Czy można uwierzyć w prawdomówność dzisiejszych elit rosyjskich?
Czy można uwierzyć w prawdomówność dzisiejszych elit rosyjskich i czy ich mentalność po 20 latach od upadku Związku Radzieckiego uwolniła się od balastu kłamstw, które przez niemal 75 lat stanowiły fundament Kraju Rad?
Związek Radziecki od początków swojego istnienia ufundowany był nie tylko na utopii społecznej, która z czasem okazała się zbrodnicza i ludobójcza, ale także na kłamstwie, z którego uczyniono główne narzędzie komunikacji społecznej i kształtowania stosunków międzyludzkich.
Znakomitym, a jednocześnie przejmującym i tragicznym świadectwem deprawacji, do jakiej w Związku Radzieckim prowadziły publiczne kłamstwa, jest książka brytyjskiego badacza Orlando Figesa „Szepty. Życie codzienne w stalinowskiej Rosji” (Wydawnictwo Magnum 2009). Dzieło to przenicowane jest setkami autentycznych historii i świadectw obywateli Związku Radzieckiego z lat 30., 40. i 50. z wielką polityką w tle. Jednym z głównych narzędzi zarządzania społeczeństwem był donos. W Związku Radzieckim panowała histeria donosu — podstępnie skarżyli na siebie wszyscy. Nie tylko w zakładach pracy, ale nawet w najbliższej rodzinie. Pilnując rewolucyjnej żarliwości, żony potrafiły donosić na własnych mężów i wydawać ich czekistom i enkawudzistom, jeśli tylko znalazły w poglądach własnego towarzysza życia choćby cień nieprawomyślności. Dzieci wypierały się własnych rodziców i niekiedy całe życie żyły w izolacji od nich, wstydząc się przyznania do faktu, że ich rodzice zostali skazani, wywiezieni karnie na Syberię, uwięzieni.
Za co można było trafić do więzienia w Związku Radzieckim? Praktycznie za wszystko, albo lepiej należałoby powiedzieć: za nic. Najgorszym występkiem była jakakolwiek krytyka Stalina. W czym ona mogła się przejawić? W umieszczeniu portretu „chorążego światowego pokoju” w niewłaściwym miejscu w zakładzie pracy czy w biurze, w zmarszczeniu czoła podczas lektury przemówień tego „koryfeusza wszech nauk”. Choć może wydawać się to groteskowe, to jednak nabiera dramatycznej powagi, gdy uświadomimy sobie, że za takie nic nieznaczące gesty setki tysięcy obywateli radzieckich trafiały na lata w nieznane, odległe zakątki azjatyckich terenów tego imperium zła. Okres ten w dziejach ZSRR nazywany jest czasem „terroru wewnętrznego”. To właśnie wtedy wytresowano społeczeństwa i narody ZSRR do myślenia według oficjalnych, jedynie słusznych przekazów, jakie prezentowali sowieccy przywódcy i aktualnie liderzy partii komunistycznej. W Związku Radzieckim ceną, jaką płaciło się za samodzielne myślenie, było w najlepszym razie na przykład dwadzieścia lat pracy przy budowie Kanału Białomorsko-Bałtyckiego, zakończone śmiercią z wycieńczenia. Nie dziwi więc, że społeczeństwo sowieckie szybko takiej samodzielności się oduczyło i zaczęło szczerze wierzyć, w rzeczywistość, jaką kształtowały wokół ludzi oficjalne doniesienia, nakazy, wykładnie — jednym słowem: propaganda.
Pozwala to zrozumieć, dlaczego w dzisiejszej Rosji Józef Stalin, odpowiedzialny za mordy na milionach ludzi i na całych narodach wchodzących w skład ZSRR, wygrywa w większości publicznych sondaży na najpopularniejszą postać w dziejach Rosji czy wręcz na bohatera narodowego. Dekretuje to samo państwo rosyjskie, które nie sprzeciwiło się wydaniu w 2008 roku podręcznika szkolnego, z którego wynika, że Stalin działał „całkowicie” racjonalnie przeprowadzając w latach 30. XX wieku czystki na milionach obywateli ZSRR. Większość rosyjskiej opinii publicznej oburza się, gdy Stalin nazywany jest „ludobójcą”, przyznając, że wprawdzie w tamtych czasach było wiele nieprawidłowości, ale za Stalina „żyło się lepiej”.
Stopień destrukcji ludzkiej moralności i umysłu jest niebywały i wynika z dziesięcioleci terroru i indoktrynacji. Przez lata wmawiano sowieckiemu społeczeństwu, że Stalin i jego ludzie są wynalazcami i konstruktorami na przykład lokomotywy. W latach 20. przekonywano Rosjan, że w Związku Radzieckim już do lat 50. zostaną opracowane leki na wszystkie choroby, w tym całkowicie wyeliminowane zostaną zachorowania na raka. Nad wszystkim czuwał Stalin. Gdy stopniowo po latach nie udało się realizować tych zagadkowych zapowiedzi, znaleziono winnych w postaci „wrogów ludu” oraz zachodnioeuropejskiego i amerykańskiego imperializmu. To oni sabotowali rozpęd komunistycznej industrializacji i świetlany rozwój sowieckiego rolnictwa, którego symbolem był Trofim Łysenko. Ten stalinowski agrobiolog i agronom opracował teorię „stadialnego rozwoju roślin”, ogłaszając rewelacyjną, jak twierdziła propaganda radziecka, metodę użyźniania gleby bez jakichkolwiek nawozów oraz metodę siewu grochu w zimie. Miały one zazielenić w zimie jałowe pola Azerbejdżanu i uchronić ludzi i bydło od głodu, okazały się jednak absurdem, przy próbach urzeczywistniania którego ginęli ludzie.
Kolejną „rewelacją” Łysenki była „jarowizacja zbóż”, mająca podnieść plony i zwiększyć mrozoodporność przez „przemianę odmian jarych w ozime pod wpływem warunków środowiska”. Sęk w tym, że metoda ta została wcześniej opracowana w Ohio i w latach tych często opisywano ją w literaturze fachowej — oczywiście poza Związkiem Radzieckim. Najtragiczniejsza w skutkach okazała się jednak pseudonaukowa kampania, określana dziś jako „łysenkizm”, która od lat 30. począwszy odrzucała zdobycze i ustalenia genetyki. Teorie genetyczne Łysenki odrzucały prawa dziedziczności, przypisując nieograniczone możliwości przekształcania organizmów jedynie metodą zmian środowiskowych.
Ustalenie Łysenki znalazły wyznawców wśród władz ZSRR i zostały narzucone nauce radzieckiej metodami przymusu administracyjnego, któremu towarzyszyła scentralizowana kampania propagandowa. Sam Stalin zaaprobował ustalenia Łysenki, zaś naukowcom reprezentującym genetykę Mendla i Morgana zabroniono dalszych prac. Większość ówczesnych specjalistów broniących naukowego punktu widzenia bezceremonialnie prześladowano. Ten sowiecki „postęp” szedł coraz dalej. W 1948 roku radziecka partia komunistyczna specjalnym dekretem odrzuciła zasady genetyki Mendla, uznając „łysenkizm” za oficjalną naukę państwa radzieckiego. Decyzja ta, jak i państwowo aprobowana działalność Łysenki, miała negatywny i długotrwały wpływ na rozwój biologii i rolnictwa w ZSRR i przyczyniła się do głodu milionów ludzi oraz do katastrofalnego stanu radzieckiej produkcji rolnej. Szacuje się, że ocenia się iż w 1953 r., w chwili gdy umarł Józef Stalin, ilość produkowanego mięsa i warzyw w całym ZSRR była niższa niż za cara Mikołaja II.
Głód i niedomogi w rolnictwie, a także dramatyczne efekty naukowych eksperymentów w tych dziedzinach chętnie natomiast usprawiedliwiano podstępami świata zachodniego, między innymi słynną stonką. Jak twierdzono, Leptinotarsa decemlineata zrzucana była podstępnie na terytoria państw zaprzyjaźnionych, skąd szkodnik ten miał się przedostawać na żyzne, obsiane Łysenkowym zbożem pola ZSRR. W ramach masowych czynów społecznych organizowano zbieranie stonki z upraw i zasiewów. Wokół stonki natomiast powstała ogromna akcja propagandowa, która do dziś pozostaje nieco humorystycznym symbolem tamtych czasów.
Sowieckie kłamstwa bynajmniej nie były jednak śmieszne. Gdy 26 kwietnia 1986 roku doszło do wybuchu wodoru z reaktora jądrowego bloku nr 4 elektrowni atomowej w Czarnobylu i doszło do największej w dziejach katastrofy w cywilnej energetyce jądrowej, świat żył swym spokojnym codziennym rytmem. Władze sowieckie wprowadziły bowiem całkowitą blokadę informacji o bezprzykładnej w dziejach świata tragedii, której przyczyną były między innymi nieodpowiedzialne eksperymenty przy reaktorze oraz przestarzała, sowiecka technologia elektrowni. Związek Radziecki przez długi czas nie informował światowej opinii publicznej o katastrofie, do jakiej doszło w Czarnobylu, a gdy stacje pomiarowe w państwach europejskich stwierdzały wzrost promieniowania, Moskwa przyjęła taktykę zaprzeczania, stwierdzając, że na terytorium ZSRR do niczego takiego nie doszło. W tym samym czasie podczas akcji ratowniczych, śmiertelne dawki promieniowania przyjęły organizmy setek strażaków, którzy niedoinformowani o zagrożeniu zostali wysłani na miejsce katastrofy. Milczenie władz ZSRR przyczyniło się do paniki w zachodniej Europie, gdzie stwierdzono promieniowanie, nie mogąc początkowo uchwycić jego przyczyny.
Kłamstwo, które towarzyszyło całej historii ZSRR, nigdy nie zostało oficjalne potępione. Mało tego — jak się wydaje — we współczesnej Rosji, w wielu dziedzinach jej życia ta metoda jest nadal podtrzymywana. Nie jest to wyłącznie kwestia pozostawienia pomników Stalina, a nawet stawiania mu nowych, w wielu rosyjscy miastach, choć sztafaż ten jest symboliczny. A większej wymowy nabiera, gdy uświadomimy sobie, że w 2000 roku zlikwidowany hymn Rosji, wprowadzony 10 lat wcześniej, a na jego miejsce wprowadzono adaptację słynnego hymnu radzieckiego z 1944 roku. Czy dzisiejsza Rosja rzeczywiście wolna jest od tamtych kłamstw?
opr. aw/aw