Czas na samorządy

Jak uwiarygodnić wyniki wyborów

Czas na samorządy

Coraz bliżej wybory samorządowe. Jest więc czas najwyższy, aby, jeszcze przed kampanią, przedyskutować i zmienić zasady ordynacji wyborczej oraz funkcjonowania samorządów terytorialnych. Czas najwyższy, by później nie przyjmować nieprzemyślanych rozwiązań pod presją czasu i przedwyborczych sondaży.

O sondażach piszę, bo niedobrą tradycją w Polsce jest tworzenie prawa pod chwilową sytuację autorów. Najlepszym tego przykładem jest obowiązująca konstytucja. Tworzeniu jej przewodniczył – jeszcze jako poseł – Aleksander Kwaśniewski i doprowadził do ograniczenia roli prezydenta, by zablokować dyktatorskie ciągoty Lecha Wałęsy. Później, już jako prezydent, tenże Kwaśniewski skarżył się na ograniczenia, jakie nakłada na niego konstytucja.

By tego uniknąć, rządzący muszą pamiętać, że, prędzej czy później, też będą w opozycji; opozycja zaś, jeśli poważnie myśli o przejęciu władzy, musi przemyśleć, jakie rozwiązania pozwolą na sprawne zarządzanie gminą, powiatem, czy województwem. Wiem, że w dzisiejszej atmosferze histerycznych reakcji totalnej opozycji na wszelkie posunięcia i wypowiedzi rządzących, jest to skrajnie trudne, ale trzeba się starać. Jeśli, oczywiście, mamy na celu dobro kraju a nie tylko swojego ugrupowania.

Dotychczas jedyną propozycją, publicznie dyskutowaną, było ograniczenie ilości kadencji prezydentów, burmistrzów i wójtów do dwóch. Kwestia istotna, lecz, według mnie, nie najważniejsza. Istotniejszą kwestią jest wiarygodność wyników wyborów, czyli zabezpieczenie ich przed fałszowaniem. Wydaje mi się, że konieczny będzie powrót do oparcia się na papierowych protokołach, jako trudniejszych do zhakowania, a wersje elektroniczne traktować można jedynie jako pomocnicze.

Bardzo ważne jest również dopuszczenie mężów zaufania lub/i członków komisji reprezentujących komitety wyborcze do komisji wyższych szczebli z PKW włącznie. Uważam, że członkowie komisji obwodowych są w zdecydowanej większości ludźmi uczciwymi a cuda wyborcze mają źródła wyżej.

A teraz: jak wybierać radnych? I tu PiS musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy celem zmian jest wygranie wyborów, czy uobywatelnienie samorządów. Cel pierwszy osiągnąć można prosto poprzez ograniczenie możliwości zgłaszania kandydatów tylko do komitetów wyborczych partii politycznych. Sukces gwarantowany, tak jak gwarantowana klęska w przypadku zmiany preferencji wyborców w skali kraju.

Osiągnięcie drugiego celu jest trudniejsze a propozycji rozwiązań tyle, co ich autorów. Ja chcę przedstawić sposób podpatrzony w wyborach lokalnych w niemieckim Palatynacie a więc jak najbardziej europejski: Każdy komitet zgłasza maksymalnie tylu kandydatów, ile jest mandatów do zdobycia a wszystkie listy umieszczone są na jednej karcie do głosowania. Przybiera ona często postać sporej płachty, lecz i tak jest rozwiązaniem zdecydowanie lepszym, bo bardziej transparentnym, od niesławnej broszury, preferowanej z uporem przez Państwową Komisję Wyborczą. Wyborca, z kolei, dyponuje taką ilością głosów, ile jest mandatów do obsadzenia i może oddać je na kandydatów z różnych list, lub zagłosować na jedną listę – wtedy wszyscy kandydaci z tej listy otrzymują po jednym głosie. Mandaty otrzymują ci, którzy zbiorą najwięcej głosów. Proste i jednoznacznie.

Taki system daje silny mandat wyborczy radnym i likwiduje zjawisko wciągania słabych kandydatów przez silną listę. Uwalnia również wyborcę od trudnych decyzji, gdy musi wybierać wśród kilku równie dobrych kandydatów, lub gdy preferowany kandydat znajduje się na liście mogącej nie przekroczyć progu wyborczego.

Oprócz sposobu wyboru, należy zastanowić się nad sposobem funkcjonowania organów gminy i ich wzajemnymi relacjami. Obecne skupienie całej władzy wykonawczej w rękach prezydenta ocenić trzeba pozytywnie. Pozwala to na skuteczne zarządzanie gminą ale również jednoznacznie określa odpowiedzialność za podejmowane decyzje.

Zmiany wymaga jednak słaba pozycja rady wobec prezydenta. Mała ilość radnych oraz ich częsty brak wiedzy o różnych aspektach zarządzania gminą, powodują, że rada nie jest dla niego równym partnerem. O ile zwiększenie liczby radnych jest pomysłem kontrowersyjnym, o tyle zasadnym wydaje się powrót do instytucji członka komisji spoza rady. Dokooptowanie do komisji osób kompetentnych w jej dziedzinie wzmocni merytorycznie komisję i tym samym radę, a większa ilość osób z prawem głosu, choćby tylko w komisjach, utrudni prezydentowi uzależnienie ich od siebie.

Powyższe uwagi są jedynie zasygnalizowaniem problemów, jakie muszą przedyskutować i roztrzygnąć zarówno rządzący, jak i opozycja. Niestety, totalna opozycja angażuje się jedynie w totalną, histeryczną krytykę i unika dyskusji merytorycznej. Rządzący zdani są więc na siebie i opozycję nietotalną. Tym bardziej muszą pamiętać, że kiedyś sami będą w opozycji i wtedy będą musieli żyć i działać w ramach tworzonego teraz prawa.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama