"Sakramenty. Między ołtarzem a codziennością" - fragmenty książki której celemjest pokazanie, że „sakrament” nie ogranicza się wyłącznie do formalnych aktów religijnych
|
Bernard Cooke SAKRAMENTY ISBN: 978-83-7767-191-7 |
|
Nie można mieć wątpliwości, że „sakrament” to jedno z najbardziej podstawowych pojęć w chrześcijaństwie. Miliony ludzi uważają je za coś oczywistego.
Kolejne miliony odrzucają je lub przynajmniej traktują z podejrzliwością. Zwykle zaś jest ono po prostu niewłaściwie rozumiane. A przecież sakramenty dotyczą najbardziej podstawowych aspektów istoty człowieczeństwa. Fakt ten jednak, co smutne, jest na ogół pomijany.
Już od wielu wieków termin „sakrament” większości chrześcijan kojarzy się głównie z określonymi rytualnymi aktami (chrzest, Eucharystia itp.), którym zwykło się przypisywać szczególnie „religijny” charakter. W świecie zachodnim te liturgiczne akty kształtowały życie i doświadczenie ludzi przez długie okresy historii — przede wszystkim w średniowieczu. Kalendarz był w istocie sekwencją obchodów chrześcijańskich świąt religijnych. Ludzie przeżywali nasycone symboliką działania sakramentalne, ale niezbyt dobrze pojmowali ich prawdziwy sens. Tłumaczenia podawane (na przykład podczas kazań) były często nieadekwatne, a nawet fałszywe. W rezultacie przeżywanie sakramentów było zakłócone, a liturgie sakramentalne nie odnosiły zamierzonego skutku.
Zaskakujący wydaje się fakt, że pierwsze systematyczne wyjaśnienie, czyli „definicja” sakramentu, pojawiło się w chrześcijańskiej myśli dopiero po upływie wielu stuleci. Być może stało się tak dlatego, że ostatecznie sakramentów nie da się zdefiniować, na co wskazywał jeden z pierwszych terminów, którym określano te liturgiczne obrzędy, a mianowicie greckie słowo mysterion(tajemnica). Sprawowanie sakramentów było więc celebracją ostatecznych „tajemnic”, które zostały objawione przez śmierć i zmartwychwstanie Jezusa z Nazaretu. Misteria te mieściły w sobie najgłębszą tajemnicę ludzkiego życia, stworzonego wszechświata, a nawet samego Boga. Obrzędy sakramentalne wprowadzały mężczyzn i kobiety w świat wykraczający poza ludzki wymiar: w obszar sacrum. Umożliwiały kontakt z Bożą mocą i — jak oczekiwano — z Bożym miłosierdziem i łaską.
Niemniej chrześcijanie, jakby instynktownie, zawsze byli przekonani, że w sakramentach zachowany jest pewien typowo ludzki element. Celebracja misteriów miała więc wprawdzie na celu oddawanie czci Bogu, ale miała także dawać korzyść ludziom, którzy ją odprawiali. Ta intuicja znalazła konkretny wyraz w starym jak świat powiedzeniu „sakramenty są dla ludzi” (Sacramenta pro populo). Wprawdzie zasadę tę częściej głośno wypowiadano, niż jej przestrzegano, ale wyrażała ona pogląd, że chrześcijanie powinni czerpać z sakramentów korzyść i to ona była głównym powodem sprawowania sakramentalnej liturgii.
Mniej więcej od tysiąca lat koncepcja ta przyjmuje formę przekonania, że zbawienie przychodzi do ludzi za pośrednictwem sakramentów. Sakramenty „dają łaskę”, przezwyciężają grzeszność człowieka, udzielają ludziom moralnej siły potrzebnej do prowadzenia dobrego życia, a co za tym idzie do osiągnięcia przeznaczenia. Przybliżają ludzi do Boga. W czasach protestanckiej reformacji wiele zreformowanych Kościołów potępiło magiczne rozumienie „udzielania łaski” i słusznie podkreślało związek sakramentów z nauczaniem Słowa Bożego. Sakramenty są przecież płaszczyzną przekazywania chrześcijanom słowa Bożego i pielęgnowania wiary. To w wierze ludzie przychodzą do Boga. Fakt ten jednak w żaden sposób nie neguje przekazywania łaski, które ma miejsce podczas liturgii sakramentu. Zwraca natomiast uwagę na pewien ważny aspekt tego zjawiska. Otóż sakramenty powinny, w założeniu, sprawiać, że ludzie stają się lepszymi ludźmi, a więc należy je sprawować po ludzku.
W tradycji katolickiej wiele osób było zdania, że ta reformacyjna koncepcja odrzuca sakramenty. Rzeczywiście, w znacznej części zreformowanego chrześcijaństwa w pewnym stopniu odrzucano sakramenty, a przynajmniej umniejszano ich znaczenie. Aby więc zachować wiarę wwewnętrzną skuteczność sakramentów, przez ostatnie czterysta lat w katolickim nauczaniu podkreślano ich obiektywną moc uświęcającą. Nauka ta została podsumowana w formule, zgodnie z którą sakrament jest skuteczny ex opere operato (przez sam fakt jego udzielenia).
Niestety, ten łaciński zwrot często przekazywał do ogólnej świadomości (niezbyt dokładną) koncepcję, że sakrament działa automatycznie: wystarczy go przyjąć, aby otrzymać łaskę. W katolickim nauczaniu zawsze podkreślano, że nastawienie i otwartość osoby przyjmującej sakrament wpływają na to, w jakim stopniu otrzyma ona łaskę. Jednak uznanie potrzeby udziału człowieka wczynnościach sakramentalnych zostało przysłonięte przez pogląd, według którego niezbędna duchowa moc płynęła do ludzi poprzez specjalne kanały, czyli właśnie sakramenty. Popularne rozumienie skuteczności sakramentów często nabierało charakteru magicznego. Uważano, że Bóg działa w tych obrzędach w sposób ukryty, tajemniczy, absolutnie niewytłumaczalny i duchowy. Takie podejście jest całkowitym odwróceniem nowotestamentowego sensu „tajemnicy”, „misterium”. W Nowym Testamencie „misterium” oznacza bowiem to, co Bóg objawił w Jezusie jako Chrystusie, czyli Mesjaszu.
Uważano, że udzielanie tajemniczej mocy jest szczególnym przywilejem osób wyświęconych. To oni, poprzez „nakładanie rąk”, mieli możliwość dokonywania świętej przemiany chleba i wina w ciało i krew Chrystusa. Im też dana była moc odpuszczania grzechów, awięc działali jako zbawcy ludzi. W konsekwencji panowało przekonanie, że udział osób, które nie miały święceń, ograniczał się do otrzymywania łaski, a kontakt z Bogiem nawiązywały one wyłącznie za pośrednictwem ludzi posiadających „moc święceń”.
W pośredni sposób poprzez wieki uznawano więc i czczono jeden z dwóch głównych elementów sakramentu, na który chciałbym zwrócić uwagę w tej książce, czyli zbawczą obecność Boga. Chociaż według powszechnego wyobrażenia Bóg mieszkał „wysoko w niebiosach”, a w formalnej refleksji teologicznej akt otrzymywania łaski miał charakter „odgórny”, to jednak zawsze istniała swojego rodzaju świadomość, że uczestnictwo w sakramentalnym obrzędzie oznaczało wejście w uświęconą przestrzeń, gdzie nawiązywało się bliższy kontakt z Bogiem.
Z tego powodu u podstaw toczącej się w XVI w. dyskusji na temat natury obecności Chrystusa w Eucharystii leżało założenie, że w taki czy inny sposób Chrystus jest obecny w chwili, kiedy podczas liturgii wspólnota wspomina Jego śmierć i zmartwychwstanie. Zawzięta polemika dotycząca charakteru Eucharystii jest jednocześnie dowodem, że w świadomości ludzi nie ma jednoznacznego związku pomiędzy zewnętrzną symboliką a zbawczą obecnością Boga oraz pomiędzy Jego obecnością a przyczyną „łaski”.
opr. ab/ab