Parlamencie Europejskim uzyskaliśmy jednak to ograniczenie! Polski minister okazał się być bardziej liberalny niż Parlament Europejski...

— Jak rozumieć taką postawę polskiego rządu? Często tłumaczy się to unowocześnianiem, koniecznością zmiany przestarzałej struktury polskiego rolnictwa, dostosowaniem do Europy...

Chodzi tu zapewne o dostosowywanie się nie tyle do europejskiego rolnictwa, ile do lobby handlowego, które w Europie jest dziś bardzo silne i skutecznie wymusza ograniczenie produkcji rolniczej na naszym kontynencie, co prowadzi do importu żywności ze świata, na czym można zarobić prawdziwie wielkie pieniądze... Jeśli Europa nie popiera produkcji własnej żywności, to otwierają się wielkie możliwości dla handlu, to oczywiste. Klasycznym przykładem takiej sytuacji była reforma rynku cukru, czyli ograniczenie produkcji cukru w Europie, aby go importować z Brazylii i słono płacić. Dlatego taki „cukrowy” kraj jak Polska musiał się stać importerem cukru! W Europie jest obecnie duża świadomość tego rodzaju zagrożenia i z przykrością muszę powiedzieć, że tylko w Polsce można się wciąż jeszcze nasłuchać tylu antyrolniczych haseł i poglądów...

— Czasami — choć rzeczywiście rzadko — mówi się też z życzliwością o polskim rolnictwie, że jego szansą jest ta właśnie „przestarzała” struktura, która może być bazą dla nowoczesnego europejskiego rolnictwa. Zgadza się Pan z taką opinią, czy to tylko takie zaściankowe mrzonki?

Uważam, że tak się stanie. Za 10, 20 lat, a może nawet wcześniej, świat będzie szukał żywności — zabezpieczenie dostaw żywności stanie się głównym zajęciem polityków. Szczególnie poszukiwana będzie tzw. zdrowa żywność i właśnie Polska może jej dostarczać. Mamy wciąż potencjał małych, mobilnych gospodarstw, które mogą się szybko przestawić na produkcję metodami naturalnymi. To jest — powinna być — nasza przyszłość. Dlatego zawsze namawiam zniechęconych polskich rolników, aby jeszcze trochę wytrwali, bo sytuacja światowa zmienia się bardzo szybko na ich korzyść.

— W Polsce jednak dość usilnie propaguje się obecnie — jak trzy dekady wcześniej — wyłącznie rolnictwo wielkotowarowe, przemysłowe.

Niestety, tak. I, niestety, może się okazać, że gdy w Europie sytuacja zmieni się na korzyść rolnictwa, to w Polsce możemy już nie mieć tego prawdziwego rolnictwa. Wtedy będziemy importerami drogiej żywności... A wszystko wskazuje na to, że do tego właśnie zmierza obecna polityka rolna w Polsce. Minister Sawicki cieszy się, że mamy nie aż 2 mln gospodarstw rolnych, ale już tylko 1,5 mln, i ten spadek uważa za właściwy trend i wielki polski sukces unowocześniania rolnictwa. A ja się z tego nie cieszę! Moim zdaniem, w polskiej specyfice każde gospodarstwo rolne, niezależnie od powierzchni, może i powinno znaleźć swoje miejsce i sens istnienia. Ten pęd do zwiększania gospodarstw jest bardzo zły, bo w ten sposób tracimy coś, co kiedyś mogłoby być naprawdę naszym wielkim atutem.

— Oj, chyba jest Pan niepoprawnym marzycielem!

Wcale nie! O tym się dziś mówi w Europie. Ale rzeczywiście, jak tylko zaczynam na ten temat mówić w Polsce, to widzę gesty zdziwienia, jakbym był jakimś zacofanym człowiekiem z XIX wieku... Trzeba tworzyć wielkie, silne ekonomicznie gospodarstwa — przekonuje rząd. Nieprawda! To nie jest model dla Polski. Prawdziwą nowoczesnością jest dziś obrona małych gospodarstw wiejskich.

— Wierzy Pan, że Polska mogłaby być pionierem tego „nowego-starego” rolnictwa?

Mogłaby, ale obawiam się, że straci tę szansę. Mogłaby, gdyby nasz rząd bardziej zatroszczył się o rolnictwo na forum europejskim. Tymczasem nierzadko można odnieść wrażenie, że on działa wbrew naszym interesom. Tak było np. w sprawie wyrównania dopłat. Stare państwa Unii z bólem, ale musiały przyznać, że sytuacja jest niesprawiedliwa i trzeba ją zmienić. Toczyła się na ten temat dyskusja w Parlamencie Europejskim. Była już konkretna propozycja tzw. płatności jednolitej, czyli dopłat naliczanych według jednej zasady we wszystkich krajach, zróżnicowanych tylko w zależności od warunków gospodarowania i środowiska naturalnego. Ta propozycja nie przeszła, m.in. dzięki polskiemu ministrowi rolnictwa, który w marcu br. na posiedzeniu Rady ds. Rolnictwa UE podpisał się pod dokumentem nieuwzględniającym stawki jednolitej... Zebrał, oczywiście, gorące podziękowania — francuski minister zachwycał się wręcz, że Polska nareszcie poparła interesy francuskich rolników... Polska zgodziła się na brak wyrównania dopłat!

— Czuł Pan wtedy „europoselską” frustrację?

Nawet rozgoryczenie... Takie podejście rządu bardzo utrudnia działalność polskich eurodeputowanych, bo żaden z nas nie osiągnie ani o milimetr więcej dla swojego kraju, niż chce jego rząd. To rząd ustawia poprzeczkę, a polski rząd stawia ją wyjątkowo nisko. Frustrujące, oczywiście, może być i to, że właściwie nie ma takiej sprawy, która byłaby załatwiona inaczej, niż chcą Niemcy i Francuzi. Tzw. europejskie kompromisy polegają na ugodzie między tymi państwami.

— To znaczy, że może rzeczywiście rację ma rząd PO, skupiając swą aktywność na wizerunkowych gadżetach, a nie na realnych problemach?

Nasz rząd idzie po prostu najłatwiejszą drogą. Trudno wygrać z silniejszymi, to prawda, ale też nie jest tak, że jeżeli się o coś uparcie walczy, rozmawia, przekonuje, to pozostaje to bez echa. Po jakimś czasie przychodzą efekty. Byłem pierwszym europosłem, który w 2006 r. zaproponował deklarację pisemną przeciwko uprawom roślin genetycznie modyfikowanych (GMO). Rozpoznawszy sytuację, że nie jest realne ustanowienie zakazu upraw GMO w całej Unii, doszedłem do wniosku, że można przynajmniej na tyle zmienić prawo unijne, aby każdy kraj członkowski podejmował samodzielne decyzje w tej sprawie. Pięć lat temu, kiedy prosiłem o wsparcie jednego z posłów niemieckich, o którym wiedziałem, że był przeciwnikiem GMO, odpowiedział sceptycznie, że to nie ma szans... Nie zraziłem się tym i zebrałem 208 podpisów, co nie stanowiło większości, i deklaracja nie została przyjęta, ale stworzył się ruch przeciw GMO i dzisiaj Unia już przyjmuje te przepisy. To dla mnie wielka satysfakcja! Udało się pomyślnie załatwić jeszcze kilka innych konkretnych spraw, np. pomoc dla producentów owoców miękkich, hodowców tytoniu. Tyle można zrobić, nawet bez wsparcia rządu.

— W Polsce często słyszymy, że od czterech lat jesteśmy bardzo szanowani w Europie, że rząd PO poprawił wydatnie wizerunek Polski... Jest Pan bardzo dumny, Panie Pośle?

A teraz to Pani żartuje! Moim zdaniem, nie widać specjalnej różnicy w podejściu do Polski w związku z kolejnymi zmianami rządów. Nikt z europejskich polityków nie przeżywa w jakiś szczególny sposób polskich zmian i polskich problemów. Pewne jest natomiast to, że zawsze większy respekt budzą ci, którzy zdecydowanie bronią swoich spraw, niż ulegli potakiwacze ze zgiętymi karkami. Bzdurą było twierdzenie, że jak rządził PiS, to musieliśmy się wstydzić... Wręcz przeciwnie —w poważnej polityce szanuje się tych, którzy mają własne zdanie i potrafią go bronić.

— Podziela Pan ogólnie panujący optymizm, że nasza prezydencja będzie udana?

Powiem więcej, jest skazana na sukces! A to dlatego, że rząd niczego nadzwyczajnego na tę swoją prezydencję nie zaplanował... Oczywiście, nie chciałbym, żeby polska prezydencja była zapamiętana jako nieudolna czy żeby zepsuła jakieś europejskie sprawy... I nie chciałbym też, by musiała się borykać z jakimiś ogólnoeuropejskimi kataklizmami. Bo to byłoby złe dla naszego kraju.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama