Postęp i przemoc

O tureckich pogromach z lat 1915-1916

Masowe ludobójstwo kojarzy się przeważnie z druga wojną światową. Tan sam jednak wiek XX poznał już wcześniej ludobójstwo równie planowe i zbrodnicze — eksterminację Ormian w państwie tureckim w latach pierwszej wojny światowej.

Przemoc wobec narodów podbitych nie była w dziejach Turcji niczym nowym; jak wiadomo, całe to państwo powstało drogą podboju. Choć stosunkowo słabi liczebnie, Turcy podporządkowali sobie stopniowo ziemie cesarstwa bizantyjskiego, zdobywając jego stolicę, Konstantynopol, w roku 1453. Zajęli też całe Bałkany i zhołdowali kraje arabskie. Sprawowali rządy oparte na przemocy „narodu panów” wobec wyzyskiwanych i upadlanych ludów podbitych. Ekspansja ta zatrzymała się w wieku XVII, potem Turcja osłabła; w wieku XIX zrzuciła jarzmo Grecja, a po niej kraje słowiańskie. Ale wciąż jeszcze Turcy utrzymywali kontrola nad sąsiednimi krajami arabskimi.

Centrum posiadłości tureckich stanowiła Azja Mniejsza, obszar najwcześniej zajęty, jedyny, w którym Turcy osiągnęli większość liczebną (przed pierwszą wojną światowa ok. 12,5 mln muzułmanów — Turków i Kurdów, obok 3,5 mln chrześcijan). Chrześcijanie żyli na tych ziemiach od starożytności i przetrwali wiele prześladowań i pogromów (na przykład wymordowanie 200 tys. Ormian w latach 1895-1896). Należeli do różnych Kościołów wschodnich. Byli to właśnie Ormianie (wokół Wan i Erzurum oraz bardziej na południe, aż po Cylicję), chrześcijanie z pogranicza arabskiego, z Mezopotamii i Syrii (nestorianie i jakobici), a wreszcie Grecy, szczególnie liczni nad Morzem Egejskim, w starożytnej Jonii oraz w Konstantynopolu-Stambule.

Pierwsza wolna światowa, w której Turcja uczestniczyła po stronie państw centralnych, walcząc z Rosją, Anglia i Francją, stworzyła sposobność do rozprawienia się z mniejszościami. Sprawcą i organizatorem ludobójstwa było militarystyczne stronnictwo działające pod hasłami „Jedności i Postępu” (tak zwani „młodoturcy”), które u schyłku Imperium osmańskiego sprawowało w nim faktyczną władzę, a droga przemocy wobec swoich i obcych starało się zmienić Turcję w nowoczesne laickie państwo nacjonalistyczne. Państwo wielonarodowe i wielokulturowe uważali za słabe i anachroniczne. Mniejszości były przeszkodą dla pełnej dominacji Turków i potencjalnym sojusznikiem Europejczyków. Za głównego wroga uznano Ormian. Zbrodniczy plan całkowitego wyniszczenia tego narodu na terenie Turcji wojskowa dyktatura zrealizowała w sposób systematyczny i okrutny. Wykonaniem kierował ze Stambułu potężny minister Mehmed Taalat.

Akcję rozpoczęto na początku 1915 roku od rozbrojenia, a następnie skrytego wymordowanie Ormian służących w armii. Potem pod różnymi pozorami aresztowano i likwidowano potencjalnych przywódców. Przezornie skonfiskowano też wszelką broń. Wreszcie specjalnie zorganizowane oddziały wojskowo-policyjne, złożone w znacznej części z kryminalistów, rozpoczęły masakrę. Mieszkańców armeńskich wsi i miast wypędzano z domów, zabijając na miejscu opornych albo paląc ich żywcem. Na samym początku mordowano też księży. Kolumny wygnańców miały iść pod ścisłą strażą setki kilometrów na południe, do obozów na pustyniach Syrii. Droga wiodła przez półpustynne góry, o głodzie, w letnie upały. Półdzicy mieszkańcy kraju nie byli lepsi od żołnierzy. Niezdolnych do marszu, szczególnie chorych i dzieci, zabijano. Ofiary torturowano, rozstrzeliwano, zrzucano w przepaść. Kobiety były wielokrotnie gwałcone; niektóre sprzedawano do haremów. Zabierano też często dzieci, jeśli były na tyle małe, by nie pamiętały męki rodziców (tak zalecały wprost instrukcje Taalata). Do Syrii doszli tylko nieliczni więźniowie, a i tych wyniszczono w obozach lub pędzono dalej bez celu przez pustynię, aż wyginęli do końca.

Liczba ofiar egzekucji i potwornych marszów wyniosła 1,2—1,5 miliona. Ocalało bardzo niewielu. Ormianie nie byli przygotowani na to, co się stać miało, rzadko kiedy mieli siłę bronić się dłużej (szczególnie wspominana jest bohaterska obrona Wan oraz Musa-Dag na wybrzeżu syryjskim). Samoobronę próbowano wykorzystać propagandowo jako dowód złych zamiarów ofiar. Spośród Ormian zamieszkałych w państwie tureckim przetrwało około pół miliona — głównie ci, którzy broniąc się lub uciekając doczekali armii rosyjskiej nacierającej z północy, z części Armenii należącej do Rosji — a także kolonia w Stambule, której nie śmiano wymordować na oczach świata. Tylko bardzo nieliczni zdołali się ukryć, część ludności sprzyjała bowiem pogromom i zyskiwała na rabunku — choć pamiętać trzeba, że zdarzali się też Turcy, którzy nie chcąc uczestniczyć w zbrodni, sami oddali życie.

Ginęli nie tylko Ormianie. Prześladowania dotknęły również chrześcijan licznie zamieszkałych w północnej Syrii i w Mezopotamii, zwłaszcza w regionie Mosulu. Setki tysięcy deportowano nie pozwalając wrócić do ojczyzny, bardzo wielu zamordowano. W Mezopotamii znaczny udział w pogromach miały plemiona kurdyjskie.

Po przegranej wojnie „młodoturcy” utracili władzę; w roku 1919 odbył się nawet proces zbiegłych tymczasem organizatorów rzezi Ormian. Znaleziono tajne dokumenty na jej temat. Zwycięskie mocarstwa planowały z początku pozbawienie Turcji obszarów pogranicznych. Rosja domagała się Konstantynopola (po rewolucji władza radziecka poparła wszakże „młodoturków”). Grecji oddano region Smyrny (Izmir) nad Morzem Egejskim, główne skupisko Greków. Jednakowoż po okresie chaosu w Turcji zorganizowała się na nowo armia, która najpierw starła się z powstałą po upadku caratu niepodległą Armenią, a potem z Grekami. Po długiej wojnie w roku 1923 wojska greckie zostały wyparte z Azji Mniejszej. Za nimi poszedł milion uchodźców uciekających przed okrucieństwem zwycięzców (w podpalonej Smyrnie zginęło trzydzieści tysięcy ludzi). Cel został osiągnięty: Turcja była prawie „Christenrein”.

Wszystkie te zbrodnie pozostały nieomal bezkarne. W nacjonalistycznej Turcji oficjalnie nie przyznano się do ludobójstwa, twierdząc, że chodziło o nieliczne stosunkowo ofiary walk z powstańcami ormiańskimi oraz przesiedleń koniecznych ze względów militarnych. Coraz mniej się też w świecie o tym pamięta. O rzezi Ormian wspominały gazety, gdy któryś z nich próbuje — przez zamach terrorystyczny — przypomnieć tragedię swojego narodu. Pięciotomowa historia Kościoła, której tłumaczenie wyszło w „Paxie”, poświęca pogromom z lat 1915—1916 zaledwie jedno zdanie, nie podając nawet liczby ofiar — a równocześnie nie skąpiąc miejsca dla dyplomatyczno-kościelnych kontaktów katolików z Kościołami wschodnimi.

Zarazem „młodoturcy” często uchodzą po prostu ze nowoczesnych patriotów i reformatorów. Kult postępu i sukcesu prowadzi wielu historyków i publicystów do tuszowania brutalności ich rządów. Punkt widzenia „narodu panów” fascynuje... Niezwykle przykry jest rzeczą, że taki sposób myślenia przedostać się mógł także do pisma katolickiego. Właśnie w „Przeglądzie Katolickim” (1998, nr 9) w artykule Marcina Kuli Jak ancien regime padł, naród zaś się uratował można było przeczytać pochwały „reformatorskich” działań młodoturków. Dziwić musi to uznanie dla skrajnie nacjonalistycznej dyktatury wojskowej.

Rzeź Ormian przedstawiono jako epizod wśród pozytywów, stosując miejscami język eufemistyczny: negatywna reakcje wobec innych narodowości (...) ludobójstwo Ormian (...) wydarzenie o genezie najpewniej wieloczynnikowej (!). Za mało jest dorzucić, że świat (...) nie powinien zapomnieć. O chrześcijanach w Mezopotamii i Syrii nie wspomniano w ogóle, a Grecy, zamieszkali nad Morzem Egejskim od IX wieku przed Chrystusem, przedstawieni zostali jako napastnicy w sercu ziem tureckich (nasuwa się porównanie z tym, co Niemcy pisali o powstaniach śląskich).

Gdy trafimy do Turcji, patrzmy życzliwie na jej mieszkańców — niechaj idą trudną droga ku lepszemu. Ale nie zapomnijmy połączyć się w modlitwie z tymi, których krew nie nawróciła prześladowców. (1988)

[jako Grzegorz Osiński] Postęp i przemoc. Przegląd Katolicki 1988 nr 14/15, ss. 11

Zbiór artykułów i felietonów M. Wojciechowskiego: Wiara — cywilizacja — polityka. Dextra — As, Rzeszów — Rybnik 2001

opr. mg/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama